R
o z d z i a ł VIII
Niedziela,
30 września 2012r.
Ostatni
dzień września. Miesiąc upłynął niepostrzeżenie szybko. Nie spodziewałem się,
że tyle może się stać w ciągu zaledwie 30 dni. Dziwne prawda? Dziesiątki zgrzytów z Malikiem, wypadów z
Liamem, który tak szybko awansował na stanowisko mojego przyjaciela. Po prostu
setki wspomnień. Może nie wszystkie należały do najprzyjemniejszych, ale to
jednak wspomnienia, a te można zastąpić przyjemniejszymi, takimi jak intymne
chwile z Mulatem czy spędzanie czasu z Li. Zdecydowanie uwielbiałem tego
wariata i nawet jeżeli znów miałbym pokłócić się z Zayn’em to nie miało
znaczenia, bo Liam zawsze był obecny kiedy go potrzebowałem. Na tą chwilę nie
potrafiłem wyobrazić sobie tego, że za niecałe trzy miesiące mnie tu nie
będzie. Zniknę tak nagle jak dopiero co wytworzona bańka mydlana. Ale skoro
planowałem to od tylu tygodni to tak powinno być, prawda? Nie mogłem ot tak
odejść od tego planu, bo prócz Payne’a tak naprawdę nic mnie tu nie trzymało.
Może zabiorę go ze sobą?
Prychnąłem cicho pod nosem. Niby czemu miałbym oddzielać
go od rodziny, przyjaciół? On nie chciał uciekać, to ja byłem tchórzem.
Otrząsnąłem się z ponurych myśli przypominając
sobie, że dziś niedziela, ten dzień, w którym po raz pierwszy wychodzę gdzieś z
Malikiem. Zaproszony przez Niego. Jedyne o czym na tą chwilę marzyłem to, to
aby ta cała sytuacja nie okazała się kolejnym kłamstwem, prowokacją, bo
naprawdę mi na Nim zależało. A nie powinno.
*~~*~*~~*
13.00
W ogóle się nie
denerwowałem. Czułem się naprawdę zrelaksowany i wypoczęty. Wcale, ale to wcale
nie latałem po całym domu w poszukiwaniu mojej ulubionej błękitnej koszulki,
która podkreślała kolor moich oczu, tylko po to żeby spodobać się Malikowi. Bo
to by było głupie prawda? Westchnąłem cicho siadając na łóżku wyczerpany szperaniem.
Przegrzebałem szafę, półki, rzeczy w koszu na pranie i wszystkie inne miejsca w
jakich mogłaby się znajdować. Trudno, nie będzie tak idealnie jak myślałem.
Odchyliłem się lekko, teoretycznie lądując na miękkiej poduszce. W praktyce
jednak znalazłem się na kupce świeżo upranych ubrań. Zdezorientowany szybko
przeczesałem wszelkie koszulki, bluzy i inne tego typu rzeczy. Ze zwycięską
miną i ulga wypisaną na twarzy „wyłowiłem” niebieski t-shirt, którego tak długo
szukałem. Idealnie.
14.00
Już kolejna minutę
leżąc na łóżku wyobrażałem sobie wspaniały przebieg naszej pierwszej randki. Bo
to randka, prawda? Na pewno będzie
perfekcyjna.
15.00
Leniwie wstałem z łóżka
i ruszyłem pod prysznic. Od rana nie jadłem ze zdenerwowania. Zgarnąłem
potrzebne mi rzeczy i szybko pomaszerowałem w stronę łazienki.
Delikatnie szorowałem całe moje ciało.
Nałożyłem na włosy ulubiony miętowy szampon i mocno wtarłem w głowę. Z każdą
nadchodzącą godziną czułem coraz większe podenerwowanie. A jeżeli nie będzie
tak jak sobie wymarzyłem? Może jak dojdziemy do miejsca docelowego będą na nas
czekać tłumy nastolatków z naszej szkoły z wielkimi transparentami typu „HORAN
TO GEJ I IDIOTA” Wtedy ja dzięki mojej wrażliwej naturze ucieknę z płaczem co
jedynie doda zabawy obecnym uczniom i znajomym.
Masakra.
Jestem idiotą. Na pewno
nie zdarzy się taka sytuacja. Nie mam podstaw żeby to robić, ale Mu ufam.
16.00
Kląłem ze zdenerwowania
nie mogąc ogarnąć swoich blond włosów. Wkurzony błyskawicznie nałożyłem niedużą
ilość żelu na rękę po czym niestarannie przejechałem nią po przyklapniętej
fryzurze lekko stawiając grzywkę do góry. Spojrzałem z uznaniem na harmider znajdujący
się na mojej głowie. Wyszło całkiem
nieźle – pomyślałem rozbawiony. No tak, widać nie wszystko musi być robione
z dokładnością do chociażby jednego milimetra.
17.00
Ubrany z ułożonymi
włosami i spryskany najlepszymi perfumami podszedłem do lustra szybko
ogarniając wzrokiem cała odbijającą się sylwetkę. Było naprawdę nieźle co nieco
poprawiło mi humor. Dobrze, ale niekoniecznie szykownie. Starając się zachować
powagę teatralnie machnąłem dłonią mówiąc ciche „ Oh nie Zayn, myślę, że nie
powinniśmy całować się na pierwszej randce”
Parsknąłem cicho
wiedząc, że TE słowa nigdy nie wypłynęłyby z moich ust na tym spotkaniu.
Niemożliwe. Nie przepuściłbym żadnej okazji na to aby poczuć smak jego miękkich
ust tuż na moich wargach. NIGDY.
17.30
Wcale się nie
denerwuję. W ogóle.
17.55
Okej, Niall, nie bądź
żałosny. To tylko zwykłe koleżeńskie spotkanie. Zero całowania. Zero trzymania
za rękę. Zero obejmowania. Bez robienia sobie niepotrzebnych nadziei wyszedłem
na korytarz czekając na mój osobisty ideał chłopaka. Czas mijał dosyć leniwie.
Wskazówki zegara wolno przesuwały się zdecydowanie dostarczając mi kolejnych dreszczów
zdenerwowania. Lekko oparłem się o ścianę spuszczając głowę w dół. Ciekawe w
jakie miejsce Malik zabierze mnie o takowej wieczornej porze. Spacer, park, kolacja? Nie, to do Niego nie
pasuje, Zayn zdecydowanie nie jest typem romantyka. Już prędzej stawiałbym na
wspólne naprawianie samochodu w pobliskim komisie, niż romantyczny spacer przy
świetle księżyca. Z za myślenia wyrwał mnie głos głośnego tupania. Podniosłem
głowę zauważając lekko zdyszanego Mulata. Spojrzał przerażonym wzorkiem najpierw
na mnie a następnie na zegarek, szybko wbiegł do pokoju krzycząc:
- Daj mi 10 minut!
Zdezorientowany
wlepiłem wzrok w dopiero co zatrzaśnięte drzwi, zastanawiając się gdzie był i co robił. Zapomniał? Bardzo prawdopodobne.
Przecież nie byłem dla Niego kimś szczególnym. Z drugiej strony umawialiśmy się
wczoraj wieczorem. Z westchnieniem osunąłem się po ścianie lekko przymykając
oczy. Nie byłem zły, każdy miał prawo
się spóźnić. Słysząc ciche przekleństwo „wychodzące” tuż za drzwi pokoju
umieszczonego naprzeciwko uśmiechnąłem się lekko. Kilka minut później stał przede
mną ubrany, pachnący, ogólnie idealny z wyciągniętą ręką i szelmowskim
uśmiechem. Delikatnie ująłem Jego dłoń i podciągnąłem ciało do góry. Myślałem,
że puści mnie od razu po tym jak wstanę, ale on na przekór moim myślom, złapał
mnie mocniej za rękę i pociągnął w stronę samochodu zaparkowanego na zewnątrz.
Zszokowany patrzyłem jak otwiera mi drzwi i lekko zamyka zaraz po tym jak
usiadłem. Nie sądziłem, że Zayn potrafi być takim gentelmanem. Chyba zauważył
moje zaskoczone spojrzenie, bo zaśmiał się cicho pod nosem, a następnie odpalił
samochód znów łapiąc mnie za jedną z rąk. Koniuszkiem palca pieścił moją delikatną
skórę. Krępującą ciszę przerwał Jego cichy głos.
- No tak jak minął Ci dzień? – zapytał, lekko
zezując w moja stronę.
Oh, na lataniu po całym
domu w poszukiwaniu ubrań i ogólnym przygotowaniu, paradoksalnie, Ty ogarnąłeś się w niecałe 10 minut
i wyglądasz świetnie. Mi zajęło to JEDYNIE parę godzin. Zabawne. Jednak zamiast
tego odpowiedziałem:
- Całkiem ciekawie, a Tobie?
- W sumie okej, przepraszam za to całe
spóźnienie, ale przygotowywałem umm, małą niespodziankę i trochę straciłem
rachubę czasu – uśmiechnął się. Mała niespodzianka? Dla mnie? Uradowany i podekscytowany
ścisnąłem lekko jego dłoń. Jak mogłem w ogóle mogłem pomyśleć, że zapomniał?
Miał świetną pamięć. No cóż, ludzi desperatów nachodzą różne nieciekawe myśli.
Skręcając w kolejną uliczkę, zadałem pytanie, które korciło mnie od samego
wejścia do samochodu.
- Gdzie jedziemy?
- Tajemnica – zaśmiał się cicho – jakbym Ci
powiedział, to na co byłyby te wszystkie godziny przygotowań? – zapytał retorycznie.
Westchnąłem ciężko co zostało odebrane głośnym chichotem z mojej prawej strony.
Pacnąłem go lekko w ramię i wbiłem wzrok w szybę znajdującą się tuż przede mną.
Do końca podróży rozmawialiśmy na luźne tematy śmiejąc się i przekrzykując, na przykład
wtedy kiedy nawinęliśmy temat o ulubionej drużynie sportowej. Nie sądziłem, że
po tym wszystkim będziemy potrafili tak swobodnie rozmawiać. Zatrzymując się,
szybko wyszedł, obchodząc samochód i otworzył drzwi pasażera podając mi dłoń.
Pociągnął mnie kierunku wysokiego budynku, który teraz z powodu zerowego
oświetlenia wydawał się być ogromnym opuszczonym gmachem. Lekko przerażony
kroczyłem za ciemną sylwetką Malika kierującego się w stronę drzwi wejściowych.
Popchnął drzwi, które wbrew pozorom ustąpiły natychmiast. Po omacku
skierowaliśmy się do ogromnej, oświetlonej, pełnej luster windy. Lekko zmrużyłem
oczy wlepiając wyczekujące spojrzenie w Mulata. Ten jedynie zagryzł wargę
przenosząc wzrok z moich niebieskich oczu na usta. Zrezygnowany pokręcił głową
czekając aż widna stanie na docelowym piętrze. Kilka minut później „ruchome
pomieszczenie” zatrzymało się wypuszczając nas na dachu ogromnego wieżowca.
Otworzyłem szeroko usta dostrzegając setki maleńkich jak i większych świec okalających
nieduży czerwony kocyk, zasłany poduszkami i różnorakimi potrawami.
- Wow – tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Mimochodem
spojrzałem na zarumienionego i zdenerwowanego Zayn’a. Przyciągnąłem go lekko do
siebie i delikatnie musnąłem Jego wargi. Odwzajemnił pocałunek niezdarnie
popychając nas w stronę koca. Usiedliśmy, stykając się udami i ramionami. Do
końca wieczoru karmiliśmy się wzajemnie owocami, piliśmy wino i śmialiśmy
opowiadając sobie głupie sytuacje z dzieciństwa. Raz po raz skradałem mu
niewinny pocałunek, który On sam pogłębiał. I naprawdę uważałem się za
kompletnego idiotę, skoro byłem w stanie uważać, że będziemy razem reperować
samochody. Wbrew pozorom Malik był stu procentowym romantykiem. Bynajmniej
dziś, dla mnie. Zachowywał się inaczej. Jasne dalej sarkastyczny, niekiedy chamski,
ale i słodki, niewinny, odchylający głowę śmiejąc się jak małe dziecko.
Perfekcyjny.
*~~*~*~~*
Zjeżdżając windą na sam
parter wieżowca rozbawieni komentowaliśmy zachowanie jednej ze szkolnych div. Lekki
wstrząs spowodował upadek na dosyć twarde podłoże co zostało przez nas odebrane
głośnym wybuchem śmiechu. Procenty robiły swoje. Przysunęliśmy się do siebie
nie pozostawiając zbyt dużej ilości wolnej przestrzeni między nami. Mulat
złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Zatopiłem palce w jego włosach, które
o dziwo dziś nie były jakoś szczególnie wyżelowane. Zjechałem pocałunkami na
jego szyję lekko przygryzając i zasysając delikatną skórę Malika. Zadowolony z
osiągniętego efektu znów kontynuowałem pieszczotę naszych warg. Niestety nasza „zabawa”
została przerwana przez nagłe piknięcie i zatrzymanie się windy. Wyszliśmy
trzymając się za rękę i podśpiewując ulubione piosenki. Szybko znaleźliśmy się
w samochodzie i ruszyliśmy w stronę domu, który znajdował się jakieś 40 minut
stąd. Oparłem głowę o ramię Zayn’a przymykając oczy i mrucząc pod nosem wyrazy
uznania dla kierowcy. Nawet nie zauważyłem kiedy odpłynąłem.
*~~*~*~~*
Jęknąłem czując
delikatny ból w okolicach prawego nadgarstka.
- Cholera, przepraszam – usłyszałem szept tuż
w zagłębieniu mojej szyi. Zdezorientowany otworzyłem oczy nie czując nic poza oplatającymi
mnie rękoma. Słodki Jezu, niósł mnie po schodach kierując się zapewne w stronę
mojego pokoju. Wbrew moim myślom znaleźliśmy się w czerwono-czarnej Jego
sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku, a następnie sam padł obok mnie,
mocno przyciągając do swojego ciała.
- Wiesz Nialler, możesz myśleć co chcesz, ale
to była moja pierwsza prawdziwa randka. Taka, na której starałem się żeby wszystko
wypadło idealnie – szepnął, bicie mojego serca przyspieszyło nieznacznie.
Musnąłem Jego lekko napuchnięte wargi. Uśmiechnąłem się szczęśliwy i mocno
wtuliłem w jego klatkę piersiową szepcąc ciche „Dobranoc” .
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Tak, tak! Romantyczny Malik we
własnej osobie nadchodzi!
Przepraszam za długość,
naprawdę nie wiem co mogłabym jeszcze dodać do tego rozdziału dlatego zostawiam
go takim jaki jest. Z góry dziękuję za wszelkie wyświetlenia i komentarze, są
dla mnie bardzo ważne ♥
Jak zwykle proszę o wyrażanie swoich
opinii !
No i oczywiście z powodu
świąt Wielkanocnych, które wyglądają zdecydowanie jak Boże Narodzenie.. Życzę
wam:
Zdrowia, pomyślności,
miłości, szczęścia w życiu. Aby całe to jedzenie poszło (lub jeżeli nie chcecie
nie poszło) w jakiekolwiek partie ciała! <nie chciałam pisać cycki…> Ogólnie radosnych Świąt spędzonych w gronie
najbliższych.
Kocham
was moje Robaczki! <zastanawiam się czy nie czujecie
się jak insekty jak tak do was piszę :o >
Pozdrawiam,
Arbbuz.