R o z d z i a ł XIII
Wtorek,
6 listopada 2012r.
Minęło
okrągłe siedem dni od sytuacji sprzed tygodnia i czułem się dziwnie. W ogóle
wszystko się pokomplikowało. Moje życie znów toczyło się wokół Zayna, ale w
kompletnie inny sposób niż dotychczas. Teraz to ja musiałem zabiegać o
jakiekolwiek spotkania czy najzwyklejsze wspólne oglądanie telewizji. I dopiero
w tej chwili zaczynało do mnie docierać to jak głupio się zachowujemy. Najpierw
to Zayn inicjował każde wyjście razem.
Teraz to ja ze względu na sytuację robiłem dokładnie to samo co on przedtem.
Głupota. Czy nie moglibyśmy po prostu razem się o siebie starać? Myślę, że
byłoby to o niebo łatwiejsze wyjście, prawda?
Westchnąłem głośno, jednocześnie przewracając się na
drugi bok. Sprawa wyglądała naprawdę beznadziejnie. Jasne, kiedy się na coś
uparłem to dążyłem do celu bez względu na wszystko inne, ale teraz miałem
jakieś ograniczenia. Oczywiście osoba, która to robiła, była tego zupełnie
nieświadoma, ale robiłem to dla niej. Dla dobra naszej przyjaźni. Nie mogłem
znów ot tak zawalić Liama swoimi problemami. Nie mogłem go również zostawić jak
ostatnio. Dlatego krążyłem od blondyna do szatyna, dbając o nich i jednocześnie
wykańczając samego siebie. Oczywiście niektóre godziny spędzone z tą dwójką
sprawiały mi ogromną frajdę, ale kiedy musiałem naprawdę podlizywać się
Zaynowi, czy słuchać niezwykłych historii Liama, kiedy to chciałbym po prostu
pomilczeć i poleżeć w towarzystwie przyjaciela, to odechciewało mi się
dosłownie wszystkiego. I w takich chwilach naprawdę odliczałem dni do moich
urodzin, a jakby nie patrzeć pozostał do nich równy miesiąc. Z jeden strony się
cieszyłem, ale z drugiej…
Na dźwięk budzika, przycisnąłem mocniej głowę do
poduszki cicho klnąc pod nosem. Zdenerwowany wygramoliłem się z łóżka, dosyć
brutalnie rzucając jasiekiem w jeden z kątów niebieskiego pokoju. Buzowałem, od
paru dni byłem po prostu cholernie spięty cała tą sytuacją z Malikiem. To nie
było dobre.
Po szybkim prysznicu, zarzuciłem na siebie pierwsze
lepsze ciuchy. Wychodząc z łazienki delikatnie uderzyłem się w ramię co
wywołało we mnie jeszcze większy gniew. Zły, wmaszerowałem do kuchni, nie
zaszczycając ani jednej osoby w owym pomieszczeniu moim spojrzeniem. Usiadłem i
wyprostowany czekałem na śniadanie, które jak zwykle podawała ciocia Trish.
- Niall? – ze śmiechem zwrócił się do mnie Zayn.
Podniosłem na Niego pytający wzrok. Jego roziskrzone oczy zdecydowanie
rozczuliły moją osobę. Niestety kolejne słowa jedynie bardziej zdenerwowały niż
załagodziły całe napięcie:
- Założyłeś koszulkę na odwrót… I w sumie ubrudziłeś
się pastą. O tutaj – wskazał u siebie. No tak, mnie by przecież nie
dotknął. Zachowując spokój i nawet nie
zerkając na Malika, starłem zaschniętą pastę z kącika moich ust i wbiłem wzrok
w stół. Po podanie przez ciocię śniadania szybko skonsumowałem jajecznicę, po
czym cicho dziękując, założyłem plecak i czym prędzej wyszedłem z domu.
Potrzebowałem powietrza, potrzebowałem odpoczynku. I chyba wiedziałem co będzie
moim zajęciem na dzisiejszy wieczór. Rodzice nie byliby dumni, ale cóż… i tak
ich tu niema…
*~~*~*~~*
Zdecydowanie nienawidziłem szkoły, nienawidziłem
pierwszej lekcji, nienawidziłem nauczycieli, nienawidziłem nawet krzesła, na
którym dane mi było usiąść. Nie powinno mnie tu dzisiaj być. Bałem się, że
wybuchnę, ot tak, po prostu. Zacisnąłem mocno pięści, z wręcz wyczuwalnym
błaganiem czekając na dzwonek.
Trzy minuty.
- Niall?
Wszystko w porządku? – szepnął Li. Tak, wszystko było w jak największym
porządku, dopóki się nie odezwałeś – pomyślałem zirytowany.
- Jest świetnie – odburknąłem cicho.
Dwie minuty.
Wiem, zachowywałem się jak najzwyklejszy cham. On
troszczył się o mnie, a ja? Ja miałem po prostu zły dzień, chciałem być sam,
przemyśleć wszystkie sprawy, które chwilowo rujnowały moje życie. Westchnąłem
ciężko, napotykając zmartwione spojrzenie blondyna.
Minuta.
O ile to możliwe mocniej zacisnąłem pięści i wbiłem
wzrok w stolik, na którym było mnóstwo napisów
mówiących o miłości. Proste
wyznania typu „Kocham Cię Jess” czy „ K.M + L.T = ♥ ” zdecydowanie nie uspokoiły moich zszarganych
nerwów.
Dziesięć sekund.
Widziałem, że Liam, ma zamiar złapać mnie zaraz po
dzwonku. Jego natarczywe spojrzenie mówiło wszystko. W Jego planach było
męczenie mnie na przerwie, póki wszystkiego nie wyśpiewam i razem nie
rozwiążemy tego problemu. Taki już był, troskliwy, ale i upierdliwy. Dlatego
zaraz po upragnionym dzwonieniu, błyskawicznie zarzuciłem plecak wybiegając z
klasy. Słyszałem nawołujący głos Liama i niewyraźne pytania Zayna co się ze mną
dzisiaj dzieje. Szybko, nie odbierając butów czy kurtki z szatni, wyszedłem nie
zwracając uwagi na otaczający mnie chłód. Zarzucając kaptur, udałem się w
stronę ulubionego parku. Usiadłem pod jednym z największych dębów i schowałem
twarz w kolanach, obejmując się delikatnie rękoma. Zamiast upragnionego
ukojenia, byłem jedynie zdenerwowany tym, że nie zabrałem cieplejszej bluzy.
Zakląłem pod nosem delikatnie, ale i energicznie trąc kolana rękoma. I wkurzony
niemocą względem ogarniającego mnie zimna odpłynąłem we własnych myślach, nie
przejmując się coraz zimniejszymi dłońmi i spadającą temperaturą mojego ciała…
Kilka godzin później zdecydowanie wyziębiony
„ocknąłem” się rozglądając
zdezorientowanym wzrokiem dookoła. Zmierzchało. Wstałem, starając się
nie potknąć z powodu zmarzniętych kończyn. Rozprostowałem kości i z cichym
jękiem udałem się w stronę domu. Mój powolny chód był zdecydowanie
nieproporcjonalny do mojego ogromnego pragnienia bycia w ciepłym pomieszczeniu.
Nabrałem tempa, dochodząc w ten sposób w niecałe 15 minut do upragnionej
posesji. Po cichu, niczym włamywacz
wszedłem przez drzwi wejściowe starając się narobić jak najmniej hałasu. I
naprawdę by mi się to udało gdybym przy zdejmowaniu butów nie zahaczył o
wieszak na kurtki i nie runął boleśnie na ziemię. Przekląłem siarczyście,
starając się stanąć o własnych siłach. Niestety, przejmujący ból kostki,
zgrabnie mi to uniemożliwiał. Podparłem się jedną z rąk o szafkę, starając się
chociażby usiąść. Oczy zaszły mi zdradliwymi łzami, kiedy delikatnie ukucnąłem
na zmaltretowanej nodze. Zacisnąłem mocno powieki, odliczając do dziesięciu,
aby uspokoić nierówny oddech.
- Może pomóc?
– usłyszałem rozbawiony głos Malika. Nawet nie podniosłem wzroku, jedynie
intensywniej naliczałem, kolejne z liczb. Doszedłem dokładnie do trzydzieści
siedmiu kiedy poczułem mocne dłonie, zaciskające się na moich ramionach i
ciągnące do góry. Niestety, Zayn nie był świadomy bólu jaki odczuwałem w lewej
kostce i postawił mnie na niej, boleśnie przygniatając do ziemi. Znów
zacisnąłem powieki, tak aby nie doprowadzić do wypłynięcia chociaż jeden z łez
gromadzących się w kącikach oczu. Zdusiłem cisnące się na usta przekleństwo.
- Mógłbyś
mnie zostawić samego? – wychrypiałem, nie otwierając zamglonych oczu.
- Niall? –
zapytał niepewnie – stało się coś? – delikatnie dotknął mojego ramienia. Byłem
zły, naprawdę zły, wręcz wściekły i wszystkie te odczucia narastały wraz z
ciągnącym się bólem kostki.
- Nic się do
cholery nie stało, okej?! – powiedziałem dosyć głośno, jednocześnie otwierając
oczy i rzucając Malikowi wściekłe spojrzenie – wszystko jest w jak najlepszym
porządku, odwalcie się ode mnie wszyscy, nie potrzebuję waszej pieprzonej
pomocy! Nie potrzebuję nikogo! – wykrzyczałem zły.
- Nia… - zaczął, ale mu przerwałem.
- Nie! Nie ma „Niall”. Chciałem po prostu przemyśleć
pewne sprawy. Posiedzieć SAM – tu zaakcentowałem słowo – ale nie – prychnąłem
zły – Wy oczywiście musicie jak zwykle wpieprzyć swoje niechciane trzy grosze.
Czy ktoś prosił Cię o pomoc? – zapytałem łamiącym się głosem, bo niefortunnie
przeniosłem ciężar ciała na lewą stopę. Spojrzałem w dół na puchnącą z każdą
chwilą kostkę.
Zrezygnowany opuściłem ramiona i starałem się uspokoić oddech. Malik
chyba zauważył moje spojrzenie, bo również przeniósł wzrok na pęczniejącą nogę.
- Co Ci się
stało? – zapytał przerażony.
-
Przewróciłem się .. – odparłem obojętnie.
- Niezdara z
Ciebie, wiesz? – uśmiechnął się lekko, biorąc mnie jednocześnie delikatnie na
ręce. I to było tak cholernie słodkie, że wszystkie słowa, które wypłynęły w
złości z moich ust parę minut temu, nagle zmieniły się w ogromne wyrzuty
sumienia. Położył mnie na kanapie, równocześnie podkładając mi dosyć twardą
poduszkę pod nogę. Przysiadł się obok, pieszczotliwie odgarniając mi grzywkę z
czoła.
- Zayn –
przełknąłem głośno ślinę – ja przepraszam… - wychrypiałem skruszony – nie wiem
co się ze mną stało, po prostu… - przerwałem, kiedy pochylił się nade mną i
czule musnął moje usta. Uśmiechnął się, po czym swoją dłonią poczochrał moje
włosy cicho chichocząc. Posłałem mu lekko poirytowane spojrzenie.
- Chyba
powinniśmy Ci to opatrzyć – stwierdził poważnie. Westchnąłem ciężko, bo
naprawdę nie lubiłem tego typu sytuacji. Poza tym moje plany na wieczór odeszły
wraz z nieszczęsnym upadkiem i zamiast dobrej zabawy w klubie pozostanie mi
leżenie na kanapie w salonie. Wspaniale – pomyślałem z sarkazmem.
Chociaż jakby nie patrzeć wizja opiekuńczego Zayna
wydawała się naprawdę kusząca i w sumie w stu procentach pobijała tą, w której
wracam pijany do domu. I to było naprawdę słodkie z Jego strony, że przejął się
niewielkim uszkodzeniem mojej nogi po tym wszystkim co wykrzyczałem w Jego
stronę.
Skrzywiłem się nie tyle co na wspomnienie danej
sytuacji, ale na Zayna opatrującego pulsującą kostkę. Posłał mi przepraszające
spojrzenie, po czym, delikatnie nałożył przezroczystą maź. Delikatnie
rozsmarowywał chłodną, śmierdzącą maść. Następnie zawinął kostkę w dwa białe
bandaże uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek ruch lewej stopy.
Kiedy skończył uśmiechnął się w moją stronę
pokrzepiająco i na chwilę wyszedł z pokoju. Kilka minut później wrócił z paroma
kocami i herbatą w moim ulubionym niebieskim kubku. Usiadł obok okrywając nas,
a zwłaszcza mnie bardzo dokładnie i podał mi parującą ciecz. Upiłem łyk
krzywiąc się nieznacznie i szybko odstawiając kubek. Zdecydowanie za gorąca.
Przysunąłem się do Niego niepostrzeżenie, przytulając się do Jego prawego boku.
Wzdrygnął się kiedy moje lodowate ręce dotknęły nagiej skóry Jego ramienia.
- Zmarzłeś –
stwierdził cicho, chuchając w moje włosy swoim ciepłym oddechem.
- Jest dobrze
– odpowiedziałem równie niesłyszalnie.
Zayn odruchowo przyciągnął mnie do siebie cicho
chichocząc w moją szyję.
I naprawdę ogarniały mnie wyrzuty sumienia kiedy
przypomniałem sobie co mu niedawno wykrzyczałem prosto w twarz, bo tak naprawdę
potrzebowałem pomocy, tylko sam nie potrafiłem sobie tego do końca uświadomić,
aż do teraz.
- Zayn?
- Mhm? – mruknął cicho, naznaczając moją skórę
kolejnymi zaczerwienionymi śladami.
- Jestem
egoistą?
- Czemu pytasz? – zapytał, odrywając się
jednocześnie od mojej szyi, co skomentowałem cichym jękiem.
- No nie wiem, po prostu tak uważam i chciałbym
poznać Twoje zdanie, tak myślę – stwierdziłem.
- Nie, chyba nie – oznajmił po czym „zatopił” głowę w moją klatkę piersiową.
- Chyba? – dobra, wiem, chciałem szczerej
odpowiedzi, ale ta zdecydowanie mnie nie zadowalała.
- Każdy z nas w pewien sposób jest egoistą Niall –
wybełkotał niewyraźnie. Mimowolnie wplątałem dłoń w Jego włosy, głaszcząc je i
czochrając delikatnie co jakiś czas. Zayn w odpowiedzi mruczał doprowadzając
mnie swoim zachowaniem do totalnego rozczulenia nad Jego osobą. I to było
naprawdę dziwne żyć z myślą, że parę miesięcy temu wyglądał na osobę, która
zdecydowanie mnie nienawidzi. Teraz zachowywał się jak jedno z najbardziej
potulnych zwierzątek na ziemi i naprawdę uwielbiałem go w takich chwilach. W
sumie uwielbiałem wszystkie momenty, które przeżywał wraz ze mną, dobre czy
złe, nieważne, grunt, że razem.
- Zayn.. – Ten jedynie mruknął cicho w odpowiedzi –
Dobranoc głupku – szepnąłem cicho, delikatnie muskając Jego usta i wtulając w
Jego wspaniała osobę.
*~~*~*~~*
- Jezu Niall, coś Ty narobił?! – gorączkowe
spojrzenie Liama kursowało pomiędzy moją twarzą a kostką. I to było naprawdę
dziwne, bo była jedynie skręcona.
-
Przewróciłem się – wychrypiałem lekko zawstydzony, bo zdecydowanie nie lubiłem
robić za niezdarę. I naprawdę spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego co nastąpiło
chwilę później.
- Zwariowałeś?! Gdzie Ty się pałętasz?! Wiesz jak
się martwiłem, boże Horan, Ciebie to chociażby na chwilę nie można zostawić
samego, dzieciak! – słowa wypływały z Jego ust niczym z karabinu. Nigdy, ale to
nigdy nie spodziewałbym się takiego wybuchy ze strony blondyna. Jasne, śmiechu,
ale nie takiej grozy.
- Naprawdę Niall, z Tobą to samo problemy… -
Wyłapałem współczujące spojrzenie Zayna, który ledwo co powstrzymywał się przed
wybuchnięciem salwą śmiechu. Sam, z powodu ogarniającego mnie rozbawienia
spuściłem głowę i czerwony wstrzymywałem oddech żeby chociażby nie zachichotać.
- Zobaczysz, następnym razem będę za Tobą chodzić
krok w krok i nie interesuję mnie to czy będę musiał patrzeć chociażby na to
jak się pieprzysz – fuknął zdenerwowany.
I to co powiedział zdecydowanie przeważyło, rzuciłem szybkie
spojrzenie w stronę Zayna i jak na komendę oboje wybuchnęliśmy głośnym
śmiechem.
- Hahaha, boże Liam, jesteś taki zabawny kiedy się
denerwujesz – stwierdziłem przez śmiech dostrzegając Malika, który dosłownie
turlał się po podłodze z głupoty blondyna.
- No i z
czego się śmiejecie?! Nawet Ty Zayn? Nawet Ty? Wychodzę i oczekuję, że jak
wrócę to zdążycie zastanowić się nad swoim karygodnym zachowaniem – stwierdził
zrezygnowany jednocześnie opuszczając pokój.
Zerknąłem na Malika, który ciężko oddychając zbliżał
się do mnie z zagadkowym uśmiechem. Chwilę potem sapałem, krzyczałem i jęczałem*
żeby przestał. Niestety Jego wszędobylskie palce łaskotały całe moje ciało
doprowadzając mnie do szaleństwa i mimo tego, że nie lubiłem tego typu
sytuacji, wiedziałem, że tą będę wspominać ze zdecydowanym uśmiechem.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
*Dopiero
jak przeczytałam co napisałam, ogarnęłam jak dwuznacznie to brzmi :O
Co
do rozdziału ma ponad 2000 wyrazów <oklaski> i nie sprawdzałam go zbyt
dokładnie więc przepraszam za wszelkie powtórzenia/ błędy.
Dziękuję
za komentarze i wyświetlenia, naprawdę miło mi czytać, że wam się podoba ♥
Jak
zwykle proszę o wyrażanie swojej opinii poniżej!
Pozdrawiam, Kocham was i w
ogóle wielbię ♥
Arbbuz