sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział XIV




R o z d z i a ł  XIV


                 


                   Sobota,  1 grudnia 2012r.



Kolejne tygodnie minęły błyskawicznie i nim się obejrzałem minął listopad. W ciągu tych parunastu ostatnich dni prócz ciągłych wyrzutów Liama ze względu na zwichniętą kostkę, która nawiasem mówiąc zdążyła się dobrze zrosnąć nie wydarzyło się nic szczególnego. Sytuacja z Zaynem wciąż była skomplikowana, ukradkowe spojrzenia czy buziaki były na porządku dziennym, ale obyło się bez deklaracji miłości czy jakiegokolwiek związku. Szczerze, myślałem, że pozostanie tak przez dłuższy czas, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że sprawa rozwiąże się tak szybko jak i również, że tak szybko będę musiał podejmować jedne z najbardziej spontanicznych decyzji w moim życiu..


                                                               


                                                          *~~*~*~~*




- Nialler - wyjęczał Zayn wprost w moje ucho - Idziemy dziś do klubu? - zapytał mrugając powiekami w zastraszająco szybkim tempie.
- Um, pewnie, możemy pójść, zadzwonię tylko po Liama - odparłem z uśmiechem.
- Okej, w takim razie ja dam znać chłopakom - stwierdził, wstając z sofy, na której leżeliśmy oglądając kolejną nudną telenowelę. Powoli kiwnąłem głową będąc nie do końca szczęśliwy z takiego obrotu sprawy. Mimo wszystko wciąż uważałem Harrego za zdecydowanie zbyt pewnego siebie, wręcz narcystycznego. Przydałaby mu się lekcja dobrego wychowania, bo taktu to on nie miał za grosz.

- Zayn? - zapytałem cicho.
- Hmm? - wymruczał, jednocześnie wystukując wiadomość, zapewne do jednego z chłopaków.
- Czy Harry musi z nami iść? 
- Co to za pytanie? Jest moim najlepszym przyjacielem. Czemu Ty miałbyś zabierać Liama, kiedy ja nie mogę zabrać ze sobą Hazzy? - odpowiedział pytaniem na pytanie z lekkim podenerwowaniem.
- Tak, pewnie, ale.. Liam to Liam.
- A Harry to Harry, nie bądź dziecinny Ni, zachowujesz się jak zazdrosny dzieciak - fuknął, odkładając telefon na krawędź stolika.
- Nie jestem zazdrosny! Po prostu za nim nie przepadam - stwierdziłem cicho.
- Świetnie, a pomyślałeś, że może ja sam nie przepadam za Liamem, ale staram się go znieść, bo mi na Tobie zależy? - wykrzyczał zdenerwowany.
Zawstydzony spuściłem wzrok. Pewnie, zachowywałem się głupio, ale miałem swoje powody, prawda? Może niekoniecznie dobre, ale zawsze jakieś. Poza tym Li potrafił się zachować i nie wyśmiewał każdej cechy Zayna tak jak robił to Styles, jednym słowem - żałosne.
Moje rozmyślania przerwało donośne trzaśnięcie, oszołomiony podniosłem źrenice na wysokość roztrzaskanej szklanej ramki, która spadła z powodu siły uderzania mahoniowych drzwi.
-Huh? Chyba się wściekł - wymamrotałem przygnębiony, klękając na podłodze i starając się delikatnie pozbierać stłuczone szkło..



*~~*~~*



- Nie wierzę, że pomimo całej tej sytuacji jesteśmy z Nim na jednej imprezie - jęknąłem cicho, zakrywając zawstydzoną twarz dłońmi.
Blondyn zdecydowanie odciągnął moje ręce chichocząc pod nosem.
- Daj spokój Ni, możesz się bawić dobrze bez Niego - stwierdził - poza tym jesteś tutaj ze mną szkrabie - uśmiechnął się szeroko, czochrając moje ułożone włosy.  Sapnąłem cicho jak najszybciej odsuwając się od Liama i starając chociaż trochę przywrócić im nadane w domu ułożenie.
- Świetnie Li, nie dość, że pokłóciłem się z Zaynem, to teraz muszę jeszcze wyglądać beznadziejnie - wykrzyknąłem zdenerwowany na co chłopak zaśmiał się głośno po czym delikatnie ujął mój łokieć ciągnąc w stronę baru.
- Napijmy się! - wyszczerzył się, stawiając pierwszą kolejkę.


                                                                         *~~*~~*


Kilka piw i kolejek później siedziałem podparty o łokieć praktycznie leżąc na szklanej ladzie i powoli popijając następnego kolorowego drinka. Znudzony zmrużyłem powieki rozglądając się za moim jedynym wybawieniem. Zamruczałem cicho, wyłapując chwiejną sylwetkę Liama obściskującego się z Danielle. To miał być nasz wieczór, ale przecież nie będę robił mu wyrzutów z tego powodu. Nie będę, prawda? Zsunąłem się z barowego stołka i niepewnym krokiem ruszyłem w stronę pary. Nie zdążyłem zrobić nawet paru kroków kiedy to zostałem porwany przez dobrze zbudowanego blondyna wprost na środek parkietu. 
- Zatańczymy? - wyszeptał, podrażniając moje ucho swoim gorącym oddechem. Jego pijacki oddech owiewał moją zaczerwienioną twarz.
- Um, nie dzięki - Odpowiedziałem, odpychając lekko Jego podpite ciało.
- Nalegam - wychrypiał, przyciągając mnie do swojej spoconej klatki piersiowej. 
- Przestań! - krzyknąłem już lekko podenerwowany. Zdegustowany zrobiłem krok w tył wpadając na kogoś o dość postawnej sylwetce. 
- Horan? - usłyszałem charakterystyczny głos Harrego. 
- Um, Styles.. - odparłem - Jak miło Cię widzieć - wykrzywiłem usta w sztucznym uśmiechu. Brunet jedynie zachichotał, rzucając spojrzenie "koledze" ze mną. 
- Masz z nim jakiś problem? - zapytał zaciekawiony. 
- Nie Twoja sprawa. 
- Może jednak? W końcu jestem przyjacielem Twojego ukochanego.
- Nie jest moim ukochanym, a Ciebie gówno obchodzi nasza relacja.
- Jesteś uroczy kiedy się denerwujesz, szkoda, że Zayn tego nie zauważa, bo  ma Cię gdzieś - uśmiechnął się złośliwie - Jak myślisz, gdzie teraz jest? Ja obstawiam, że właśnie zabawia się z jedną z gorących blondynek będących na tej imprezie. Jak to jest być tym drugim? Nieważnym? - zapytał, mrużąc oczy.
Spuściłem głowę, przymykając oczy.
- Zayn by tego nie zrobił. Ufam mu.
- W takim razie szkoda, że nie ma go tutaj z Tobą i nie może obronić Twojego kruchego ciała przed tym napakowanym kolesiem - odpowiedział i w tej samej chwil poczułem silne ramiona oplatające moje szczupłe ciało. 
- Kurwa, odpieprz się ode mnie - jęknąłem sfrustrowany, tym razem odpychając dosyć mocno podpite ciało blondyna. 
Wściekły przedarłem się przez tłum, kierując się prosto w stronę barowego stołka. Kilka kolejnych drinków nie zaszkodzi, prawda?


                                                                      *~~*~~*


A więc.. Zaszkodziło. Chwiejnym krokiem starałem się iść w stronę łazienki. Po kilku nieudanych próbach wreszcie nacisnąłem klamkę trafiając wprost do środka jak i wprost do miejsca mojej osobistej udręki. Moje spojrzenie przeskakiwało pomiędzy spełnioną twarzą Zayna a gołym tyłkiem dobrze zbudowanego blondyna, który parę godzin wcześniej tak mi się narzucał.
Mój pieprzony ideał był właśnie w trakcie zapinania spodni kiedy spojrzał w lusterko w celu sprawdzenia swojego jak zwykle pieprzonego, idealnego wyglądu. Jego twarz z zadowolonej przeszła błyskawiczną przemianę w zszokowaną kiedy zobaczył mnie w odbiciu brudnej tafli.
- Niall? - Jego drżący głos odbijał się echem w mojej pulsującej głowie.
- Kurwa, to są chyba jakieś pierdolone żarty - wyszeptałem.
- Niall, przepraszam, cholera, jest mi..
- Przykro? Mi też. Wiesz co jest kurwa zabawne? Dwie godziny temu ten koleś przykleił się do mnie, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie potrafiłem go odepchnąć.
- Ni..
- Nie, nie ma Ni. Wiesz co jest zabawniejsze? - zapytałem gorzko - Dwie godziny temu Twój przyjaciel powiedział mi, że na pewno w tym momencie pieprzysz się z jakąś blond laską, no cóż dużo się nie pomylił, bynajmniej w kwestii włosów - uśmiechnąłem się krzywo.
Odetchnąłem głęboko starając się uspokoić i nie pozwolić żadnej zbierającej się łzie wypłynąć z moich niebieskich oczu.
- A wiesz co jest najzabawniejsze? Dwie godziny temu, powiedziałem Twojemu pieprzonemu przyjacielowi, który jest chyba pieprzonym medium, że Ci ufam - zaśmiałem się pod nosem - kurwa, jestem taki naiwny.
- Nie jesteś! Zależy mi na Tobie Nialler - wyszeptał Malik, delikatnie stawiając kroki i kierując się w moją stronę. Automatycznie zrobiłem krok w tył.
- Dziwnie to okazujesz. Myślę, że to koniec Zayn - stwierdziłem, szybko wybiegając z męskiej toalety, nie zwracając uwagi na krzyki Mulata.



                                                                      *~~*~~*



Nie pamiętam jak znalazłem się w domu. Nie pamiętam kiedy wrzuciłem wszystkie moje ubrania do torby podróżnej i kiedy zabrałem wszystkie oszczędności wpychając je w zakamarki portfela. Nie pamiętam nawet tego kiedy wsiadłem w pierwszą lepszą taksówkę i wskazałem adres najbliższego motelu. Nie pamiętam meldowania i gorącego prysznicu. Nie pamiętam momentu przyłożenia tej pieprzonej żyletki do mojego wrażliwego nadgarstka. Nie pamiętam kiedy usnąłem. Jedyna rzecz, którą dane mi było zapamiętać, była twarz Zayna przechodząca z zadowolonej w przerażoną. Twarz Zayna, który wyglądał na tak cholernie spełnionego. Twarz Zayna, którą tak mocno kocham i twarz Zayna, której tak bardzo nienawidzę..







_____________________________________________________________________________________________

Za błędy przepraszam.

A więc.. bez względu na przerwę, dokańczam to opowiadanie. Został rozdział/dwa, a ludzie wciąż odwiedzają tego bloga, więc...


Pozdrawiam, Arbuz