R o z d z i a ł XII
Wtorek,
30 października 2012r.
Dwa
tygodnie zleciały zdecydowanie szybko, ale i wyjątkowo nudno. W sumie liczyłem,
że po ujawnieniu naszej zwykłej znajomości coś ruszy, jakiś mechanizm, który
miałby uruchomić kolejne prowadzące do mojego imienia kończącego się nazwiskiem
samego Mulata, ale niestety, nic z tego nie wyszło. Nie rozumiałem całej tej
sprawy, a szczerze powiedziawszy coraz bardziej mnie to przygniatało. Czułem
się zwyczajnie zmęczony. I pomimo tego, że pierwsze dni były jak jakieś
cholerne błogosławieństwo nadesłane prosto z góry, kolejne stawały się
monotonią. Nie wiem czy byłem egoistą
chcąc Malika na własność. Po prostu nie cierpiałem kiedy uśmiechał się czy
patrzył na innych, lepszych ode mnie. Podświadomie czułem, że takowe osoby, ot
tak mogłyby mi go odebrać. Choć w sumie to złe określenie. Nie był mój i jak na
razie się na to nie zamierzało. Wszyscy, wraz ze mną na czele byli zdziwieni,
że zachowuję z Zaynem, zwykła, przyjacielską relacje. I z jednej strony naprawdę
mi to odpowiadało. Bez powodu mogłem przebywać w Jego pobliżu, rozmawiać czy
żartować, ale nie mogłem go dotknąć, tak inaczej, jak bym chciał. Co zabawne
wcześniej sam wykazywał chęci do tego typu znajomości. Coś się zmieniło? Chyba
tak, ale za cholerę nie wiem co mogłoby to być.
*~~*~*~~*
Przymknąłem oczy,
delikatnie opierając policzek o prawą dłoń. Ostatnia lekcja ciągnęła się
nieskończenie długo. Coś jakby wszystkie zegarki świata nagle postawiły się
przeciw mnie i specjalnie, na złość mi, powolnie przesuwały wskazówkami po
tablicy zegara. Westchnąłem ciężko, nagle otrzymując dosyć mocnego kuksańca w
bok. Zerknąłem na Liama, który patrzył znacząco na karteczkę, znajdującą się
dokładnie po środku naszej wspólnej ławki. Zmrużyłem oczy, starając się odczytać
bazgroły, mające przedstawiać litery, a nawet słowa czy zdania. NIC. Blondyn
spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem, po czym urywając kolejny kawałek niedużej
białej kartki, napisał coś drukowanymi literami. Podsunął mi wyrywek zeszytu
pod nos i prychnął lekko zniecierpliwiony.
Ja,
Ty, park po lekcjach? L.
Szybko przestudiowałem
w myślach plany dzisiejszego dnia, nagle uświadamiając sobie, że cholernie
dawno nie widywałem się z Li po lekcjach. Byłem po prostu zajęty staraniem się
o względy Zayna, kiedy to Payne po prostu poszedł w odstawkę i szczerze
powiedziawszy dziwiłem się, że nadal wyciągał do mnie pierwszy rękę. W sumie to
była jedna z cech, którą w nim uwielbiałem, jednakże, jeżeli korzystał z niej
tylko w moim przypadku, bo kiedy bywał wykorzystywany przez innych ludzi nie
czułem się dobrze z tym, że na to pozwoliłem. Wyrzuty sumienia nieraz zżerały
mnie od środka. I przypominając sobie wszystkie te sytuacje, w których Liam był
po prostu mniej ważny, robiło mi się go żal, bo mi bo mi byłoby przykro. A on
nie był wcale mniej wrażliwy niż ja. I mimo tego, że umówiłem się z Zaynem, że
dziś obejrzymy razem mecz, musiałem to odwołać, bo nie mogę przekładać starej
przyjaźni na nową. To nie byłoby fair wobec Li, który wspierał mnie w każdej
trudnej dla mnie sytuacji. Był zawsze kiedy go potrzebowałem więc powinienem rewanżować
się tym samym prawda?
Więc olewając wspólne
popołudnie spędzone z Malikiem, po prostu z uśmiechem pokiwałem głową na co Li wyszczerzył
się uszczęśliwiony. I w takiej chwili zastanawiałem się jak mogłem być tak
głupi i nie poświęcać mu wystarczająco dużo uwagi..
*~~*~*~~*
Zaraz
po dzwonku pierwszy wyszedłem z klasy zatrzymując się za ścianą, przy której zawsze
stał Zayn rozmawiając ze znajomymi. Trochę podenerwowany zaistniałą sytuacją zagryzłem
lewy policzek. Pierwszy raz miałem odmówić Malikowi i to było .. dziwne. Dopiero
teraz uświadomiłem sobie, że tak naprawdę byłem na każde Jego zawołanie, jednak
nie była to Jego wina. To ja starałem się mu przypodobać. Zgadzałem się na
wszelkie propozycje wypadów czy wspólnych wieczorów, olewając w ten sposób
blondyna. I szczerze powiedziawszy dopiero teraz dotarło do mnie jak głupio się
zachowywałem. Przekładałem Mulata nad wszystko inne nie mniej ważne. Głupota.
Oderwałem
się od swoich myśli dostrzegając Zayna idącego w moją stronę z lekkim uśmiechem.
Serce zabiło mi odrobinę szybciej na widok Jego delikatnie rozwianych włosów.
Widocznie przed chwilą wrócił z dziedzińca.
- Co tam Nialler? – zapytał jak gdyby nigdy
nic lekko klepiąc mnie w ramię.
- W sumie nic ciekawego – odpowiedziałem
jednocześnie przełykając głośno ślinę –
Tak sobie myślę… Nie obraziłbyś się gdybyśmy jednak nie spędzili tego dnia
razem? – wypowiedziałem na jednym wydechu.
Mulat
przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany, po to aby chwilę później
wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Żartujesz prawda? – zapytał rozbawiony. Widząc
moje zdziwione spojrzenie, raczył mi wreszcie wytłumaczyć co go tak rozbawiło.
-
Jezu, Niall, naprawdę? Przecież to nic strasznego, mecz możemy obejrzeć kiedy
indziej, a Ty wyglądałeś jakbym miał Cię co najmniej zabić za to, że nasze
dzisiejsze plany nie wypaliły – poklepał mnie z uśmiechem po plecach i odszedł
rzucając ostatnie rozbawione spojrzenie na moją lekko zaczerwienioną twarz.
No
cóż, doszukując się jakichkolwiek pozytywów tej sytuacji …
Poszło
łatwiej niż myślałem.
*~~*~*~~*
- Haha, chyba
żartujesz? – zapytałem rozbawiony. Nigdy, ale to nigdy nie uwierzyłbym, że nasz
ukochany wychowawca, zagląda po lekcjach do TAKICH klubów.
- Nie no
powaga, idealnie wpasowuje się w tamtejsze klimaty – stwierdził poważnie.
Chwilę później nasze śmiechy można było usłyszeć na
całej ulicy, którą akurat się przechadzaliśmy.
Lekko klepnąłem blondyna, wpadając nagle na jeden ze
swoich genialnych pomysłów.
- Ej Li –
spojrzał na mnie pytającym wzrokiem – przejdziemy się tam? Może akurat trafimy
na naszego ulubionego nauczyciela – stwierdziłem zabawnie poruszając brwiami. W
odpowiedzi dostałem energicznie kiwanie głową blondyna i zdecydowane przyciągnięcie
mnie do Niego. Delikatnie objął mnie ramieniem pochylając się lekko w stronę
moich obojczyków.
- Brakowało
mi tego – szepnął wprost w moją szyję.
- Mi też Li,
mi też – odpowiedziałem cicho.
Następnie złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w
przeciwną stronę. Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, na co wytłumaczyłem
mu, że klub, do którego zmierzamy jest w całkiem inną stroną niż wcześniej
maszerowaliśmy. Kiwnął głową w zrozumieniu. Zaśmiałem się cicho i objąłem
ramieniem po czym ruszyliśmy w stronę wybranego budynku.
- To tylko 2
kilometry – „pocieszyłem” lekko wstawionego blondyna. Ten w odpowiedzi prychnął
i przeklął pod nosem lekko uderzając mnie w ramię, na co zaśmiałem się diabelsko w odwecie. Zapowiadała się ciekawa
noc.
*~~*~*~~*
Głośna,
dudniąca muzyka. Kolorowe, wręcz rażące światła i zdecydowanie roznegliżowani ludzie.
Tylko skrawki materiałów zakrywały ich miejsca intymne. Tak proszę państwa,
byliśmy w jednym z najbardziej obskurnych klubów tego miasta. Tutaj nie było
granic. Homo, hetero – nie liczyła się orientacja. Nikt nie zwracał uwagi czy
właśnie całował się z chłopakiem czy dziewczynom. Ludzie byli aż nazbyt
wyluzowani i wolni. Ochrona? Jasne była, zazwyczaj przy jednym ze stolików, obściskując
się z nagimi pannami. Jakby nie patrzeć, zbierała się tutaj najgorsza ludność
tego miasta. Bezwstydna, młoda, naćpana czy pijana. Jednak to miejsce miało w
sobie to „ coś”. Swój własny, kreowany przez lata klimat. Coś czego zdecydowanie nie znalazłoby się w
innych klubach.
Przymrużając
oczy, delikatnie złapałem ogłupiałego Payne’a za ramię, ciągnąc w stronę baru.
Zamawiając drinki, rozglądałem się dookoła wyszukując jakichkolwiek znajomych
twarzy. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że widzę tu naprawdę sporo osób ze szkoły.
Nie sądziłem, że zapuszczają się w takie miejsca. No cóż, pozory mylą. W sumie
pewnie oni też są zdziwieni moim
widokiem.
Nie
rozmyślając nad tym dłużej wypiłem z Li jedną kolejkę stukając się zawczasu pełnymi
szklankami. Następnie wzruszyłem ramionami ciągnąc wstawionego blondyna na
parkiet. Niby przyszliśmy tu tylko w celach zobaczenia naszego wychowawcy,
aczkolwiek myślę, że spokojnie możemy
zabawić tutaj dłużej. Zdecydowanie trochę rozrywki jeszcze nikomu nie
zaszkodziło…
Bawiłem
się już na parkiecie kolejną godzinę, raz po raz podchodząc do baru w celu
wypicia wraz z blondynem kolejnej kolejki. Trzymaliśmy się w miarę blisko
siebie, w razie potrzeby odstraszenia natrętnego osobnika, bo takich tutaj
niemało.
Wstawiony,
z uśmiechem przyciągnąłem do siebie przystojnego bruneta tańczącego tuż obok
mnie. Ten w odpowiedzi zaśmiał się perliście ukazując całe swoje olśniewające
uzębienie. Jakby na zachętę pociągnął mnie za kołnierzyk niebieskiej koszuli.
- Luke – wykrzyknął wprost w moje ucho.
- Niall – odpowiedziałem równie głośno,
jednocześnie przybliżając się jeszcze bardziej do dobrze zbudowanego bruneta.
Podobał mi się, był tak bardzo podobny do Malika. Po parunastu minutach nasz
taniec zrobił się bardziej brutalny. Powoli objąłem Jego szyję delikatnie
muskając Jego odsłoniętą szyję. Pachniał kawą? Tak myślę. Ocieraliśmy się o
siebie coraz bardziej intensywnie, niekiedy delikatnie przygryzając swoje szyje
czy kąciki ust.
I
ta cała sytuacja była dziwna. Nigdy nie czułem się tak wyluzowany jak tutaj.
Będąc w tym miejscu, zespalałeś się z nim, tak po prostu. Przylegałeś do Niego.
I
będąc już naprawdę podnieconym lekko trąciłem wargami Jego usta. W odpowiedzi
wpił się we mnie mocno, całując namiętnie. Kilka sekund później oderwałem się
od bruneta chcąc zaciągnąć się powietrzem. Okazyjnie otworzyłem oczy,
dostrzegając naprzeciw mnie dwie ciemne, wręcz czarne tęczówki, patrzące na
mnie z żalem? Smutkiem? Zrezygnowaniem…
Spanikowałem.
Mimowolnie
odepchnąłem zdezorientowanego Luke’a,
szybko udając się w stronę Mulata, który przepychał się między ludźmi wprost w
stronę najbliższego wyjścia.
Cholera.
Mimo tego, że tak naprawdę nie wiedziałem co dokładnie łączy mnie z Malikiem,
byłem wręcz pewien, że to nie upoważniało mnie do całowania się z byle
chłopakiem poznanym na imprezie. W końcu to on był kimś na kim mi zależało, a
to co przed chwilą robiłem, wcale tego nie ukazywało. Wręcz przeciwnie. Zły na
siebie, odpychałem napychających na mnie ludzi, raz po raz klnąc siarczyście.
Docierając do upragnionych drzwi, szybko wyszedłem, rozglądając się dookoła.
Niestety, nie dane było mi dostrzec idealnej sylwetki Zayna. I szczerze
powiedziawszy nie zdziwiłbym się gdyby wszystkie moje szanse u Malika właśnie
przepadły.
Z
tego co słyszałem przychodząc do tej szkoły, może i Zayn zmienia dziewczyny czy
chłopaków jak rękawiczki, ale nie toleruje zdrady i tego bałem się najbardziej.
Czysto teoretycznie nic nas nie łączyło. W praktyce poczuć się urażony, bo
przecież ludzie ot tak nie całują się, nie łapią za ręce. Bałem się Jego
reakcji. Bałem się Jego odwetu na mnie. Nie zdziwiłbym się gdyby właśnie to
było moją karą. Dokładnie to samo co ja zrobiłem mu.
I
czułem się dziwnie z tym, że to ja go zraniłem. Bynajmniej tak myślę. Tak samo
dobrze mogło mu nie zależeć, prawda?
Byłem
skołowany, zły i przemarznięty. Szybko poinformowałem Liama o zaistniałej
sytuacji dodając, że idę do domu. Ten jedynie porozumiewawczo kiwnął głową,
zostając ze starymi znajomymi. Powolnie przebierałem nogami. Starałem się
dostrzec chociaż jeden z plusów owego wydarzenia, ale kompletnie nic nie
przychodziło mi do głowy. Pustka.
W
takim właśnie stanie dotarłem do domu. Cicho, tak aby nie obudzić nikogo
wszedłem do salonu, zauważając Mulata oglądającego jeden z nudnych programów
telewizyjnych. Kiedy dostrzegł moją obecność, szybko wstał, kierując się w
stronę schodów.
- Zayn? – zapytałem niepewnie.
-
Czego chcesz? – odwdzięczył się pytaniem.
- Ja… nie chciałem żeby tak wyszło. Żebyś
musiał na to patrzeć, to po prostu nie powinno się nigdy wydarzyć - stwierdziłem cicho. Mój rozmówca jedynie prychnął
w odpowiedzi.
-
Przepraszam – wyszeptałem patrząc wprost w Jego ciemne tęczówki.
- Nie masz za co. Przecież nic nas nie
łączyło, nie łączy i łączyć nie będzie – powiedział rozdrażniony - szczerze powiedziawszy nie obchodzi mnie z
kim szlajasz się i całujesz po klubach – wyszeptał spuszczając wzrok.
I było mi naprawdę przykro, że doprowadziłem
do takiej sytuacji, bo nigdy nie sądziłem, że to ja zranię go prostym
pocałunkiem.
- Wiem, że to głupie
mówić o tym w takim momencie – powiedziałem zdenerwowany – ale… zależy mi –
wychrypiałem cicho.
- Mi też … - powiedział lekko podnosząc głowę
do góry – zależało – stwierdził patrząc mi prosto w oczy.
Zabolało.
- To znaczy, że już
przestało? – opuściłem ramiona jednocześnie zaciskając mocno pięści w
zdenerwowaniu.
- Nie wiem Niall, po
prostu nie wiem – uśmiechnął się ponuro. Podszedł do mnie, delikatnie muskając
moje spierzchnięte wargi. Doskonale wyczuwałem Jego pijacki oddech. Dopiero
teraz uświadomiłem sobie, że był cholernie pijany. Szczerze dziwiłem się, że
stał tutaj, na wprost mnie jedynie lekko kołysząc się na boki. Objął mnie
ramionami przyciągając do siebie w mocnym uścisku.
- Jesteś idiotą, wiesz?
– zapytał przysypiając,
- Wiem, Zayn
- Ale słodkim idiotą –
stwierdził cicho, przyciągając mnie do kolejnego długiego pocałunku.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Naprawdę cholernie przepraszam. Nie wiem czy pamiętacie mój komputer, który ostatnimi czasy szwankował. No cóż, mogę śmiało stwierdzić, że odszedł na zawsze. Piszę ten rozdział z komputera brata, który użyczył mi go naprawdę niechętnie i to tylko dlatego, że go nie było.... A więc myślę, że dopóki mój szanowny tata nie pomyśli nad zakupem nowego sprzętu, rozdziały będą się pojawiać raz na tydzień :/
Z góry przepraszam, za to całe zamieszanie i to, że nawet nie miałam jak was poinformować.. Jeżeli jeszcze ze mną jesteście..... To naprawdę, naprawdę przepraszam! Postaram się dziś skleić kolejne pół kolejnego rozdziału żeby dodać go jutro, ale nic nie obiecuję, pozdrawiam i ogólnie wręcz błagam na kolanach o wybaczenie,
Wasz Arbbuz