wtorek, 6 maja 2014

Epilog





 E p i l o g




             

                 Poniedziałek, 3 grudnia 2013r.



Pulsujący ból rozchodził się po każdym zakamarku mojego zamroczonego umysłu. Otworzyłem oczy, krzywiąc się, nieprzyzwyczajony do ostrego światła przedzierającego się przez białe zasłony. Zaraz.. Białe?
Rozszerzyłem błękitne tęczówki niespokojnie rozglądając się obcym pomieszczeniu. 
- Co jest do cholery - wymamrotałem, starając się podnieść swoje ociężałe ciało z łóżka. Złapałem się za głowę czując niewyobrażalny ból w skroniach - Więcej nie piję.. - szybko sięgnąłem po butelkę wody stojącą zaraz obok, na szklanym stoliku. Skierowałem  swoje kroki w stronę jedynych otwartych drzwi, w ten sposób znajdując się w upragnionej łazience. Zdejmując koszulkę, odwróciłem się w stronę lustra i wtedy TO wróciło. Wszystkie złe wydarzenia, które miały miejsce ubiegłej nocy przewijały się przez moją głowę w zastraszającym tempie. Łzy automatycznie pojawiły się w  kącikach moich oczu. Zawiesiłem spojrzenie na moim okaleczonym nadgarstku i najzwyczajniej w świecie rozpłakałem się. Zrzucając z siebie ostatnie części garderoby szybko wszedłem pod prysznic ogrzewając moje zziębnięte ciało wręcz wrzącą wodą. Jedyne o czym potrafiłem myśleć to Zayn pieprzący tego nachalnego dupka. Zayn, któremu ufałem. Zayn, który nie potrafił się nawet wytłumaczyć. Zayn, za którym nawet w takiej sytuacji tak cholernie tęskniłem. To nie tak, że go nienawidziłem. Wiem, że gdyby starał się o mnie w końcu bym mu wybaczył. Nie można żyć bez kogoś kto gwarantuje Ci poczucie bezpieczeństwa, szczęścia. Kogoś dla kogo oddychasz, po prostu jesteś.
Kogoś kto po tylu złych zdarzeniach sprawił, że byłeś w stu procentach szczęśliwy.  Kogoś, kogo najzwyczajniej w świecie kochasz. 
Zaciskając mocno powieki starałem się przestać myśleć o tym dupku. Bo nim właśnie był, prawda? 
Dupkiem, który rozerwał moje serce na tysiące małych kujących drobinek wbijających się w każdy zakamarek moich myśli. 
Błyskawicznie wyszedłem spod prysznica zerkając na moje czerwone, poparzone ciało. Wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze dresy szybko wychodząc z pomieszczenia by nie musieć patrzeć na to pieprzone zaparowane lusterko. Rzuciłem się na łóżko, rozglądając za telefonem. Białe urządzenie błysnęło zaplątane w pościel. Szybko wygrzebałem trochę poobijane źródło komunikacji, włączając je natychmiast. Chwilę później zaczęły przychodzić dziesiątki  tekstowych jak i nagranych wiadomości oraz niedobranych połączeń. Kilkadziesiąt od matki Malika, Liama i kilku nieznajomych numerów. 


2 grudnia, 03:21
Od: Li
Kurwa Niall, błagam. Odezwij się. 

2 grudnia, 3:52
Od: Li
Odbierz ten zasrany telefon, martwię się!!!

2 grudnia, 6:11
Od: Li
Kurwa, módl się żebym szybko nie znalazł Twojej pieprzonej osoby, bo jak to zrobię, zabiję Cię na setki różnych sposobów. Błagam, oddzwoń...

Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu - Wow, Liam przeklina.

2 grudnia, 21:13
Od: Li
Wiem co się stało Ni..

Przymknąłem powieki, szybko naciskając czerwony klawisz aby wyjść z wiadomości tekstowych. Nie wiedząc co ze sobą zrobić wziąłem się za odsłuchiwanie tych nagranych. 
- Wow, znów Liam, takie zaskoczenie - stwierdziłem sarkastycznie. Nie to żebym liczył na jedną wiadomość od tego dupka, ale tak, trochę liczyłem.

- Niall! Błagam minęły prawie dwa dni, martwię się.. Nie chcę żebyś musiał przechodzić przez to sam. Nie chcę żebyś znów zamykał się w sobie jak po śmierci rodziców... Kurwa.. - zaśmiał się cicho - patrz, przez Ciebie przeklinam. Po prostu podaj mi ten pieprzony adres. Ja... - wziął głęboki oddech - kurwa, zawaliłem wczoraj. To miał być nasz wieczór. Mogłem Cię od tego uchronić i tak cholernie przepraszam Ni. Naprawdę, tak strasznie mi przykro. Martwię się o Ciebie, proszę oddzwoń, daj jakiś znak,cokolwiek...

Moje zaczerwienione oczy, zaciskały się mocno aby nie dać ujścia chociaż jednej z gromadzących się tam łez. To nie była Jego wina. Kurwa, Li był jedyną osobą zachowującą się fair w całej tej popieprzonej relacji. Szybko odrzuciłem telefon nie chcąc słuchać dalszych słów blondyna. Wykończony padłem twarzą na łóżko, zasypiając w zastraszająco szybkim tempie. Nie chciałem musieć o tym myśleć.





                                                             *~~*~*~~*




Obudziłem się kilka, może kilkanaście godzin później. Ból głowy ustąpił. Czułem się wyjątkowo wypoczęty.Rozsunąłem zasłony, zerkając na wszechogarniającą ciemność. Rzuciłem okiem na wiszący zegarek.

3:41

Był 5 grudnia.Za niecałe 21 godzin kończyłem te głupie osiemnaście lat. Zabawnie, że na początku pragnąłem, aby czas minął jak najszybciej, a potem aby stanął w miejscu. Teraz nawet nie wiedziałem czego chcę. Westchnąłem głośno sięgając po wibrujący telefon. Od niechcenia spojrzałem na ekran nie licząc na nic innego jak kolejne połączenie od Liama i wow, zamarłem. Otrząsnąłem się dopiero wtedy gdy telefon przestał dzwonić. SMS o nagranej wiadomości przyszedł kilkanaście sekund później.
Błyskawicznie wziąłem się za odsłuchiwanie nagrania.
Pik. Cisza.
Po kilkunastu sekundach usłyszałem westchnięcie Zayna.

Niall?....
Ja..

Odchrząknął.

Um, przepraszam. 

Pik.

Delikatnie zdezorientowany szybko wykręciłem Jego numer.

-Ni?! - zaczął Malik - gdzie...
- Mógłbyś postarać się trochę bardziej, wiesz? W takiej sytuacji zwykłe przepraszam nie wystarczy - fuknąłem zrezygnowany przerywając Jego pytanie po czym szybko rozłączyłem się, blokując Jego beznadziejne połączenia. Wstukałem ciąg cyfr, przykładając urządzenie do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałem zaspany głos blondyna.

-Li? Potrzebuję pomocy - powiedziałem szybko. Chwilę później usłyszałem niedowierzający krzyk Payne'a.
- Niall!? Gdzie Ty kurwa jesteś?! - zapytał rozbudzony - I jakiej pomocy? - dodał już ciszej i spokojniej.
- W tym motelu, niedaleko naszej ulubionej kawiarni. A co do drugiego pytania, w przeprowadzce.
Świst powietrza opuścił usta blondyna - Okej, zaraz będę.
- Ni?
- Hm?
- Martwiłem się.
- Wiem, przepraszam.
- Nie szkodzi, do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia - wyszeptałem lekko uśmiechnięty.
To miłe wiedzieć, że jest ktoś, na kogo zawsze możesz liczyć - pomyślałem, trochę bardziej optymistycznie.

Szybko zgarnąłem moją ulubioną szarą bluzę przesiąkniętą perfumami Malika i udałem się do łazienki w celu jako takiego ogarnięcia. Dwadzieścia minut później siedziałem grzecznie na łóżku oczekując przybycia blondyna.
Słysząc ciche pukanie szybko wstałem i otworzyłem drewniane drzwi. Coś wielkiego i miękkiego, nazywanego powszechnie Liamem, przygwoździło mnie do ściany przytulając mocno.
- Li, dusisz mnie - wychrypiałem z trudem.
Zawstydzony, puścił mnie, przygładzając swoją lekko pogiętą koszulę.
- Wybacz - zachichotał zażenowany, przeczesując swoje nieułożone włosy palcami.
- Ta... To co tam? - zapytałem lekko podenerwowany.
- Żartujesz sobie prawda? Umierałem ze strachu o Ciebie przez te wszystkie dni.. Nawet nie wiesz jak się martwiłem! - krzyknął, za chwilę milknąc kiedy zdał sobie sprawę, która jest godzina.
- Ekhm - odchrząknął - Przepraszam - uśmiechnął się delikatnie, znów przygarniając mnie do ciasnego uścisku - Cieszę się, że nic Ci nie jest.
- Ja też - wyszeptałem w Jego kraciastą koszulę - Więc mi pomożesz?
- Pewnie. Dom?
- Dom - potwierdziłem, wypuszczając wstrzymywane powietrze.







                                                             *~~*~*~~*




Z szerokim uśmiechem przekroczyłem próg mojego starego pokoju, rzucając się na miękki materac. Westchnąłem, chichocząc cicho i przyciskając do piersi jedną z wielu poduszek.
- Ni? Miałem Ci pomóc, a nie odwalać za Ciebie całą robotę - krzyk Liama, rozniósł się po całym domu kilkanaście minut później..
- Już idę!- odkrzyknąłem, jednocześnie, wstając, nagle przypominając sobie o czymś ważnym.
Zatopiłem dłoń w kieszeni wyszukując pomiętej fotografii. Sięgnąłem po ramkę i szybko umieściłem pogniecione zdjęcie.
- Wreszcie w domu, co? - wyszeptałem, delikatnie uśmiechając się w stronę zastygłych na papierze rodziców. Przejechałem koniuszkami palców po szczęśliwych twarzach, przypominając sobie momenty spędzone w ich towarzystwie.
Szybko odrzuciłem wspomnienia, nie mając na razie czasu na takie chwile.
Ostatni raz zerknąłem na fotografię, po czym zbiegłem po schodach, rzucając się ze śmiechem na umięśnione plecy blondyna.
- Niall! Złaź grubasie! - krzyknął Liam.
- Nie - fuknąłem obrażony.
- Czemu?
- Nie jestem gruby...
- Jesteś...
Zdeterminowany aby usłyszeć przeprosiny,  delikatnie podskoczyłem, nie przewidując, że oboje upadniemy na drewnianą podłogę.
- Ni....
- Nie. Jestem. Gruby.
- Właśnie to udowodniłeś - zironizował blondyn.
Nadymałem policzki, znów podskakując na sylwetce tego dupka.
-  Okej! - wykrzyknął zdenerwowany - Nie jesteś gruby! Jesteś najszczuplejszą osobą jaką w życiu widziałem, wyglądasz jak jakiś pieprzony anorektyk! A teraz złaź! - warknął przez zęby, zrzucając mnie na podłogę. Zadowolony uśmiechnął się szeroko, wyciągając w moją stronę dłoń.
Kiedy już chciałem za nią chwycić, szybko zabrał ją, chichocząc cicho.
- Żartowałem, wstawaj pulpecie, przyda Ci się trochę samodzielnej rozgrzewki...





                                                                *~~*~*~~*



Dni do 6 grudnia minęły błyskawicznie i wow, zanim zdążyłem się obejrzeć nastał czwartkowy poranek.
Cóż, byłem dorosły i właściwie do tego zmierzałem przez wszystkie te miesiące od nieszczęsnego wypadku, ale hej, trochę brakowało mi tego idioty.
Prawdopodobnie wylegiwałbym się do 12, ale chwilę po 7 obudził mnie głośny dźwięk przychodzącego smsa.


6 grudnia, 7:07
Od: Li
Wszystkiego Najlepszego Idioto xoxo Wciąż wisisz mi przysługę za przeniesienie ogromu Twoich rzeczy! (SAMEMU!!! Jesteś taki leniwy.... xoxo) Tak czy inaczej.. Zrób coś dla mnie i wpadnij o 17! Trochę Cię Kocham, jeszcze raz sto lat stary!


Uśmiechnąłem się odczytując treść wiadomości. Z nową, zdecydowanie pozytywną energią wstałem z łóżka i przeciągając się, sięgnąłem po niebieską koszulkę i czarne spodnie.
Po szybkim prysznicu i zmierzwieniu  mokrych włosów zszedłem na dół biorąc się za przygotowanie tostów i malinowej herbaty. W trakcie parzenia napoju usłyszałem dość irytujący dźwięk dzwonka. Łapiąc jeszcze gorącą kanapkę i wsadzając ją sobie na szybko do buzi ślamazarnie ruszyłem w stronę drzwi.
Niechętnie uchyliłam drzwi i wow, mój tost zdecydowanie nie był już w mojej buzi.
- Hej - wyszeptał nieśmiało Zayn, który, cholera..
- Czy.. Czy  to kokardka? - zdezorientowany wskazałem na czerwoną taśmę, którą był obwinięty wokół pasa.
- Cóż, no tak... Wszystkiego Najlepszego? - wydusił zarumieniony, rozkładając ramiona.
I hej, jasne pokłóciliśmy się, ale cholera... Czy to nie był najbardziej gorący prezent jaki można byłoby dostać?
- Dupek z Ciebie wiesz? - zapytałem z lekkim uśmiechem wpadając w Jego umięśnione ramiona - Trochę tęskniłem - powiedziałem niewyraźnie zaciągając się zapachem Jego perfum.
- Ja trochę też.
- I wciąż Cię nienawidzę, wiesz o tym, prawda?
- Wiem - odpowiedział, stykając nasze czoła -A ja wciąż Cię kocham, wiesz o tym prawda? - odszepnął  łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Wiem - szczęśliwy przyciągnąłem go bliżej za czerwoną kokardę.

I może byłem naiwny, ale ten chłopak stał się całym moim życiem w ciągu kilku miesięcy.
Poza tym.. Niegrzecznie byłoby odrzucić prezent.



 



                                                                 *~~*~*~~*

Wow, po takim czasie skończone. I cóż, dziękuję każdemu kto jakimś cudem trafi tu i przeczyta całość tego opowiadania, za którym wbrew pozorom będę  cholernie tęsknić.



Arbuzz. 

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział XIV




R o z d z i a ł  XIV


                 


                   Sobota,  1 grudnia 2012r.



Kolejne tygodnie minęły błyskawicznie i nim się obejrzałem minął listopad. W ciągu tych parunastu ostatnich dni prócz ciągłych wyrzutów Liama ze względu na zwichniętą kostkę, która nawiasem mówiąc zdążyła się dobrze zrosnąć nie wydarzyło się nic szczególnego. Sytuacja z Zaynem wciąż była skomplikowana, ukradkowe spojrzenia czy buziaki były na porządku dziennym, ale obyło się bez deklaracji miłości czy jakiegokolwiek związku. Szczerze, myślałem, że pozostanie tak przez dłuższy czas, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że sprawa rozwiąże się tak szybko jak i również, że tak szybko będę musiał podejmować jedne z najbardziej spontanicznych decyzji w moim życiu..


                                                               


                                                          *~~*~*~~*




- Nialler - wyjęczał Zayn wprost w moje ucho - Idziemy dziś do klubu? - zapytał mrugając powiekami w zastraszająco szybkim tempie.
- Um, pewnie, możemy pójść, zadzwonię tylko po Liama - odparłem z uśmiechem.
- Okej, w takim razie ja dam znać chłopakom - stwierdził, wstając z sofy, na której leżeliśmy oglądając kolejną nudną telenowelę. Powoli kiwnąłem głową będąc nie do końca szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. Mimo wszystko wciąż uważałem Harrego za zdecydowanie zbyt pewnego siebie, wręcz narcystycznego. Przydałaby mu się lekcja dobrego wychowania, bo taktu to on nie miał za grosz.

- Zayn? - zapytałem cicho.
- Hmm? - wymruczał, jednocześnie wystukując wiadomość, zapewne do jednego z chłopaków.
- Czy Harry musi z nami iść? 
- Co to za pytanie? Jest moim najlepszym przyjacielem. Czemu Ty miałbyś zabierać Liama, kiedy ja nie mogę zabrać ze sobą Hazzy? - odpowiedział pytaniem na pytanie z lekkim podenerwowaniem.
- Tak, pewnie, ale.. Liam to Liam.
- A Harry to Harry, nie bądź dziecinny Ni, zachowujesz się jak zazdrosny dzieciak - fuknął, odkładając telefon na krawędź stolika.
- Nie jestem zazdrosny! Po prostu za nim nie przepadam - stwierdziłem cicho.
- Świetnie, a pomyślałeś, że może ja sam nie przepadam za Liamem, ale staram się go znieść, bo mi na Tobie zależy? - wykrzyczał zdenerwowany.
Zawstydzony spuściłem wzrok. Pewnie, zachowywałem się głupio, ale miałem swoje powody, prawda? Może niekoniecznie dobre, ale zawsze jakieś. Poza tym Li potrafił się zachować i nie wyśmiewał każdej cechy Zayna tak jak robił to Styles, jednym słowem - żałosne.
Moje rozmyślania przerwało donośne trzaśnięcie, oszołomiony podniosłem źrenice na wysokość roztrzaskanej szklanej ramki, która spadła z powodu siły uderzania mahoniowych drzwi.
-Huh? Chyba się wściekł - wymamrotałem przygnębiony, klękając na podłodze i starając się delikatnie pozbierać stłuczone szkło..



*~~*~~*



- Nie wierzę, że pomimo całej tej sytuacji jesteśmy z Nim na jednej imprezie - jęknąłem cicho, zakrywając zawstydzoną twarz dłońmi.
Blondyn zdecydowanie odciągnął moje ręce chichocząc pod nosem.
- Daj spokój Ni, możesz się bawić dobrze bez Niego - stwierdził - poza tym jesteś tutaj ze mną szkrabie - uśmiechnął się szeroko, czochrając moje ułożone włosy.  Sapnąłem cicho jak najszybciej odsuwając się od Liama i starając chociaż trochę przywrócić im nadane w domu ułożenie.
- Świetnie Li, nie dość, że pokłóciłem się z Zaynem, to teraz muszę jeszcze wyglądać beznadziejnie - wykrzyknąłem zdenerwowany na co chłopak zaśmiał się głośno po czym delikatnie ujął mój łokieć ciągnąc w stronę baru.
- Napijmy się! - wyszczerzył się, stawiając pierwszą kolejkę.


                                                                         *~~*~~*


Kilka piw i kolejek później siedziałem podparty o łokieć praktycznie leżąc na szklanej ladzie i powoli popijając następnego kolorowego drinka. Znudzony zmrużyłem powieki rozglądając się za moim jedynym wybawieniem. Zamruczałem cicho, wyłapując chwiejną sylwetkę Liama obściskującego się z Danielle. To miał być nasz wieczór, ale przecież nie będę robił mu wyrzutów z tego powodu. Nie będę, prawda? Zsunąłem się z barowego stołka i niepewnym krokiem ruszyłem w stronę pary. Nie zdążyłem zrobić nawet paru kroków kiedy to zostałem porwany przez dobrze zbudowanego blondyna wprost na środek parkietu. 
- Zatańczymy? - wyszeptał, podrażniając moje ucho swoim gorącym oddechem. Jego pijacki oddech owiewał moją zaczerwienioną twarz.
- Um, nie dzięki - Odpowiedziałem, odpychając lekko Jego podpite ciało.
- Nalegam - wychrypiał, przyciągając mnie do swojej spoconej klatki piersiowej. 
- Przestań! - krzyknąłem już lekko podenerwowany. Zdegustowany zrobiłem krok w tył wpadając na kogoś o dość postawnej sylwetce. 
- Horan? - usłyszałem charakterystyczny głos Harrego. 
- Um, Styles.. - odparłem - Jak miło Cię widzieć - wykrzywiłem usta w sztucznym uśmiechu. Brunet jedynie zachichotał, rzucając spojrzenie "koledze" ze mną. 
- Masz z nim jakiś problem? - zapytał zaciekawiony. 
- Nie Twoja sprawa. 
- Może jednak? W końcu jestem przyjacielem Twojego ukochanego.
- Nie jest moim ukochanym, a Ciebie gówno obchodzi nasza relacja.
- Jesteś uroczy kiedy się denerwujesz, szkoda, że Zayn tego nie zauważa, bo  ma Cię gdzieś - uśmiechnął się złośliwie - Jak myślisz, gdzie teraz jest? Ja obstawiam, że właśnie zabawia się z jedną z gorących blondynek będących na tej imprezie. Jak to jest być tym drugim? Nieważnym? - zapytał, mrużąc oczy.
Spuściłem głowę, przymykając oczy.
- Zayn by tego nie zrobił. Ufam mu.
- W takim razie szkoda, że nie ma go tutaj z Tobą i nie może obronić Twojego kruchego ciała przed tym napakowanym kolesiem - odpowiedział i w tej samej chwil poczułem silne ramiona oplatające moje szczupłe ciało. 
- Kurwa, odpieprz się ode mnie - jęknąłem sfrustrowany, tym razem odpychając dosyć mocno podpite ciało blondyna. 
Wściekły przedarłem się przez tłum, kierując się prosto w stronę barowego stołka. Kilka kolejnych drinków nie zaszkodzi, prawda?


                                                                      *~~*~~*


A więc.. Zaszkodziło. Chwiejnym krokiem starałem się iść w stronę łazienki. Po kilku nieudanych próbach wreszcie nacisnąłem klamkę trafiając wprost do środka jak i wprost do miejsca mojej osobistej udręki. Moje spojrzenie przeskakiwało pomiędzy spełnioną twarzą Zayna a gołym tyłkiem dobrze zbudowanego blondyna, który parę godzin wcześniej tak mi się narzucał.
Mój pieprzony ideał był właśnie w trakcie zapinania spodni kiedy spojrzał w lusterko w celu sprawdzenia swojego jak zwykle pieprzonego, idealnego wyglądu. Jego twarz z zadowolonej przeszła błyskawiczną przemianę w zszokowaną kiedy zobaczył mnie w odbiciu brudnej tafli.
- Niall? - Jego drżący głos odbijał się echem w mojej pulsującej głowie.
- Kurwa, to są chyba jakieś pierdolone żarty - wyszeptałem.
- Niall, przepraszam, cholera, jest mi..
- Przykro? Mi też. Wiesz co jest kurwa zabawne? Dwie godziny temu ten koleś przykleił się do mnie, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie potrafiłem go odepchnąć.
- Ni..
- Nie, nie ma Ni. Wiesz co jest zabawniejsze? - zapytałem gorzko - Dwie godziny temu Twój przyjaciel powiedział mi, że na pewno w tym momencie pieprzysz się z jakąś blond laską, no cóż dużo się nie pomylił, bynajmniej w kwestii włosów - uśmiechnąłem się krzywo.
Odetchnąłem głęboko starając się uspokoić i nie pozwolić żadnej zbierającej się łzie wypłynąć z moich niebieskich oczu.
- A wiesz co jest najzabawniejsze? Dwie godziny temu, powiedziałem Twojemu pieprzonemu przyjacielowi, który jest chyba pieprzonym medium, że Ci ufam - zaśmiałem się pod nosem - kurwa, jestem taki naiwny.
- Nie jesteś! Zależy mi na Tobie Nialler - wyszeptał Malik, delikatnie stawiając kroki i kierując się w moją stronę. Automatycznie zrobiłem krok w tył.
- Dziwnie to okazujesz. Myślę, że to koniec Zayn - stwierdziłem, szybko wybiegając z męskiej toalety, nie zwracając uwagi na krzyki Mulata.



                                                                      *~~*~~*



Nie pamiętam jak znalazłem się w domu. Nie pamiętam kiedy wrzuciłem wszystkie moje ubrania do torby podróżnej i kiedy zabrałem wszystkie oszczędności wpychając je w zakamarki portfela. Nie pamiętam nawet tego kiedy wsiadłem w pierwszą lepszą taksówkę i wskazałem adres najbliższego motelu. Nie pamiętam meldowania i gorącego prysznicu. Nie pamiętam momentu przyłożenia tej pieprzonej żyletki do mojego wrażliwego nadgarstka. Nie pamiętam kiedy usnąłem. Jedyna rzecz, którą dane mi było zapamiętać, była twarz Zayna przechodząca z zadowolonej w przerażoną. Twarz Zayna, który wyglądał na tak cholernie spełnionego. Twarz Zayna, którą tak mocno kocham i twarz Zayna, której tak bardzo nienawidzę..







_____________________________________________________________________________________________

Za błędy przepraszam.

A więc.. bez względu na przerwę, dokańczam to opowiadanie. Został rozdział/dwa, a ludzie wciąż odwiedzają tego bloga, więc...


Pozdrawiam, Arbuz