piątek, 3 maja 2013

Rozdział XIII





 
R o z d z i a ł XIII




Wtorek, 6 listopada 2012r.


 Minęło okrągłe siedem dni od sytuacji sprzed tygodnia i czułem się dziwnie. W ogóle wszystko się pokomplikowało. Moje życie znów toczyło się wokół Zayna, ale w kompletnie inny sposób niż dotychczas. Teraz to ja musiałem zabiegać o jakiekolwiek spotkania czy najzwyklejsze wspólne oglądanie telewizji. I dopiero w tej chwili zaczynało do mnie docierać to jak głupio się zachowujemy. Najpierw to Zayn  inicjował każde wyjście razem. Teraz to ja ze względu na sytuację robiłem dokładnie to samo co on przedtem. Głupota. Czy nie moglibyśmy po prostu razem się o siebie starać? Myślę, że byłoby to o niebo łatwiejsze wyjście, prawda?

Westchnąłem głośno, jednocześnie przewracając się na drugi bok. Sprawa wyglądała naprawdę beznadziejnie. Jasne, kiedy się na coś uparłem to dążyłem do celu bez względu na wszystko inne, ale teraz miałem jakieś ograniczenia. Oczywiście osoba, która to robiła, była tego zupełnie nieświadoma, ale robiłem to dla niej. Dla dobra naszej przyjaźni. Nie mogłem znów ot tak zawalić Liama swoimi problemami. Nie mogłem go również zostawić jak ostatnio. Dlatego krążyłem od blondyna do szatyna, dbając o nich i jednocześnie wykańczając samego siebie. Oczywiście niektóre godziny spędzone z tą dwójką sprawiały mi ogromną frajdę, ale kiedy musiałem naprawdę podlizywać się Zaynowi, czy słuchać niezwykłych historii Liama, kiedy to chciałbym po prostu pomilczeć i poleżeć w towarzystwie przyjaciela, to odechciewało mi się dosłownie wszystkiego. I w takich chwilach naprawdę odliczałem dni do moich urodzin, a jakby nie patrzeć pozostał do nich równy miesiąc. Z jeden strony się cieszyłem, ale z drugiej…

Na dźwięk budzika, przycisnąłem mocniej głowę do poduszki cicho klnąc pod nosem. Zdenerwowany wygramoliłem się z łóżka, dosyć brutalnie rzucając jasiekiem w jeden z kątów niebieskiego pokoju. Buzowałem, od paru dni byłem po prostu cholernie spięty cała tą sytuacją z Malikiem. To nie było dobre.

Po szybkim prysznicu, zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Wychodząc z łazienki delikatnie uderzyłem się w ramię co wywołało we mnie jeszcze większy gniew. Zły, wmaszerowałem do kuchni, nie zaszczycając ani jednej osoby w owym pomieszczeniu moim spojrzeniem. Usiadłem i wyprostowany czekałem na śniadanie, które jak zwykle podawała ciocia Trish.

- Niall? – ze śmiechem zwrócił się do mnie Zayn. Podniosłem na Niego pytający wzrok. Jego roziskrzone oczy zdecydowanie rozczuliły moją osobę. Niestety kolejne słowa jedynie bardziej zdenerwowały niż załagodziły całe napięcie:

- Założyłeś koszulkę na odwrót… I w sumie ubrudziłeś się pastą. O tutaj – wskazał u siebie. No tak, mnie by przecież nie dotknął.  Zachowując spokój i nawet nie zerkając na Malika, starłem zaschniętą pastę z kącika moich ust i wbiłem wzrok w stół. Po podanie przez ciocię śniadania szybko skonsumowałem jajecznicę, po czym cicho dziękując, założyłem plecak i czym prędzej wyszedłem z domu. Potrzebowałem powietrza, potrzebowałem odpoczynku. I chyba wiedziałem co będzie moim zajęciem na dzisiejszy wieczór. Rodzice nie byliby dumni, ale cóż… i tak ich tu niema…


 
*~~*~*~~*



Zdecydowanie nienawidziłem szkoły, nienawidziłem pierwszej lekcji, nienawidziłem nauczycieli, nienawidziłem nawet krzesła, na którym dane mi było usiąść. Nie powinno mnie tu dzisiaj być. Bałem się, że wybuchnę, ot tak, po prostu. Zacisnąłem mocno pięści, z wręcz wyczuwalnym błaganiem czekając na dzwonek.

 Trzy minuty.

 - Niall? Wszystko w porządku? – szepnął Li. Tak, wszystko było w jak największym porządku, dopóki się nie odezwałeś – pomyślałem zirytowany.

- Jest świetnie – odburknąłem cicho.

Dwie minuty.

Wiem, zachowywałem się jak najzwyklejszy cham. On troszczył się o mnie, a ja? Ja miałem po prostu zły dzień, chciałem być sam, przemyśleć wszystkie sprawy, które chwilowo rujnowały moje życie. Westchnąłem ciężko, napotykając zmartwione spojrzenie blondyna.

Minuta.

O ile to możliwe mocniej zacisnąłem pięści i wbiłem wzrok w stolik, na którym było mnóstwo napisów 
mówiących o miłości. Proste wyznania typu „Kocham Cię Jess” czy „ K.M + L.T = ♥ ” zdecydowanie nie uspokoiły moich zszarganych nerwów.

Dziesięć sekund.

Widziałem, że Liam, ma zamiar złapać mnie zaraz po dzwonku. Jego natarczywe spojrzenie mówiło wszystko. W Jego planach było męczenie mnie na przerwie, póki wszystkiego nie wyśpiewam i razem nie rozwiążemy tego problemu. Taki już był, troskliwy, ale i upierdliwy. Dlatego zaraz po upragnionym dzwonieniu, błyskawicznie zarzuciłem plecak wybiegając z klasy. Słyszałem nawołujący głos Liama i niewyraźne pytania Zayna co się ze mną dzisiaj dzieje. Szybko, nie odbierając butów czy kurtki z szatni, wyszedłem nie zwracając uwagi na otaczający mnie chłód. Zarzucając kaptur, udałem się w stronę ulubionego parku. Usiadłem pod jednym z największych dębów i schowałem twarz w kolanach, obejmując się delikatnie rękoma. Zamiast upragnionego ukojenia, byłem jedynie zdenerwowany tym, że nie zabrałem cieplejszej bluzy. Zakląłem pod nosem delikatnie, ale i energicznie trąc kolana rękoma. I wkurzony niemocą względem ogarniającego mnie zimna odpłynąłem we własnych myślach, nie przejmując się coraz zimniejszymi dłońmi i spadającą temperaturą mojego ciała…

Kilka godzin później zdecydowanie wyziębiony „ocknąłem” się rozglądając  zdezorientowanym wzrokiem dookoła. Zmierzchało. Wstałem, starając się nie potknąć z powodu zmarzniętych kończyn. Rozprostowałem kości i z cichym jękiem udałem się w stronę domu. Mój powolny chód był zdecydowanie nieproporcjonalny do mojego ogromnego pragnienia bycia w ciepłym pomieszczeniu. Nabrałem tempa, dochodząc w ten sposób w niecałe 15 minut do upragnionej posesji.  Po cichu, niczym włamywacz wszedłem przez drzwi wejściowe starając się narobić jak najmniej hałasu. I naprawdę by mi się to udało gdybym przy zdejmowaniu butów nie zahaczył o wieszak na kurtki i nie runął boleśnie na ziemię. Przekląłem siarczyście, starając się stanąć o własnych siłach. Niestety, przejmujący ból kostki, zgrabnie mi to uniemożliwiał. Podparłem się jedną z rąk o szafkę, starając się chociażby usiąść. Oczy zaszły mi zdradliwymi łzami, kiedy delikatnie ukucnąłem na zmaltretowanej nodze. Zacisnąłem mocno powieki, odliczając do dziesięciu, aby uspokoić nierówny oddech.

 - Może pomóc? – usłyszałem rozbawiony głos Malika. Nawet nie podniosłem wzroku, jedynie intensywniej naliczałem, kolejne z liczb. Doszedłem dokładnie do trzydzieści siedmiu kiedy poczułem mocne dłonie, zaciskające się na moich ramionach i ciągnące do góry. Niestety, Zayn nie był świadomy bólu jaki odczuwałem w lewej kostce i postawił mnie na niej, boleśnie przygniatając do ziemi. Znów zacisnąłem powieki, tak aby nie doprowadzić do wypłynięcia chociaż jeden z łez gromadzących się w kącikach oczu. Zdusiłem cisnące się na usta przekleństwo.

 - Mógłbyś mnie zostawić samego? – wychrypiałem, nie otwierając zamglonych oczu. 

 - Niall? – zapytał niepewnie – stało się coś? – delikatnie dotknął mojego ramienia. Byłem zły, naprawdę zły, wręcz wściekły i wszystkie te odczucia narastały wraz z ciągnącym się bólem kostki.

  - Nic się do cholery nie stało, okej?! – powiedziałem dosyć głośno, jednocześnie otwierając oczy i rzucając Malikowi wściekłe spojrzenie – wszystko jest w jak najlepszym porządku, odwalcie się ode mnie wszyscy, nie potrzebuję waszej pieprzonej pomocy! Nie potrzebuję nikogo! – wykrzyczałem zły.

- Nia… - zaczął, ale mu przerwałem.

- Nie! Nie ma „Niall”. Chciałem po prostu przemyśleć pewne sprawy. Posiedzieć SAM – tu zaakcentowałem słowo – ale nie – prychnąłem zły – Wy oczywiście musicie jak zwykle wpieprzyć swoje niechciane trzy grosze. Czy ktoś prosił Cię o pomoc? – zapytałem łamiącym się głosem, bo niefortunnie przeniosłem ciężar ciała na lewą stopę. Spojrzałem w dół na puchnącą z każdą chwilą kostkę. 
Zrezygnowany opuściłem ramiona i starałem się uspokoić oddech. Malik chyba zauważył moje spojrzenie, bo również przeniósł wzrok na pęczniejącą nogę.

-  Co Ci się stało? – zapytał przerażony.

 - Przewróciłem się .. – odparłem obojętnie.

 - Niezdara z Ciebie, wiesz? – uśmiechnął się lekko, biorąc mnie jednocześnie delikatnie na ręce. I to było tak cholernie słodkie, że wszystkie słowa, które wypłynęły w złości z moich ust parę minut temu, nagle zmieniły się w ogromne wyrzuty sumienia. Położył mnie na kanapie, równocześnie podkładając mi dosyć twardą poduszkę pod nogę. Przysiadł się obok, pieszczotliwie odgarniając mi grzywkę z czoła.

 - Zayn – przełknąłem głośno ślinę – ja przepraszam… - wychrypiałem skruszony – nie wiem co się ze mną stało, po prostu… - przerwałem, kiedy pochylił się nade mną i czule musnął moje usta. Uśmiechnął się, po czym swoją dłonią poczochrał moje włosy cicho chichocząc. Posłałem mu lekko poirytowane spojrzenie.

 - Chyba powinniśmy Ci to opatrzyć – stwierdził poważnie. Westchnąłem ciężko, bo naprawdę nie lubiłem tego typu sytuacji. Poza tym moje plany na wieczór odeszły wraz z nieszczęsnym upadkiem i zamiast dobrej zabawy w klubie pozostanie mi leżenie na kanapie w salonie. Wspaniale – pomyślałem z sarkazmem.

Chociaż jakby nie patrzeć wizja opiekuńczego Zayna wydawała się naprawdę kusząca i w sumie w stu procentach pobijała tą, w której wracam pijany do domu. I to było naprawdę słodkie z Jego strony, że przejął się niewielkim uszkodzeniem mojej nogi po tym wszystkim co wykrzyczałem w Jego stronę.

Skrzywiłem się nie tyle co na wspomnienie danej sytuacji, ale na Zayna opatrującego pulsującą kostkę. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym, delikatnie nałożył przezroczystą maź. Delikatnie rozsmarowywał chłodną, śmierdzącą maść. Następnie zawinął kostkę w dwa białe bandaże uniemożliwiając w ten sposób jakikolwiek ruch lewej stopy.

Kiedy skończył uśmiechnął się w moją stronę pokrzepiająco i na chwilę wyszedł z pokoju. Kilka minut później wrócił z paroma kocami i herbatą w moim ulubionym niebieskim kubku. Usiadł obok okrywając nas, a zwłaszcza mnie bardzo dokładnie i podał mi parującą ciecz. Upiłem łyk krzywiąc się nieznacznie i szybko odstawiając kubek. Zdecydowanie za gorąca. Przysunąłem się do Niego niepostrzeżenie, przytulając się do Jego prawego boku. Wzdrygnął się kiedy moje lodowate ręce dotknęły nagiej skóry Jego ramienia.

 - Zmarzłeś – stwierdził cicho, chuchając w moje włosy swoim ciepłym oddechem.

 - Jest dobrze – odpowiedziałem równie niesłyszalnie.
Zayn odruchowo przyciągnął mnie do siebie cicho chichocząc w moją szyję.

I naprawdę ogarniały mnie wyrzuty sumienia kiedy przypomniałem sobie co mu niedawno wykrzyczałem prosto w twarz, bo tak naprawdę potrzebowałem pomocy, tylko sam nie potrafiłem sobie tego do końca uświadomić, aż do teraz.

- Zayn?

- Mhm? – mruknął cicho, naznaczając moją skórę kolejnymi zaczerwienionymi śladami.

  - Jestem egoistą?

- Czemu pytasz? – zapytał, odrywając się jednocześnie od mojej szyi, co skomentowałem cichym jękiem.

- No nie wiem, po prostu tak uważam i chciałbym poznać Twoje zdanie, tak myślę – stwierdziłem.
 
- Nie, chyba nie – oznajmił po czym „zatopił” głowę w moją klatkę piersiową.

- Chyba? – dobra, wiem, chciałem szczerej odpowiedzi, ale ta zdecydowanie mnie nie zadowalała.

- Każdy z nas w pewien sposób jest egoistą Niall – wybełkotał niewyraźnie. Mimowolnie wplątałem dłoń w Jego włosy, głaszcząc je i czochrając delikatnie co jakiś czas. Zayn w odpowiedzi mruczał doprowadzając mnie swoim zachowaniem do totalnego rozczulenia nad Jego osobą. I to było naprawdę dziwne żyć z myślą, że parę miesięcy temu wyglądał na osobę, która zdecydowanie mnie nienawidzi. Teraz zachowywał się jak jedno z najbardziej potulnych zwierzątek na ziemi i naprawdę uwielbiałem go w takich chwilach. W sumie uwielbiałem wszystkie momenty, które przeżywał wraz ze mną, dobre czy złe, nieważne, grunt, że razem.

- Zayn.. – Ten jedynie mruknął cicho w odpowiedzi – Dobranoc głupku – szepnąłem cicho, delikatnie muskając Jego usta i wtulając w Jego wspaniała osobę.




*~~*~*~~*



 
- Jezu Niall, coś Ty narobił?! – gorączkowe spojrzenie Liama kursowało pomiędzy moją twarzą a kostką. I to było naprawdę dziwne, bo była jedynie skręcona.

 - Przewróciłem się – wychrypiałem lekko zawstydzony, bo zdecydowanie nie lubiłem robić za niezdarę. I naprawdę spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego co nastąpiło chwilę później.

- Zwariowałeś?! Gdzie Ty się pałętasz?! Wiesz jak się martwiłem, boże Horan, Ciebie to chociażby na chwilę nie można zostawić samego, dzieciak! – słowa wypływały z Jego ust niczym z karabinu. Nigdy, ale to nigdy nie spodziewałbym się takiego wybuchy ze strony blondyna. Jasne, śmiechu, ale nie takiej grozy.

- Naprawdę Niall, z Tobą to samo problemy… - Wyłapałem współczujące spojrzenie Zayna, który ledwo co powstrzymywał się przed wybuchnięciem salwą śmiechu. Sam, z powodu ogarniającego mnie rozbawienia spuściłem głowę i czerwony wstrzymywałem oddech żeby chociażby nie zachichotać.

- Zobaczysz, następnym razem będę za Tobą chodzić krok w krok i nie interesuję mnie to czy będę musiał patrzeć chociażby na to jak się pieprzysz – fuknął zdenerwowany.

I to co powiedział  zdecydowanie przeważyło, rzuciłem szybkie spojrzenie w stronę Zayna i jak na komendę oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- Hahaha, boże Liam, jesteś taki zabawny kiedy się denerwujesz – stwierdziłem przez śmiech dostrzegając Malika, który dosłownie turlał się po podłodze z głupoty blondyna.

 - No i z czego się śmiejecie?! Nawet Ty Zayn? Nawet Ty? Wychodzę i oczekuję, że jak wrócę to zdążycie zastanowić się nad swoim karygodnym zachowaniem – stwierdził zrezygnowany jednocześnie opuszczając pokój.

Zerknąłem na Malika, który ciężko oddychając zbliżał się do mnie z zagadkowym uśmiechem. Chwilę potem sapałem, krzyczałem i jęczałem* żeby przestał. Niestety Jego wszędobylskie palce łaskotały całe moje ciało doprowadzając mnie do szaleństwa i mimo tego, że nie lubiłem tego typu sytuacji, wiedziałem, że tą będę wspominać ze zdecydowanym uśmiechem.





*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*






*Dopiero jak przeczytałam co napisałam, ogarnęłam jak dwuznacznie to brzmi :O
Co do rozdziału ma ponad 2000 wyrazów <oklaski> i nie sprawdzałam go zbyt dokładnie więc przepraszam za wszelkie powtórzenia/ błędy.
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, naprawdę miło mi czytać, że wam się podoba ♥
Jak zwykle proszę o wyrażanie swojej opinii poniżej!
Pozdrawiam, Kocham was i w ogóle wielbię ♥

Arbbuz

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XII






R o z d z i a ł XII




Wtorek, 30 października 2012r.


Dwa tygodnie zleciały zdecydowanie szybko, ale i wyjątkowo nudno. W sumie liczyłem, że po ujawnieniu naszej zwykłej znajomości coś ruszy, jakiś mechanizm, który miałby uruchomić kolejne prowadzące do mojego imienia kończącego się nazwiskiem samego Mulata, ale niestety, nic z tego nie wyszło. Nie rozumiałem całej tej sprawy, a szczerze powiedziawszy coraz bardziej mnie to przygniatało. Czułem się zwyczajnie zmęczony. I pomimo tego, że pierwsze dni były jak jakieś cholerne błogosławieństwo nadesłane prosto z góry, kolejne stawały się monotonią.  Nie wiem czy byłem egoistą chcąc Malika na własność. Po prostu nie cierpiałem kiedy uśmiechał się czy patrzył na innych, lepszych ode mnie. Podświadomie czułem, że takowe osoby, ot tak mogłyby mi go odebrać. Choć w sumie to złe określenie. Nie był mój i jak na razie się na to nie zamierzało. Wszyscy, wraz ze mną na czele byli zdziwieni, że zachowuję z Zaynem, zwykła, przyjacielską relacje. I z jednej strony naprawdę mi to odpowiadało. Bez powodu mogłem przebywać w Jego pobliżu, rozmawiać czy żartować, ale nie mogłem go dotknąć, tak inaczej, jak bym chciał. Co zabawne wcześniej sam wykazywał chęci do tego typu znajomości. Coś się zmieniło? Chyba tak, ale za cholerę nie wiem co mogłoby to być.



 *~~*~*~~*



Przymknąłem oczy, delikatnie opierając policzek o prawą dłoń. Ostatnia lekcja ciągnęła się nieskończenie długo. Coś jakby wszystkie zegarki świata nagle postawiły się przeciw mnie i specjalnie, na złość mi, powolnie przesuwały wskazówkami po tablicy zegara. Westchnąłem ciężko, nagle otrzymując dosyć mocnego kuksańca w bok. Zerknąłem na Liama, który patrzył znacząco na karteczkę, znajdującą się dokładnie po środku naszej wspólnej ławki. Zmrużyłem oczy, starając się odczytać bazgroły, mające przedstawiać litery, a nawet słowa czy zdania. NIC. Blondyn spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem, po czym urywając kolejny kawałek niedużej białej kartki, napisał coś drukowanymi literami. Podsunął mi wyrywek zeszytu pod nos i prychnął lekko zniecierpliwiony.



Ja, Ty, park po lekcjach? L.



Szybko przestudiowałem w myślach plany dzisiejszego dnia, nagle uświadamiając sobie, że cholernie dawno nie widywałem się z Li po lekcjach. Byłem po prostu zajęty staraniem się o względy Zayna, kiedy to Payne po prostu poszedł w odstawkę i szczerze powiedziawszy dziwiłem się, że nadal wyciągał do mnie pierwszy rękę. W sumie to była jedna z cech, którą w nim uwielbiałem, jednakże, jeżeli korzystał z niej tylko w moim przypadku, bo kiedy bywał wykorzystywany przez innych ludzi nie czułem się dobrze z tym, że na to pozwoliłem. Wyrzuty sumienia nieraz zżerały mnie od środka. I przypominając sobie wszystkie te sytuacje, w których Liam był po prostu mniej ważny, robiło mi się go żal, bo mi bo mi byłoby przykro. A on nie był wcale mniej wrażliwy niż ja. I mimo tego, że umówiłem się z Zaynem, że dziś obejrzymy razem mecz, musiałem to odwołać, bo nie mogę przekładać starej przyjaźni na nową. To nie byłoby fair wobec Li, który wspierał mnie w każdej trudnej dla mnie sytuacji. Był zawsze kiedy go potrzebowałem więc powinienem rewanżować się tym samym prawda?

Więc olewając wspólne popołudnie spędzone z Malikiem, po prostu z uśmiechem pokiwałem głową na co Li wyszczerzył się uszczęśliwiony. I w takiej chwili zastanawiałem się jak mogłem być tak głupi i nie poświęcać mu wystarczająco dużo uwagi..



*~~*~*~~*



Zaraz po dzwonku pierwszy wyszedłem z klasy zatrzymując się za ścianą, przy której zawsze stał Zayn rozmawiając ze znajomymi. Trochę podenerwowany zaistniałą sytuacją zagryzłem lewy policzek. Pierwszy raz miałem odmówić Malikowi i to było .. dziwne. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że tak naprawdę byłem na każde Jego zawołanie, jednak nie była to Jego wina. To ja starałem się mu przypodobać. Zgadzałem się na wszelkie propozycje wypadów czy wspólnych wieczorów, olewając w ten sposób blondyna. I szczerze powiedziawszy dopiero teraz dotarło do mnie jak głupio się zachowywałem. Przekładałem Mulata nad wszystko inne nie mniej ważne. Głupota.
Oderwałem się od swoich myśli dostrzegając Zayna idącego w moją stronę z lekkim uśmiechem. Serce zabiło mi odrobinę szybciej na widok Jego delikatnie rozwianych włosów. Widocznie przed chwilą wrócił z dziedzińca.
 - Co tam Nialler? – zapytał jak gdyby nigdy nic lekko klepiąc mnie w ramię.
 - W sumie nic ciekawego – odpowiedziałem jednocześnie przełykając głośno ślinę  – Tak sobie myślę… Nie obraziłbyś się gdybyśmy jednak nie spędzili tego dnia razem? – wypowiedziałem na jednym wydechu.
Mulat przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany, po to aby chwilę później wybuchnąć głośnym śmiechem.
 - Żartujesz prawda? – zapytał rozbawiony. Widząc moje zdziwione spojrzenie, raczył mi wreszcie wytłumaczyć co go tak rozbawiło.
- Jezu, Niall, naprawdę? Przecież to nic strasznego, mecz możemy obejrzeć kiedy indziej, a Ty wyglądałeś jakbym miał Cię co najmniej zabić za to, że nasze dzisiejsze plany nie wypaliły – poklepał mnie z uśmiechem po plecach i odszedł rzucając ostatnie rozbawione spojrzenie na moją lekko zaczerwienioną twarz.
No cóż, doszukując się jakichkolwiek pozytywów tej sytuacji …
Poszło łatwiej niż myślałem.



*~~*~*~~*




 - Haha, chyba żartujesz? – zapytałem rozbawiony. Nigdy, ale to nigdy nie uwierzyłbym, że nasz ukochany wychowawca, zagląda po lekcjach do TAKICH klubów.

 - Nie no powaga, idealnie wpasowuje się w tamtejsze klimaty – stwierdził poważnie.
Chwilę później nasze śmiechy można było usłyszeć na całej ulicy, którą akurat się przechadzaliśmy.
Lekko klepnąłem blondyna, wpadając nagle na jeden ze swoich genialnych pomysłów.

 - Ej Li – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem – przejdziemy się tam? Może akurat trafimy na naszego ulubionego nauczyciela – stwierdziłem zabawnie poruszając brwiami. W odpowiedzi dostałem energicznie kiwanie głową blondyna i zdecydowane przyciągnięcie mnie do Niego. Delikatnie objął mnie ramieniem pochylając się lekko w stronę moich obojczyków.

 - Brakowało mi tego – szepnął wprost w moją szyję.

 - Mi też Li, mi też  – odpowiedziałem cicho.
Następnie złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w przeciwną stronę. Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, na co wytłumaczyłem mu, że klub, do którego zmierzamy jest w całkiem inną stroną niż wcześniej maszerowaliśmy. Kiwnął głową w zrozumieniu. Zaśmiałem się cicho i objąłem ramieniem po czym ruszyliśmy w stronę wybranego budynku.

 - To tylko 2 kilometry – „pocieszyłem” lekko wstawionego blondyna. Ten w odpowiedzi prychnął i przeklął pod nosem lekko uderzając mnie w ramię, na co zaśmiałem się  diabelsko w odwecie. Zapowiadała się ciekawa noc.



*~~*~*~~*





Głośna, dudniąca muzyka. Kolorowe, wręcz rażące światła i zdecydowanie roznegliżowani ludzie. Tylko skrawki materiałów zakrywały ich miejsca intymne. Tak proszę państwa, byliśmy w jednym z najbardziej obskurnych klubów tego miasta. Tutaj nie było granic. Homo, hetero – nie liczyła się orientacja. Nikt nie zwracał uwagi czy właśnie całował się z chłopakiem czy dziewczynom. Ludzie byli aż nazbyt wyluzowani i wolni. Ochrona? Jasne była, zazwyczaj przy jednym ze stolików, obściskując się z nagimi pannami. Jakby nie patrzeć, zbierała się tutaj najgorsza ludność tego miasta. Bezwstydna, młoda, naćpana czy pijana. Jednak to miejsce miało w sobie to „ coś”. Swój własny, kreowany przez lata klimat.  Coś czego zdecydowanie nie znalazłoby się w innych klubach.
Przymrużając oczy, delikatnie złapałem ogłupiałego Payne’a za ramię, ciągnąc w stronę baru. Zamawiając drinki, rozglądałem się dookoła wyszukując jakichkolwiek znajomych twarzy. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że widzę tu naprawdę sporo osób ze szkoły. Nie sądziłem, że zapuszczają się w takie miejsca. No cóż, pozory mylą. W sumie pewnie oni  też są zdziwieni moim widokiem.
Nie rozmyślając nad tym dłużej wypiłem z Li jedną kolejkę stukając się zawczasu pełnymi szklankami. Następnie wzruszyłem ramionami ciągnąc wstawionego blondyna na parkiet. Niby przyszliśmy tu tylko w celach zobaczenia naszego wychowawcy, aczkolwiek  myślę, że spokojnie możemy zabawić tutaj dłużej. Zdecydowanie trochę rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziło…

Bawiłem się już na parkiecie kolejną godzinę, raz po raz podchodząc do baru w celu wypicia wraz z blondynem kolejnej kolejki. Trzymaliśmy się w miarę blisko siebie, w razie potrzeby odstraszenia natrętnego osobnika, bo takich tutaj niemało.
Wstawiony, z uśmiechem przyciągnąłem do siebie przystojnego bruneta tańczącego tuż obok mnie. Ten w odpowiedzi zaśmiał się perliście ukazując całe swoje olśniewające uzębienie. Jakby na zachętę pociągnął mnie za kołnierzyk niebieskiej koszuli.
 - Luke – wykrzyknął wprost w moje ucho.
 - Niall – odpowiedziałem równie głośno, jednocześnie przybliżając się jeszcze bardziej do dobrze zbudowanego bruneta. Podobał mi się, był tak bardzo podobny do Malika. Po parunastu minutach nasz taniec zrobił się bardziej brutalny. Powoli objąłem Jego szyję delikatnie muskając Jego odsłoniętą szyję. Pachniał kawą? Tak myślę. Ocieraliśmy się o siebie coraz bardziej intensywnie, niekiedy delikatnie przygryzając swoje szyje czy kąciki ust.
I ta cała sytuacja była dziwna. Nigdy nie czułem się tak wyluzowany jak tutaj. Będąc w tym miejscu, zespalałeś się z nim, tak po prostu. Przylegałeś do Niego.
I będąc już naprawdę podnieconym lekko trąciłem wargami Jego usta. W odpowiedzi wpił się we mnie mocno, całując namiętnie. Kilka sekund później oderwałem się od bruneta chcąc zaciągnąć się powietrzem. Okazyjnie otworzyłem oczy, dostrzegając naprzeciw mnie dwie ciemne, wręcz czarne tęczówki, patrzące na mnie z żalem? Smutkiem? Zrezygnowaniem…
 Spanikowałem.
Mimowolnie odepchnąłem zdezorientowanego  Luke’a, szybko udając się w stronę Mulata, który przepychał się między ludźmi wprost w stronę najbliższego wyjścia.
Cholera. Mimo tego, że tak naprawdę nie wiedziałem co dokładnie łączy mnie z Malikiem, byłem wręcz pewien, że to nie upoważniało mnie do całowania się z byle chłopakiem poznanym na imprezie. W końcu to on był kimś na kim mi zależało, a to co przed chwilą robiłem, wcale tego nie ukazywało. Wręcz przeciwnie. Zły na siebie, odpychałem napychających na mnie ludzi, raz po raz klnąc siarczyście. Docierając do upragnionych drzwi, szybko wyszedłem, rozglądając się dookoła. Niestety, nie dane było mi dostrzec idealnej sylwetki Zayna. I szczerze powiedziawszy nie zdziwiłbym się gdyby wszystkie moje szanse u Malika właśnie przepadły.
Z tego co słyszałem przychodząc do tej szkoły, może i Zayn zmienia dziewczyny czy chłopaków jak rękawiczki, ale nie toleruje zdrady i tego bałem się najbardziej. Czysto teoretycznie nic nas nie łączyło. W praktyce poczuć się urażony, bo przecież ludzie ot tak nie całują się, nie łapią za ręce. Bałem się Jego reakcji. Bałem się Jego odwetu na mnie. Nie zdziwiłbym się gdyby właśnie to było moją karą. Dokładnie to samo co ja zrobiłem mu.
I czułem się dziwnie z tym, że to ja go zraniłem. Bynajmniej tak myślę. Tak samo dobrze mogło mu nie zależeć, prawda?
Byłem skołowany, zły i przemarznięty. Szybko poinformowałem Liama o zaistniałej sytuacji dodając, że idę do domu. Ten jedynie porozumiewawczo kiwnął głową, zostając ze starymi znajomymi. Powolnie przebierałem nogami. Starałem się dostrzec chociaż jeden z plusów owego wydarzenia, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Pustka.
W takim właśnie stanie dotarłem do domu. Cicho, tak aby nie obudzić nikogo wszedłem do salonu, zauważając Mulata oglądającego jeden z nudnych programów telewizyjnych. Kiedy dostrzegł moją obecność, szybko wstał, kierując się w stronę schodów.
 - Zayn? – zapytałem niepewnie.
- Czego chcesz? – odwdzięczył się pytaniem.
 - Ja… nie chciałem żeby tak wyszło. Żebyś musiał na to patrzeć, to po prostu nie powinno się nigdy wydarzyć  - stwierdziłem cicho. Mój rozmówca jedynie prychnął w odpowiedzi.
- Przepraszam – wyszeptałem patrząc wprost w Jego ciemne tęczówki.
 - Nie masz za co. Przecież nic nas nie łączyło, nie łączy i łączyć nie będzie – powiedział rozdrażniony  - szczerze powiedziawszy nie obchodzi mnie z kim szlajasz się i całujesz po klubach – wyszeptał spuszczając wzrok.
 I było mi naprawdę przykro, że doprowadziłem do takiej sytuacji, bo nigdy nie sądziłem, że to ja zranię go prostym pocałunkiem.
- Wiem, że to głupie mówić o tym w takim momencie – powiedziałem zdenerwowany – ale… zależy mi – wychrypiałem cicho.
 - Mi też … - powiedział lekko podnosząc głowę do góry – zależało – stwierdził patrząc mi  prosto w oczy.

Zabolało.

- To znaczy, że już przestało? – opuściłem ramiona jednocześnie zaciskając mocno pięści w zdenerwowaniu.

- Nie wiem Niall, po prostu nie wiem – uśmiechnął się ponuro. Podszedł do mnie, delikatnie muskając moje spierzchnięte wargi. Doskonale wyczuwałem Jego pijacki oddech. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że był cholernie pijany. Szczerze dziwiłem się, że stał tutaj, na wprost mnie jedynie lekko kołysząc się na boki. Objął mnie ramionami przyciągając do siebie w mocnym uścisku.

- Jesteś idiotą, wiesz? – zapytał przysypiając,

 - Wiem, Zayn

- Ale słodkim idiotą – stwierdził cicho, przyciągając mnie do kolejnego długiego pocałunku. 



*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*


Naprawdę cholernie przepraszam. Nie wiem czy pamiętacie mój komputer, który ostatnimi czasy szwankował. No cóż, mogę śmiało stwierdzić, że odszedł na zawsze. Piszę ten rozdział z komputera brata, który użyczył mi go naprawdę niechętnie i to tylko dlatego, że go nie było.... A więc myślę, że dopóki mój szanowny tata nie pomyśli nad zakupem nowego sprzętu, rozdziały będą się pojawiać raz na tydzień :/ 
Z góry przepraszam, za to całe zamieszanie i to, że nawet nie miałam jak was poinformować.. Jeżeli jeszcze ze mną jesteście..... To naprawdę, naprawdę przepraszam! Postaram się dziś skleić kolejne pół kolejnego rozdziału żeby dodać go jutro, ale nic nie obiecuję, pozdrawiam i ogólnie wręcz błagam na kolanach o wybaczenie, 

Wasz Arbbuz