sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XII






R o z d z i a ł XII




Wtorek, 30 października 2012r.


Dwa tygodnie zleciały zdecydowanie szybko, ale i wyjątkowo nudno. W sumie liczyłem, że po ujawnieniu naszej zwykłej znajomości coś ruszy, jakiś mechanizm, który miałby uruchomić kolejne prowadzące do mojego imienia kończącego się nazwiskiem samego Mulata, ale niestety, nic z tego nie wyszło. Nie rozumiałem całej tej sprawy, a szczerze powiedziawszy coraz bardziej mnie to przygniatało. Czułem się zwyczajnie zmęczony. I pomimo tego, że pierwsze dni były jak jakieś cholerne błogosławieństwo nadesłane prosto z góry, kolejne stawały się monotonią.  Nie wiem czy byłem egoistą chcąc Malika na własność. Po prostu nie cierpiałem kiedy uśmiechał się czy patrzył na innych, lepszych ode mnie. Podświadomie czułem, że takowe osoby, ot tak mogłyby mi go odebrać. Choć w sumie to złe określenie. Nie był mój i jak na razie się na to nie zamierzało. Wszyscy, wraz ze mną na czele byli zdziwieni, że zachowuję z Zaynem, zwykła, przyjacielską relacje. I z jednej strony naprawdę mi to odpowiadało. Bez powodu mogłem przebywać w Jego pobliżu, rozmawiać czy żartować, ale nie mogłem go dotknąć, tak inaczej, jak bym chciał. Co zabawne wcześniej sam wykazywał chęci do tego typu znajomości. Coś się zmieniło? Chyba tak, ale za cholerę nie wiem co mogłoby to być.



 *~~*~*~~*



Przymknąłem oczy, delikatnie opierając policzek o prawą dłoń. Ostatnia lekcja ciągnęła się nieskończenie długo. Coś jakby wszystkie zegarki świata nagle postawiły się przeciw mnie i specjalnie, na złość mi, powolnie przesuwały wskazówkami po tablicy zegara. Westchnąłem ciężko, nagle otrzymując dosyć mocnego kuksańca w bok. Zerknąłem na Liama, który patrzył znacząco na karteczkę, znajdującą się dokładnie po środku naszej wspólnej ławki. Zmrużyłem oczy, starając się odczytać bazgroły, mające przedstawiać litery, a nawet słowa czy zdania. NIC. Blondyn spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem, po czym urywając kolejny kawałek niedużej białej kartki, napisał coś drukowanymi literami. Podsunął mi wyrywek zeszytu pod nos i prychnął lekko zniecierpliwiony.



Ja, Ty, park po lekcjach? L.



Szybko przestudiowałem w myślach plany dzisiejszego dnia, nagle uświadamiając sobie, że cholernie dawno nie widywałem się z Li po lekcjach. Byłem po prostu zajęty staraniem się o względy Zayna, kiedy to Payne po prostu poszedł w odstawkę i szczerze powiedziawszy dziwiłem się, że nadal wyciągał do mnie pierwszy rękę. W sumie to była jedna z cech, którą w nim uwielbiałem, jednakże, jeżeli korzystał z niej tylko w moim przypadku, bo kiedy bywał wykorzystywany przez innych ludzi nie czułem się dobrze z tym, że na to pozwoliłem. Wyrzuty sumienia nieraz zżerały mnie od środka. I przypominając sobie wszystkie te sytuacje, w których Liam był po prostu mniej ważny, robiło mi się go żal, bo mi bo mi byłoby przykro. A on nie był wcale mniej wrażliwy niż ja. I mimo tego, że umówiłem się z Zaynem, że dziś obejrzymy razem mecz, musiałem to odwołać, bo nie mogę przekładać starej przyjaźni na nową. To nie byłoby fair wobec Li, który wspierał mnie w każdej trudnej dla mnie sytuacji. Był zawsze kiedy go potrzebowałem więc powinienem rewanżować się tym samym prawda?

Więc olewając wspólne popołudnie spędzone z Malikiem, po prostu z uśmiechem pokiwałem głową na co Li wyszczerzył się uszczęśliwiony. I w takiej chwili zastanawiałem się jak mogłem być tak głupi i nie poświęcać mu wystarczająco dużo uwagi..



*~~*~*~~*



Zaraz po dzwonku pierwszy wyszedłem z klasy zatrzymując się za ścianą, przy której zawsze stał Zayn rozmawiając ze znajomymi. Trochę podenerwowany zaistniałą sytuacją zagryzłem lewy policzek. Pierwszy raz miałem odmówić Malikowi i to było .. dziwne. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że tak naprawdę byłem na każde Jego zawołanie, jednak nie była to Jego wina. To ja starałem się mu przypodobać. Zgadzałem się na wszelkie propozycje wypadów czy wspólnych wieczorów, olewając w ten sposób blondyna. I szczerze powiedziawszy dopiero teraz dotarło do mnie jak głupio się zachowywałem. Przekładałem Mulata nad wszystko inne nie mniej ważne. Głupota.
Oderwałem się od swoich myśli dostrzegając Zayna idącego w moją stronę z lekkim uśmiechem. Serce zabiło mi odrobinę szybciej na widok Jego delikatnie rozwianych włosów. Widocznie przed chwilą wrócił z dziedzińca.
 - Co tam Nialler? – zapytał jak gdyby nigdy nic lekko klepiąc mnie w ramię.
 - W sumie nic ciekawego – odpowiedziałem jednocześnie przełykając głośno ślinę  – Tak sobie myślę… Nie obraziłbyś się gdybyśmy jednak nie spędzili tego dnia razem? – wypowiedziałem na jednym wydechu.
Mulat przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany, po to aby chwilę później wybuchnąć głośnym śmiechem.
 - Żartujesz prawda? – zapytał rozbawiony. Widząc moje zdziwione spojrzenie, raczył mi wreszcie wytłumaczyć co go tak rozbawiło.
- Jezu, Niall, naprawdę? Przecież to nic strasznego, mecz możemy obejrzeć kiedy indziej, a Ty wyglądałeś jakbym miał Cię co najmniej zabić za to, że nasze dzisiejsze plany nie wypaliły – poklepał mnie z uśmiechem po plecach i odszedł rzucając ostatnie rozbawione spojrzenie na moją lekko zaczerwienioną twarz.
No cóż, doszukując się jakichkolwiek pozytywów tej sytuacji …
Poszło łatwiej niż myślałem.



*~~*~*~~*




 - Haha, chyba żartujesz? – zapytałem rozbawiony. Nigdy, ale to nigdy nie uwierzyłbym, że nasz ukochany wychowawca, zagląda po lekcjach do TAKICH klubów.

 - Nie no powaga, idealnie wpasowuje się w tamtejsze klimaty – stwierdził poważnie.
Chwilę później nasze śmiechy można było usłyszeć na całej ulicy, którą akurat się przechadzaliśmy.
Lekko klepnąłem blondyna, wpadając nagle na jeden ze swoich genialnych pomysłów.

 - Ej Li – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem – przejdziemy się tam? Może akurat trafimy na naszego ulubionego nauczyciela – stwierdziłem zabawnie poruszając brwiami. W odpowiedzi dostałem energicznie kiwanie głową blondyna i zdecydowane przyciągnięcie mnie do Niego. Delikatnie objął mnie ramieniem pochylając się lekko w stronę moich obojczyków.

 - Brakowało mi tego – szepnął wprost w moją szyję.

 - Mi też Li, mi też  – odpowiedziałem cicho.
Następnie złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w przeciwną stronę. Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, na co wytłumaczyłem mu, że klub, do którego zmierzamy jest w całkiem inną stroną niż wcześniej maszerowaliśmy. Kiwnął głową w zrozumieniu. Zaśmiałem się cicho i objąłem ramieniem po czym ruszyliśmy w stronę wybranego budynku.

 - To tylko 2 kilometry – „pocieszyłem” lekko wstawionego blondyna. Ten w odpowiedzi prychnął i przeklął pod nosem lekko uderzając mnie w ramię, na co zaśmiałem się  diabelsko w odwecie. Zapowiadała się ciekawa noc.



*~~*~*~~*





Głośna, dudniąca muzyka. Kolorowe, wręcz rażące światła i zdecydowanie roznegliżowani ludzie. Tylko skrawki materiałów zakrywały ich miejsca intymne. Tak proszę państwa, byliśmy w jednym z najbardziej obskurnych klubów tego miasta. Tutaj nie było granic. Homo, hetero – nie liczyła się orientacja. Nikt nie zwracał uwagi czy właśnie całował się z chłopakiem czy dziewczynom. Ludzie byli aż nazbyt wyluzowani i wolni. Ochrona? Jasne była, zazwyczaj przy jednym ze stolików, obściskując się z nagimi pannami. Jakby nie patrzeć, zbierała się tutaj najgorsza ludność tego miasta. Bezwstydna, młoda, naćpana czy pijana. Jednak to miejsce miało w sobie to „ coś”. Swój własny, kreowany przez lata klimat.  Coś czego zdecydowanie nie znalazłoby się w innych klubach.
Przymrużając oczy, delikatnie złapałem ogłupiałego Payne’a za ramię, ciągnąc w stronę baru. Zamawiając drinki, rozglądałem się dookoła wyszukując jakichkolwiek znajomych twarzy. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że widzę tu naprawdę sporo osób ze szkoły. Nie sądziłem, że zapuszczają się w takie miejsca. No cóż, pozory mylą. W sumie pewnie oni  też są zdziwieni moim widokiem.
Nie rozmyślając nad tym dłużej wypiłem z Li jedną kolejkę stukając się zawczasu pełnymi szklankami. Następnie wzruszyłem ramionami ciągnąc wstawionego blondyna na parkiet. Niby przyszliśmy tu tylko w celach zobaczenia naszego wychowawcy, aczkolwiek  myślę, że spokojnie możemy zabawić tutaj dłużej. Zdecydowanie trochę rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziło…

Bawiłem się już na parkiecie kolejną godzinę, raz po raz podchodząc do baru w celu wypicia wraz z blondynem kolejnej kolejki. Trzymaliśmy się w miarę blisko siebie, w razie potrzeby odstraszenia natrętnego osobnika, bo takich tutaj niemało.
Wstawiony, z uśmiechem przyciągnąłem do siebie przystojnego bruneta tańczącego tuż obok mnie. Ten w odpowiedzi zaśmiał się perliście ukazując całe swoje olśniewające uzębienie. Jakby na zachętę pociągnął mnie za kołnierzyk niebieskiej koszuli.
 - Luke – wykrzyknął wprost w moje ucho.
 - Niall – odpowiedziałem równie głośno, jednocześnie przybliżając się jeszcze bardziej do dobrze zbudowanego bruneta. Podobał mi się, był tak bardzo podobny do Malika. Po parunastu minutach nasz taniec zrobił się bardziej brutalny. Powoli objąłem Jego szyję delikatnie muskając Jego odsłoniętą szyję. Pachniał kawą? Tak myślę. Ocieraliśmy się o siebie coraz bardziej intensywnie, niekiedy delikatnie przygryzając swoje szyje czy kąciki ust.
I ta cała sytuacja była dziwna. Nigdy nie czułem się tak wyluzowany jak tutaj. Będąc w tym miejscu, zespalałeś się z nim, tak po prostu. Przylegałeś do Niego.
I będąc już naprawdę podnieconym lekko trąciłem wargami Jego usta. W odpowiedzi wpił się we mnie mocno, całując namiętnie. Kilka sekund później oderwałem się od bruneta chcąc zaciągnąć się powietrzem. Okazyjnie otworzyłem oczy, dostrzegając naprzeciw mnie dwie ciemne, wręcz czarne tęczówki, patrzące na mnie z żalem? Smutkiem? Zrezygnowaniem…
 Spanikowałem.
Mimowolnie odepchnąłem zdezorientowanego  Luke’a, szybko udając się w stronę Mulata, który przepychał się między ludźmi wprost w stronę najbliższego wyjścia.
Cholera. Mimo tego, że tak naprawdę nie wiedziałem co dokładnie łączy mnie z Malikiem, byłem wręcz pewien, że to nie upoważniało mnie do całowania się z byle chłopakiem poznanym na imprezie. W końcu to on był kimś na kim mi zależało, a to co przed chwilą robiłem, wcale tego nie ukazywało. Wręcz przeciwnie. Zły na siebie, odpychałem napychających na mnie ludzi, raz po raz klnąc siarczyście. Docierając do upragnionych drzwi, szybko wyszedłem, rozglądając się dookoła. Niestety, nie dane było mi dostrzec idealnej sylwetki Zayna. I szczerze powiedziawszy nie zdziwiłbym się gdyby wszystkie moje szanse u Malika właśnie przepadły.
Z tego co słyszałem przychodząc do tej szkoły, może i Zayn zmienia dziewczyny czy chłopaków jak rękawiczki, ale nie toleruje zdrady i tego bałem się najbardziej. Czysto teoretycznie nic nas nie łączyło. W praktyce poczuć się urażony, bo przecież ludzie ot tak nie całują się, nie łapią za ręce. Bałem się Jego reakcji. Bałem się Jego odwetu na mnie. Nie zdziwiłbym się gdyby właśnie to było moją karą. Dokładnie to samo co ja zrobiłem mu.
I czułem się dziwnie z tym, że to ja go zraniłem. Bynajmniej tak myślę. Tak samo dobrze mogło mu nie zależeć, prawda?
Byłem skołowany, zły i przemarznięty. Szybko poinformowałem Liama o zaistniałej sytuacji dodając, że idę do domu. Ten jedynie porozumiewawczo kiwnął głową, zostając ze starymi znajomymi. Powolnie przebierałem nogami. Starałem się dostrzec chociaż jeden z plusów owego wydarzenia, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Pustka.
W takim właśnie stanie dotarłem do domu. Cicho, tak aby nie obudzić nikogo wszedłem do salonu, zauważając Mulata oglądającego jeden z nudnych programów telewizyjnych. Kiedy dostrzegł moją obecność, szybko wstał, kierując się w stronę schodów.
 - Zayn? – zapytałem niepewnie.
- Czego chcesz? – odwdzięczył się pytaniem.
 - Ja… nie chciałem żeby tak wyszło. Żebyś musiał na to patrzeć, to po prostu nie powinno się nigdy wydarzyć  - stwierdziłem cicho. Mój rozmówca jedynie prychnął w odpowiedzi.
- Przepraszam – wyszeptałem patrząc wprost w Jego ciemne tęczówki.
 - Nie masz za co. Przecież nic nas nie łączyło, nie łączy i łączyć nie będzie – powiedział rozdrażniony  - szczerze powiedziawszy nie obchodzi mnie z kim szlajasz się i całujesz po klubach – wyszeptał spuszczając wzrok.
 I było mi naprawdę przykro, że doprowadziłem do takiej sytuacji, bo nigdy nie sądziłem, że to ja zranię go prostym pocałunkiem.
- Wiem, że to głupie mówić o tym w takim momencie – powiedziałem zdenerwowany – ale… zależy mi – wychrypiałem cicho.
 - Mi też … - powiedział lekko podnosząc głowę do góry – zależało – stwierdził patrząc mi  prosto w oczy.

Zabolało.

- To znaczy, że już przestało? – opuściłem ramiona jednocześnie zaciskając mocno pięści w zdenerwowaniu.

- Nie wiem Niall, po prostu nie wiem – uśmiechnął się ponuro. Podszedł do mnie, delikatnie muskając moje spierzchnięte wargi. Doskonale wyczuwałem Jego pijacki oddech. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że był cholernie pijany. Szczerze dziwiłem się, że stał tutaj, na wprost mnie jedynie lekko kołysząc się na boki. Objął mnie ramionami przyciągając do siebie w mocnym uścisku.

- Jesteś idiotą, wiesz? – zapytał przysypiając,

 - Wiem, Zayn

- Ale słodkim idiotą – stwierdził cicho, przyciągając mnie do kolejnego długiego pocałunku. 



*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*


Naprawdę cholernie przepraszam. Nie wiem czy pamiętacie mój komputer, który ostatnimi czasy szwankował. No cóż, mogę śmiało stwierdzić, że odszedł na zawsze. Piszę ten rozdział z komputera brata, który użyczył mi go naprawdę niechętnie i to tylko dlatego, że go nie było.... A więc myślę, że dopóki mój szanowny tata nie pomyśli nad zakupem nowego sprzętu, rozdziały będą się pojawiać raz na tydzień :/ 
Z góry przepraszam, za to całe zamieszanie i to, że nawet nie miałam jak was poinformować.. Jeżeli jeszcze ze mną jesteście..... To naprawdę, naprawdę przepraszam! Postaram się dziś skleić kolejne pół kolejnego rozdziału żeby dodać go jutro, ale nic nie obiecuję, pozdrawiam i ogólnie wręcz błagam na kolanach o wybaczenie, 

Wasz Arbbuz




wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział XI





R o z d z i a ł  XI



Wtorek, 9 października 2012r.

Postanowiłem, że będę twardy. Nie jak przysłowiowe żelki z biedronki, po prostu nie ulegnę póki to wszystko nie zacznie się zmieniać. Inaczej nie miałoby to sensu, ja byłbym zwykłym popychadłem i chłopcem na zawołanie a Malik szefem, który mógł ze mną robić cokolwiek by chciał. Idiotyzm, prawda?

Tak więc reasumując nie będę kolejną zabaweczką Zayn’a. Albo weźmie mnie na poważnie, albo.. No cóż… I tak niedługo wyjeżdżam.



*~~*~*~~*



To był naprawdę dobry dzień. Nie wiem czy zachowywałem się jak psychiczny sadysta, ale czułem się wyśmienicie z tym jak traktowałem Malika. Ozięble i z dystansem. Jak nie ja. Poczynając od rana kiedy nie odwzajemniałem jego spojrzeń i uśmiechów, aż do teraz kiedy mijała już z kolei trzecia lekcyjna. I pomimo tego, że korciło mnie aby chociażby zerknąć, byłem twardy, tak jak sobie obiecałem. Choć raz chciałem wytrwać we własnych przyrzeczeniach. I nawet Liam, który od początku we mnie powątpiewał, teraz z coraz większym przekonaniem patrzył na moje działania, a raczej ich brak. Naprawdę był dumny, a to było dla mnie ogromnym dopalaczem w moich niecnych poczynaniach. I w gruncie rzeczy zastanawiałem się jak to możliwe, że ja, Niall Horan, zazwyczaj uległy 17-latek nie potrafiący postawić na swoim, nagle spełnia jakiekolwiek cele, które sobie zaznaczył. Niewiarygodne. 


*~~*~*~~*



Co dziwne, pod koniec dnia wszystko się zmieniło i nie byłem jakoś szczególnie zadowolony ze swoich działań. Okej, byłem nastawiony na to, że jednak może się nie udać, ale moja szala była zdecydowanie przeciągniętą na stronę  „ Tak Horan, wygrałeś Malika”. Niestety, Zayn jakoby odczytał moje intencje wobec Niego i również zaczął mnie olewać. Nie tylko w szkole, ale i w domu. Jakby za karę, za wszystkie nieodwzajemnione spojrzenia i uśmiechy rzucane w moją stronę. Nie czułem się z tym szczególnie dobrze, ale mus to mus, obiecałem, że nie zrezygnuję i mam zamiar się tego trzymać jak ostatniej deski ratunku.

Tak właśnie minął wtorek.

Środa zleciała niepozornie, aczkolwiek Mulat znów zmienił swoją taktykę i jakby na złość mi, flirtował z pierwszymi lepszymi pannami tuż przed moimi oczyma. Jasne, odczuwałem pewne nieprzyjemne dolegliwości, ale nie poddawałem się, bo to on miał się złamać, to on zachowywał się dziecinnie z naszej dwójki. Nie ja… Prawda?

Czwartek, czwartek, czwartek. Kolejny nieciekawy dzień. Malik zaprzestał jakichkolwiek działań i znów powrócił do posyłania mi pytających spojrzeń i nieśmiałych uśmiechów. I gdyby nie to, że obiecałem, złamałbym się, bo widząc Jego ciemne czekoladowe oczy patrzące na mnie jakoby prosząco naprawdę miałem ochotę podejść i powiedzieć, że to tylko żarty, że naprawdę nie chciałem tego robić. A to, że pojawiał się wszędzie gdzie ja wcale nie pomagało. Przerwy, lekcje, a nawet miejsca, w których zazwyczaj nie bywał, stały się nagle Jego osobistą oazą. Gdzie ja, tam i On.

I naprawdę zaczynałem tracić nadzieję, bo minęły trzy dni. Dokładnie siedemdziesiąt dwie godziny. Kupa czasu. Szczerze powiedziawszy po cichu liczyłem, na to że już po kilkudziesięciu minutach zrozumie cel mojego działania. Niestety. I nie wiedziałem czy robił to specjalnie, czy naprawdę nie łapał o co mi chodzi. Aczkolwiek Li, ciągle powtarzał, powtarza i zapewne powtarzać będzie, że robię to o tyle na pokaz, że nawet największy głupiec by się domyślił, a sam Zayn Malik do takowych nie należy, bo jakby nie patrzeć gdyby był idiotą pod względem intelektualnym, pewnie nigdy bym się nim nie zainteresował.  Wbrew pozorom, nie „leciałem” jedynie na Jego zdecydowanie dobry wygląd, zaintrygował mnie od środka. Swoją tajemniczością i zmiennością. Raz milutki jak baranek, słodki i potulny, aby chwilę później stać się zagorzałym chujem, któremu zależy jedynie na opinii publicznej. Nie wiem czego dokładnie oczekiwałem. Wydaję mi się, że chciałem przekonać się, który z nich jest prawdziwy, a którego po prostu udaję, bo tak naprawdę z Malikiem nic nie było pewne. Nie można było postawić wszystkiego na tak zwaną jedną kartę, tutaj trzeba było mieć po prostu zbite dowody, na to kim dokładnie jest, a za kogo się podaje.

 Lubiłem zagadki, a On był dla mniej jedną z najtrudniejszych do rozgryzienia i w pewien sposób mi się to podobało, intrygowało i niestety zachęcało do zagłębiania się w to bagno coraz głębiej. 



*~~*~*~~*



Nareszcie, ostatni dzień, tuż przed weekendem. Byłem zmęczony całym tym udawaniem i sytuacją z Malikiem. Naprawdę irytowało mnie wszystko:  od zbyt małej ilości masła na kanapce, aż po Liama, który potrafił jedynie powtarzać „Uda się stary, zobaczysz” . Doceniałem to, ale po paru dniach robiło się to naprawdę wkurzające i gdyby nie to, że się przyjaźnimy, już dawno bym go porządnie wyklął. No, bo rozumiem, że starał się mnie wspierać, ale bez przesady, prawda? Chociaż w sumie gdyby on był w mojej sytuacji byłbym zapewne nie lepszy.

Przewróciłem się na drugi bok i z westchnieniem podniosłem z łóżka przygotowując się na kolejny nieciekawy dzień. Lekko drżąc z zimna szybko zarzuciłem na siebie pierwszą, lepszą bluzę. Początek października nie zapowiadał się szczególnie ciekawie pod względem pogody. Deszcz, wiatr, mróz, czyli coś czego zdecydowanie nie tolerowałem. Nienawidziłem tego, że urodziłem się w tak cholernie zimnym miesiącu. Szósty Grudnia. Mikołajki. Podobno byłem najbardziej wyczekiwanym prezentem. Słodkie, prawda? Zawsze uważałem, że to naprawdę nic szczególnego, ale teraz… Teraz czekałem na ten dzień z utęsknieniem, bo jakby nie patrzeć stanę się samodzielny, dorosły. A tego właśnie pragnąłem, bynajmniej dotychczas. Czy coś się zmieniło? Tak myślę.

Zayn Malik.




*~~*~*~~*



I szczerze powiedziawszy myślałem, że nic mnie już w tym tygodniu nie zaskoczy. A jednak…..


Mozolnie przebierałem nogami kierując się w stronę sali trzydzieści siedem, w której miała się odbyć nasza ostatnia lekcja. Byłem naprawdę wyczerpany, a blondyn idący obok mnie i opowiadający niekoniecznie zabawne historyjki wcale mi tego czasu nie umilał. No cóż, ale czego się nie robi dla zachowania przyjaźni. Westchnąłem ciężko, nagle zatrzymując się na postawnej sylwetce chłopaka. Podniosłem wzrok z zamiarem przeproszenia za niewielkie zderzenie, kiedy usłyszałem wesoły głos Malika, tuż nad moją głową.

 - Hej Nialler – wykrzyknął, ukazując zęby w szczerym uśmiechu. Zdezorientowany patrzyłem wprost w Jego ciemne oczy doszukując się choć odrobiny kpiny czy żartu. Nic  z tego.

 - Tak sobie myślałem, że skoro i tak pomieszkujesz u mnie, to może wrócimy wspólnie ze szkoły? – zapytał wesoło. Osoby wokół nas, patrzyły na całą sytuację zdecydowanie wmurowane  w ziemię. Przyznał się, że w ogóle ze mną mieszka? Jedno wielkie „ Wow” Zwłaszcza Harry i Lou patrzyli na całą odegraną scenkę przerażonymi oczyma, Zayn jedynie rzucił w ich stronę obojętne spojrzenie i znów przybierając przemiły uśmiech, odwrócił się do mnie.

 - To jak? – ponowił pytanie.

 - Um, okej – uśmiechnąłem się spłoszony.

To było coś… spektakularnego. Bo może i mówiłem, że to wszystko się uda, ale w głębi duszy nie wierzyłem. Naprawdę, nigdy nie pomyślałbym, że podejdzie przy wszystkich i jak gdyby nigdy nic zagada, ot tak, jak z dobrym kumplem. Nie z kimś kim gardzi. I całą lekcje przesiedziałem na rozmyślaniach i cichym szeptaniu z blondynem siedzącym obok na temat całej zaistniałej sytuacji, bo to naprawdę nie należało do najnormalniejszych. Zdecydowanie, to było coś, co powinno zostać zapisane na kartkach tej szkoły.

Bo niecodziennie wielki Zayn Malik proponuje wspólny powrót mi – zwykłemu prostakowi.



*~~*~*~~*



- Czemu to zrobiłeś? – zapytałem lekko podenerwowany obecnością Mulata tak blisko mnie. Droga ze szkoły mijała nam wyjątkowo szybko na zwykłych pogaduchach, historyjkach i żartach na temat uczniów czy nauczycieli.

 - To znaczy? – zapytał, jednocześnie delikatnie mrużąc oczy z powodu żarzącego się na jasnym niebie słońca.

 - Um, no wiesz. Przywitałeś się ze mną, zaproponowałeś wspólny powrót. To zdecydowanie coś czego Ty nigdy nie robisz.  – I naprawdę denerwowałem się, czekając na odpowiedź, która wypłynie z Jego jedwabistych warg, bo cholernie zależało mi na tym aby poznać prawdę. I za cholerę nie spodziewałem się tak głośnego wybuchu śmiechu ze strony Zayn’a. Posłałem mu pytające spojrzenie, będąc równocześnie coraz bardziej zestresowanym.   

 - Serio Niall? Oboje wiemy, że tego chciałeś. Naprawdę nie jestem tak głupi i płytki na jakiego wyglądam – pokazał mi język i delikatnie pociągnął za rękę, drugą czochrając moje włosy na co odpowiedziałem prychnięciem.

 - Wcale nie – fuknąłem pod nosem, na co Malik znów zareagował kolejną salwą śmiechu.

- Głupek z Ciebie, wiesz? – zapytał ze świecącymi oczyma. Nadąsany, delikatnie uderzyłem go w ramię. – Ale Mój – dokończył chwilę potem, minimalnie zmniejszając odległość między nami i  złączając nasze usta w zachłannym pocałunku.

 I w takich chwilach całe moje życie nabierało zdecydowanie zbyt wielu kolorów. Bo bałem się tych momentów i jednocześnie tak cholernie je kochałem. 






*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Ostrzegam : Nie sprawdziłam błędów, powtórzeń, zapewne zrobię to jutro!
Naprawdę przepraszam za jakość rozdziału, ale wróciłam dosyć późno do domu. Co do przerwy tłumaczyłam w poprzednim poście, o chwilowej śmierci mojego komputera. Dziękuję za wszelkie wyświetlenia i komentarze, kocham was, wiecie? Wiem, dziwnie to ukazuję.
Co do kolejnego rozdziału, ukarze się do końca tego tygodnia, raczej w piątek, ewentualnie  czwartek. 

Jak zwykle proszę o wyrażanie swoich opinii, pozdrawiam i ślę całusy ♥

Arbbuz.