piątek, 3 maja 2013

Rozdział XIII





 
R o z d z i a ł XIII




Wtorek, 6 listopada 2012r.


 Minęło okrągłe siedem dni od sytuacji sprzed tygodnia i czułem się dziwnie. W ogóle wszystko się pokomplikowało. Moje życie znów toczyło się wokół Zayna, ale w kompletnie inny sposób niż dotychczas. Teraz to ja musiałem zabiegać o jakiekolwiek spotkania czy najzwyklejsze wspólne oglądanie telewizji. I dopiero w tej chwili zaczynało do mnie docierać to jak głupio się zachowujemy. Najpierw to Zayn  inicjował każde wyjście razem. Teraz to ja ze względu na sytuację robiłem dokładnie to samo co on przedtem. Głupota. Czy nie moglibyśmy po prostu razem się o siebie starać? Myślę, że byłoby to o niebo łatwiejsze wyjście, prawda?

Westchnąłem głośno, jednocześnie przewracając się na drugi bok. Sprawa wyglądała naprawdę beznadziejnie. Jasne, kiedy się na coś uparłem to dążyłem do celu bez względu na wszystko inne, ale teraz miałem jakieś ograniczenia. Oczywiście osoba, która to robiła, była tego zupełnie nieświadoma, ale robiłem to dla niej. Dla dobra naszej przyjaźni. Nie mogłem znów ot tak zawalić Liama swoimi problemami. Nie mogłem go również zostawić jak ostatnio. Dlatego krążyłem od blondyna do szatyna, dbając o nich i jednocześnie wykańczając samego siebie. Oczywiście niektóre godziny spędzone z tą dwójką sprawiały mi ogromną frajdę, ale kiedy musiałem naprawdę podlizywać się Zaynowi, czy słuchać niezwykłych historii Liama, kiedy to chciałbym po prostu pomilczeć i poleżeć w towarzystwie przyjaciela, to odechciewało mi się dosłownie wszystkiego. I w takich chwilach naprawdę odliczałem dni do moich urodzin, a jakby nie patrzeć pozostał do nich równy miesiąc. Z jeden strony się cieszyłem, ale z drugiej…

Na dźwięk budzika, przycisnąłem mocniej głowę do poduszki cicho klnąc pod nosem. Zdenerwowany wygramoliłem się z łóżka, dosyć brutalnie rzucając jasiekiem w jeden z kątów niebieskiego pokoju. Buzowałem, od paru dni byłem po prostu cholernie spięty cała tą sytuacją z Malikiem. To nie było dobre.

Po szybkim prysznicu, zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Wychodząc z łazienki delikatnie uderzyłem się w ramię co wywołało we mnie jeszcze większy gniew. Zły, wmaszerowałem do kuchni, nie zaszczycając ani jednej osoby w owym pomieszczeniu moim spojrzeniem. Usiadłem i wyprostowany czekałem na śniadanie, które jak zwykle podawała ciocia Trish.

- Niall? – ze śmiechem zwrócił się do mnie Zayn. Podniosłem na Niego pytający wzrok. Jego roziskrzone oczy zdecydowanie rozczuliły moją osobę. Niestety kolejne słowa jedynie bardziej zdenerwowały niż załagodziły całe napięcie:

- Założyłeś koszulkę na odwrót… I w sumie ubrudziłeś się pastą. O tutaj – wskazał u siebie. No tak, mnie by przecież nie dotknął.  Zachowując spokój i nawet nie zerkając na Malika, starłem zaschniętą pastę z kącika moich ust i wbiłem wzrok w stół. Po podanie przez ciocię śniadania szybko skonsumowałem jajecznicę, po czym cicho dziękując, założyłem plecak i czym prędzej wyszedłem z domu. Potrzebowałem powietrza, potrzebowałem odpoczynku. I chyba wiedziałem co będzie moim zajęciem na dzisiejszy wieczór. Rodzice nie byliby dumni, ale cóż… i tak ich tu niema…


 
*~~*~*~~*



Zdecydowanie nienawidziłem szkoły, nienawidziłem pierwszej lekcji, nienawidziłem nauczycieli, nienawidziłem nawet krzesła, na którym dane mi było usiąść. Nie powinno mnie tu dzisiaj być. Bałem się, że wybuchnę, ot tak, po prostu. Zacisnąłem mocno pięści, z wręcz wyczuwalnym błaganiem czekając na dzwonek.

 Trzy minuty.

 - Niall? Wszystko w porządku? – szepnął Li. Tak, wszystko było w jak największym porządku, dopóki się nie odezwałeś – pomyślałem zirytowany.

- Jest świetnie – odburknąłem cicho.

Dwie minuty.

Wiem, zachowywałem się jak najzwyklejszy cham. On troszczył się o mnie, a ja? Ja miałem po prostu zły dzień, chciałem być sam, przemyśleć wszystkie sprawy, które chwilowo rujnowały moje życie. Westchnąłem ciężko, napotykając zmartwione spojrzenie blondyna.

Minuta.

O ile to możliwe mocniej zacisnąłem pięści i wbiłem wzrok w stolik, na którym było mnóstwo napisów 
mówiących o miłości. Proste wyznania typu „Kocham Cię Jess” czy „ K.M + L.T = ♥ ” zdecydowanie nie uspokoiły moich zszarganych nerwów.

Dziesięć sekund.

Widziałem, że Liam, ma zamiar złapać mnie zaraz po dzwonku. Jego natarczywe spojrzenie mówiło wszystko. W Jego planach było męczenie mnie na przerwie, póki wszystkiego nie wyśpiewam i razem nie rozwiążemy tego problemu. Taki już był, troskliwy, ale i upierdliwy. Dlatego zaraz po upragnionym dzwonieniu, błyskawicznie zarzuciłem plecak wybiegając z klasy. Słyszałem nawołujący głos Liama i niewyraźne pytania Zayna co się ze mną dzisiaj dzieje. Szybko, nie odbierając butów czy kurtki z szatni, wyszedłem nie zwracając uwagi na otaczający mnie chłód. Zarzucając kaptur, udałem się w stronę ulubionego parku. Usiadłem pod jednym z największych dębów i schowałem twarz w kolanach, obejmując się delikatnie rękoma. Zamiast upragnionego ukojenia, byłem jedynie zdenerwowany tym, że nie zabrałem cieplejszej bluzy. Zakląłem pod nosem delikatnie, ale i energicznie trąc kolana rękoma. I wkurzony niemocą względem ogarniającego mnie zimna odpłynąłem we własnych myślach, nie przejmując się coraz zimniejszymi dłońmi i spadającą temperaturą mojego ciała…

Kilka godzin później zdecydowanie wyziębiony „ocknąłem” się rozglądając  zdezorientowanym wzrokiem dookoła. Zmierzchało. Wstałem, starając się nie potknąć z powodu zmarzniętych kończyn. Rozprostowałem kości i z cichym jękiem udałem się w stronę domu. Mój powolny chód był zdecydowanie nieproporcjonalny do mojego ogromnego pragnienia bycia w ciepłym pomieszczeniu. Nabrałem tempa, dochodząc w ten sposób w niecałe 15 minut do upragnionej posesji.  Po cichu, niczym włamywacz wszedłem przez drzwi wejściowe starając się narobić jak najmniej hałasu. I naprawdę by mi się to udało gdybym przy zdejmowaniu butów nie zahaczył o wieszak na kurtki i nie runął boleśnie na ziemię. Przekląłem siarczyście, starając się stanąć o własnych siłach. Niestety, przejmujący ból kostki, zgrabnie mi to uniemożliwiał. Podparłem się jedną z rąk o szafkę, starając się chociażby usiąść. Oczy zaszły mi zdradliwymi łzami, kiedy delikatnie ukucnąłem na zmaltretowanej nodze. Zacisnąłem mocno powieki, odliczając do dziesięciu, aby uspokoić nierówny oddech.

 - Może pomóc? – usłyszałem rozbawiony głos Malika. Nawet nie podniosłem wzroku, jedynie intensywniej naliczałem, kolejne z liczb. Doszedłem dokładnie do trzydzieści siedmiu kiedy poczułem mocne dłonie, zaciskające się na moich ramionach i ciągnące do góry. Niestety, Zayn nie był świadomy bólu jaki odczuwałem w lewej kostce i postawił mnie na niej, boleśnie przygniatając do ziemi. Znów zacisnąłem powieki, tak aby nie doprowadzić do wypłynięcia chociaż jeden z łez gromadzących się w kącikach oczu. Zdusiłem cisnące się na usta przekleństwo.

 - Mógłbyś mnie zostawić samego? – wychrypiałem, nie otwierając zamglonych oczu. 

 - Niall? – zapytał niepewnie – stało się coś? – delikatnie dotknął mojego ramienia. Byłem zły, naprawdę zły, wręcz wściekły i wszystkie te odczucia narastały wraz z ciągnącym się bólem kostki.

  - Nic się do cholery nie stało, okej?! – powiedziałem dosyć głośno, jednocześnie otwierając oczy i rzucając Malikowi wściekłe spojrzenie – wszystko jest w jak najlepszym porządku, odwalcie się ode mnie wszyscy, nie potrzebuję waszej pieprzonej pomocy! Nie potrzebuję nikogo! – wykrzyczałem zły.

- Nia… - zaczął, ale mu przerwałem.

- Nie! Nie ma „Niall”. Chciałem po prostu przemyśleć pewne sprawy. Posiedzieć SAM – tu zaakcentowałem słowo – ale nie – prychnąłem zły – Wy oczywiście musicie jak zwykle wpieprzyć swoje niechciane trzy grosze. Czy ktoś prosił Cię o pomoc? – zapytałem łamiącym się głosem, bo niefortunnie przeniosłem ciężar ciała na lewą stopę. Spojrzałem w dół na puchnącą z każdą chwilą kostkę. 
Zrezygnowany opuściłem ramiona i starałem się uspokoić oddech. Malik chyba zauważył moje spojrzenie, bo również przeniósł wzrok na pęczniejącą nogę.

-  Co Ci się stało? – zapytał przerażony.

 - Przewróciłem się .. – odparłem obojętnie.

 - Niezdara z Ciebie, wiesz? – uśmiechnął się lekko, biorąc mnie jednocześnie delikatnie na ręce. I to było tak cholernie słodkie, że wszystkie słowa, które wypłynęły w złości z moich ust parę minut temu, nagle zmieniły się w ogromne wyrzuty sumienia. Położył mnie na kanapie, równocześnie podkładając mi dosyć twardą poduszkę pod nogę. Przysiadł się obok, pieszczotliwie odgarniając mi grzywkę z czoła.

 - Zayn – przełknąłem głośno ślinę – ja przepraszam… - wychrypiałem skruszony – nie wiem co się ze mną stało, po prostu… - przerwałem, kiedy pochylił się nade mną i czule musnął moje usta. Uśmiechnął się, po czym swoją dłonią poczochrał moje włosy cicho chichocząc. Posłałem mu lekko poirytowane spojrzenie.

 - Chyba powinniśmy Ci to opatrzyć – stwierdził poważnie. Westchnąłem ciężko, bo naprawdę nie lubiłem tego typu sytuacji. Poza tym moje plany na wieczór odeszły wraz z nieszczęsnym upadkiem i zamiast dobrej zabawy w klubie pozostanie mi leżenie na kanapie w salonie. Wspaniale – pomyślałem z sarkazmem.

Chociaż jakby nie patrzeć wizja opiekuńczego Zayna wydawała się naprawdę kusząca i w sumie w stu procentach pobijała tą, w której wracam pijany do domu. I to było naprawdę słodkie z Jego strony, że przejął się niewielkim uszkodzeniem mojej nogi po tym wszystkim co wykrzyczałem w Jego stronę.

Skrzywiłem się nie tyle co na wspomnienie danej sytuacji, ale na Zayna opatrującego pulsującą kostkę. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym, delikatnie nałożył przezroczystą maź. Delikatnie rozsmarowywał chłodną, śmierdzącą maść. Następnie zawinął kostkę w dwa białe bandaże uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek ruch lewej stopy.

Kiedy skończył uśmiechnął się w moją stronę pokrzepiająco i na chwilę wyszedł z pokoju. Kilka minut później wrócił z paroma kocami i herbatą w moim ulubionym niebieskim kubku. Usiadł obok okrywając nas, a zwłaszcza mnie bardzo dokładnie i podał mi parującą ciecz. Upiłem łyk krzywiąc się nieznacznie i szybko odstawiając kubek. Zdecydowanie za gorąca. Przysunąłem się do Niego niepostrzeżenie, przytulając się do Jego prawego boku. Wzdrygnął się kiedy moje lodowate ręce dotknęły nagiej skóry Jego ramienia.

 - Zmarzłeś – stwierdził cicho, chuchając w moje włosy swoim ciepłym oddechem.

 - Jest dobrze – odpowiedziałem równie niesłyszalnie.
Zayn odruchowo przyciągnął mnie do siebie cicho chichocząc w moją szyję.

I naprawdę ogarniały mnie wyrzuty sumienia kiedy przypomniałem sobie co mu niedawno wykrzyczałem prosto w twarz, bo tak naprawdę potrzebowałem pomocy, tylko sam nie potrafiłem sobie tego do końca uświadomić, aż do teraz.

- Zayn?

- Mhm? – mruknął cicho, naznaczając moją skórę kolejnymi zaczerwienionymi śladami.

  - Jestem egoistą?

- Czemu pytasz? – zapytał, odrywając się jednocześnie od mojej szyi, co skomentowałem cichym jękiem.

- No nie wiem, po prostu tak uważam i chciałbym poznać Twoje zdanie, tak myślę – stwierdziłem.
 
- Nie, chyba nie – oznajmił po czym „zatopił” głowę w moją klatkę piersiową.

- Chyba? – dobra, wiem, chciałem szczerej odpowiedzi, ale ta zdecydowanie mnie nie zadowalała.

- Każdy z nas w pewien sposób jest egoistą Niall – wybełkotał niewyraźnie. Mimowolnie wplątałem dłoń w Jego włosy, głaszcząc je i czochrając delikatnie co jakiś czas. Zayn w odpowiedzi mruczał doprowadzając mnie swoim zachowaniem do totalnego rozczulenia nad Jego osobą. I to było naprawdę dziwne żyć z myślą, że parę miesięcy temu wyglądał na osobę, która zdecydowanie mnie nienawidzi. Teraz zachowywał się jak jedno z najbardziej potulnych zwierzątek na ziemi i naprawdę uwielbiałem go w takich chwilach. W sumie uwielbiałem wszystkie momenty, które przeżywał wraz ze mną, dobre czy złe, nieważne, grunt, że razem.

- Zayn.. – Ten jedynie mruknął cicho w odpowiedzi – Dobranoc głupku – szepnąłem cicho, delikatnie muskając Jego usta i wtulając w Jego wspaniała osobę.




*~~*~*~~*



 
- Jezu Niall, coś Ty narobił?! – gorączkowe spojrzenie Liama kursowało pomiędzy moją twarzą a kostką. I to było naprawdę dziwne, bo była jedynie skręcona.

 - Przewróciłem się – wychrypiałem lekko zawstydzony, bo zdecydowanie nie lubiłem robić za niezdarę. I naprawdę spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego co nastąpiło chwilę później.

- Zwariowałeś?! Gdzie Ty się pałętasz?! Wiesz jak się martwiłem, boże Horan, Ciebie to chociażby na chwilę nie można zostawić samego, dzieciak! – słowa wypływały z Jego ust niczym z karabinu. Nigdy, ale to nigdy nie spodziewałbym się takiego wybuchy ze strony blondyna. Jasne, śmiechu, ale nie takiej grozy.

- Naprawdę Niall, z Tobą to samo problemy… - Wyłapałem współczujące spojrzenie Zayna, który ledwo co powstrzymywał się przed wybuchnięciem salwą śmiechu. Sam, z powodu ogarniającego mnie rozbawienia spuściłem głowę i czerwony wstrzymywałem oddech żeby chociażby nie zachichotać.

- Zobaczysz, następnym razem będę za Tobą chodzić krok w krok i nie interesuję mnie to czy będę musiał patrzeć chociażby na to jak się pieprzysz – fuknął zdenerwowany.

I to co powiedział  zdecydowanie przeważyło, rzuciłem szybkie spojrzenie w stronę Zayna i jak na komendę oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- Hahaha, boże Liam, jesteś taki zabawny kiedy się denerwujesz – stwierdziłem przez śmiech dostrzegając Malika, który dosłownie turlał się po podłodze z głupoty blondyna.

 - No i z czego się śmiejecie?! Nawet Ty Zayn? Nawet Ty? Wychodzę i oczekuję, że jak wrócę to zdążycie zastanowić się nad swoim karygodnym zachowaniem – stwierdził zrezygnowany jednocześnie opuszczając pokój.

Zerknąłem na Malika, który ciężko oddychając zbliżał się do mnie z zagadkowym uśmiechem. Chwilę potem sapałem, krzyczałem i jęczałem* żeby przestał. Niestety Jego wszędobylskie palce łaskotały całe moje ciało doprowadzając mnie do szaleństwa i mimo tego, że nie lubiłem tego typu sytuacji, wiedziałem, że tą będę wspominać ze zdecydowanym uśmiechem.





*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*






*Dopiero jak przeczytałam co napisałam, ogarnęłam jak dwuznacznie to brzmi :O
Co do rozdziału ma ponad 2000 wyrazów <oklaski> i nie sprawdzałam go zbyt dokładnie więc przepraszam za wszelkie powtórzenia/ błędy.
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, naprawdę miło mi czytać, że wam się podoba ♥
Jak zwykle proszę o wyrażanie swojej opinii poniżej!
Pozdrawiam, Kocham was i w ogóle wielbię ♥

Arbbuz