wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział XI





R o z d z i a ł  XI



Wtorek, 9 października 2012r.

Postanowiłem, że będę twardy. Nie jak przysłowiowe żelki z biedronki, po prostu nie ulegnę póki to wszystko nie zacznie się zmieniać. Inaczej nie miałoby to sensu, ja byłbym zwykłym popychadłem i chłopcem na zawołanie a Malik szefem, który mógł ze mną robić cokolwiek by chciał. Idiotyzm, prawda?

Tak więc reasumując nie będę kolejną zabaweczką Zayn’a. Albo weźmie mnie na poważnie, albo.. No cóż… I tak niedługo wyjeżdżam.



*~~*~*~~*



To był naprawdę dobry dzień. Nie wiem czy zachowywałem się jak psychiczny sadysta, ale czułem się wyśmienicie z tym jak traktowałem Malika. Ozięble i z dystansem. Jak nie ja. Poczynając od rana kiedy nie odwzajemniałem jego spojrzeń i uśmiechów, aż do teraz kiedy mijała już z kolei trzecia lekcyjna. I pomimo tego, że korciło mnie aby chociażby zerknąć, byłem twardy, tak jak sobie obiecałem. Choć raz chciałem wytrwać we własnych przyrzeczeniach. I nawet Liam, który od początku we mnie powątpiewał, teraz z coraz większym przekonaniem patrzył na moje działania, a raczej ich brak. Naprawdę był dumny, a to było dla mnie ogromnym dopalaczem w moich niecnych poczynaniach. I w gruncie rzeczy zastanawiałem się jak to możliwe, że ja, Niall Horan, zazwyczaj uległy 17-latek nie potrafiący postawić na swoim, nagle spełnia jakiekolwiek cele, które sobie zaznaczył. Niewiarygodne. 


*~~*~*~~*



Co dziwne, pod koniec dnia wszystko się zmieniło i nie byłem jakoś szczególnie zadowolony ze swoich działań. Okej, byłem nastawiony na to, że jednak może się nie udać, ale moja szala była zdecydowanie przeciągniętą na stronę  „ Tak Horan, wygrałeś Malika”. Niestety, Zayn jakoby odczytał moje intencje wobec Niego i również zaczął mnie olewać. Nie tylko w szkole, ale i w domu. Jakby za karę, za wszystkie nieodwzajemnione spojrzenia i uśmiechy rzucane w moją stronę. Nie czułem się z tym szczególnie dobrze, ale mus to mus, obiecałem, że nie zrezygnuję i mam zamiar się tego trzymać jak ostatniej deski ratunku.

Tak właśnie minął wtorek.

Środa zleciała niepozornie, aczkolwiek Mulat znów zmienił swoją taktykę i jakby na złość mi, flirtował z pierwszymi lepszymi pannami tuż przed moimi oczyma. Jasne, odczuwałem pewne nieprzyjemne dolegliwości, ale nie poddawałem się, bo to on miał się złamać, to on zachowywał się dziecinnie z naszej dwójki. Nie ja… Prawda?

Czwartek, czwartek, czwartek. Kolejny nieciekawy dzień. Malik zaprzestał jakichkolwiek działań i znów powrócił do posyłania mi pytających spojrzeń i nieśmiałych uśmiechów. I gdyby nie to, że obiecałem, złamałbym się, bo widząc Jego ciemne czekoladowe oczy patrzące na mnie jakoby prosząco naprawdę miałem ochotę podejść i powiedzieć, że to tylko żarty, że naprawdę nie chciałem tego robić. A to, że pojawiał się wszędzie gdzie ja wcale nie pomagało. Przerwy, lekcje, a nawet miejsca, w których zazwyczaj nie bywał, stały się nagle Jego osobistą oazą. Gdzie ja, tam i On.

I naprawdę zaczynałem tracić nadzieję, bo minęły trzy dni. Dokładnie siedemdziesiąt dwie godziny. Kupa czasu. Szczerze powiedziawszy po cichu liczyłem, na to że już po kilkudziesięciu minutach zrozumie cel mojego działania. Niestety. I nie wiedziałem czy robił to specjalnie, czy naprawdę nie łapał o co mi chodzi. Aczkolwiek Li, ciągle powtarzał, powtarza i zapewne powtarzać będzie, że robię to o tyle na pokaz, że nawet największy głupiec by się domyślił, a sam Zayn Malik do takowych nie należy, bo jakby nie patrzeć gdyby był idiotą pod względem intelektualnym, pewnie nigdy bym się nim nie zainteresował.  Wbrew pozorom, nie „leciałem” jedynie na Jego zdecydowanie dobry wygląd, zaintrygował mnie od środka. Swoją tajemniczością i zmiennością. Raz milutki jak baranek, słodki i potulny, aby chwilę później stać się zagorzałym chujem, któremu zależy jedynie na opinii publicznej. Nie wiem czego dokładnie oczekiwałem. Wydaję mi się, że chciałem przekonać się, który z nich jest prawdziwy, a którego po prostu udaję, bo tak naprawdę z Malikiem nic nie było pewne. Nie można było postawić wszystkiego na tak zwaną jedną kartę, tutaj trzeba było mieć po prostu zbite dowody, na to kim dokładnie jest, a za kogo się podaje.

 Lubiłem zagadki, a On był dla mniej jedną z najtrudniejszych do rozgryzienia i w pewien sposób mi się to podobało, intrygowało i niestety zachęcało do zagłębiania się w to bagno coraz głębiej. 



*~~*~*~~*



Nareszcie, ostatni dzień, tuż przed weekendem. Byłem zmęczony całym tym udawaniem i sytuacją z Malikiem. Naprawdę irytowało mnie wszystko:  od zbyt małej ilości masła na kanapce, aż po Liama, który potrafił jedynie powtarzać „Uda się stary, zobaczysz” . Doceniałem to, ale po paru dniach robiło się to naprawdę wkurzające i gdyby nie to, że się przyjaźnimy, już dawno bym go porządnie wyklął. No, bo rozumiem, że starał się mnie wspierać, ale bez przesady, prawda? Chociaż w sumie gdyby on był w mojej sytuacji byłbym zapewne nie lepszy.

Przewróciłem się na drugi bok i z westchnieniem podniosłem z łóżka przygotowując się na kolejny nieciekawy dzień. Lekko drżąc z zimna szybko zarzuciłem na siebie pierwszą, lepszą bluzę. Początek października nie zapowiadał się szczególnie ciekawie pod względem pogody. Deszcz, wiatr, mróz, czyli coś czego zdecydowanie nie tolerowałem. Nienawidziłem tego, że urodziłem się w tak cholernie zimnym miesiącu. Szósty Grudnia. Mikołajki. Podobno byłem najbardziej wyczekiwanym prezentem. Słodkie, prawda? Zawsze uważałem, że to naprawdę nic szczególnego, ale teraz… Teraz czekałem na ten dzień z utęsknieniem, bo jakby nie patrzeć stanę się samodzielny, dorosły. A tego właśnie pragnąłem, bynajmniej dotychczas. Czy coś się zmieniło? Tak myślę.

Zayn Malik.




*~~*~*~~*



I szczerze powiedziawszy myślałem, że nic mnie już w tym tygodniu nie zaskoczy. A jednak…..


Mozolnie przebierałem nogami kierując się w stronę sali trzydzieści siedem, w której miała się odbyć nasza ostatnia lekcja. Byłem naprawdę wyczerpany, a blondyn idący obok mnie i opowiadający niekoniecznie zabawne historyjki wcale mi tego czasu nie umilał. No cóż, ale czego się nie robi dla zachowania przyjaźni. Westchnąłem ciężko, nagle zatrzymując się na postawnej sylwetce chłopaka. Podniosłem wzrok z zamiarem przeproszenia za niewielkie zderzenie, kiedy usłyszałem wesoły głos Malika, tuż nad moją głową.

 - Hej Nialler – wykrzyknął, ukazując zęby w szczerym uśmiechu. Zdezorientowany patrzyłem wprost w Jego ciemne oczy doszukując się choć odrobiny kpiny czy żartu. Nic  z tego.

 - Tak sobie myślałem, że skoro i tak pomieszkujesz u mnie, to może wrócimy wspólnie ze szkoły? – zapytał wesoło. Osoby wokół nas, patrzyły na całą sytuację zdecydowanie wmurowane  w ziemię. Przyznał się, że w ogóle ze mną mieszka? Jedno wielkie „ Wow” Zwłaszcza Harry i Lou patrzyli na całą odegraną scenkę przerażonymi oczyma, Zayn jedynie rzucił w ich stronę obojętne spojrzenie i znów przybierając przemiły uśmiech, odwrócił się do mnie.

 - To jak? – ponowił pytanie.

 - Um, okej – uśmiechnąłem się spłoszony.

To było coś… spektakularnego. Bo może i mówiłem, że to wszystko się uda, ale w głębi duszy nie wierzyłem. Naprawdę, nigdy nie pomyślałbym, że podejdzie przy wszystkich i jak gdyby nigdy nic zagada, ot tak, jak z dobrym kumplem. Nie z kimś kim gardzi. I całą lekcje przesiedziałem na rozmyślaniach i cichym szeptaniu z blondynem siedzącym obok na temat całej zaistniałej sytuacji, bo to naprawdę nie należało do najnormalniejszych. Zdecydowanie, to było coś, co powinno zostać zapisane na kartkach tej szkoły.

Bo niecodziennie wielki Zayn Malik proponuje wspólny powrót mi – zwykłemu prostakowi.



*~~*~*~~*



- Czemu to zrobiłeś? – zapytałem lekko podenerwowany obecnością Mulata tak blisko mnie. Droga ze szkoły mijała nam wyjątkowo szybko na zwykłych pogaduchach, historyjkach i żartach na temat uczniów czy nauczycieli.

 - To znaczy? – zapytał, jednocześnie delikatnie mrużąc oczy z powodu żarzącego się na jasnym niebie słońca.

 - Um, no wiesz. Przywitałeś się ze mną, zaproponowałeś wspólny powrót. To zdecydowanie coś czego Ty nigdy nie robisz.  – I naprawdę denerwowałem się, czekając na odpowiedź, która wypłynie z Jego jedwabistych warg, bo cholernie zależało mi na tym aby poznać prawdę. I za cholerę nie spodziewałem się tak głośnego wybuchu śmiechu ze strony Zayn’a. Posłałem mu pytające spojrzenie, będąc równocześnie coraz bardziej zestresowanym.   

 - Serio Niall? Oboje wiemy, że tego chciałeś. Naprawdę nie jestem tak głupi i płytki na jakiego wyglądam – pokazał mi język i delikatnie pociągnął za rękę, drugą czochrając moje włosy na co odpowiedziałem prychnięciem.

 - Wcale nie – fuknąłem pod nosem, na co Malik znów zareagował kolejną salwą śmiechu.

- Głupek z Ciebie, wiesz? – zapytał ze świecącymi oczyma. Nadąsany, delikatnie uderzyłem go w ramię. – Ale Mój – dokończył chwilę potem, minimalnie zmniejszając odległość między nami i  złączając nasze usta w zachłannym pocałunku.

 I w takich chwilach całe moje życie nabierało zdecydowanie zbyt wielu kolorów. Bo bałem się tych momentów i jednocześnie tak cholernie je kochałem. 






*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Ostrzegam : Nie sprawdziłam błędów, powtórzeń, zapewne zrobię to jutro!
Naprawdę przepraszam za jakość rozdziału, ale wróciłam dosyć późno do domu. Co do przerwy tłumaczyłam w poprzednim poście, o chwilowej śmierci mojego komputera. Dziękuję za wszelkie wyświetlenia i komentarze, kocham was, wiecie? Wiem, dziwnie to ukazuję.
Co do kolejnego rozdziału, ukarze się do końca tego tygodnia, raczej w piątek, ewentualnie  czwartek. 

Jak zwykle proszę o wyrażanie swoich opinii, pozdrawiam i ślę całusy ♥

Arbbuz.



5 komentarzy:

  1. Zbierzcie mnie z podłogi. Jezu, Arbbuziku, to było, jejuuuuuu! Końcówka rozłożyła mnie na łopatki i uśmiecham się tak szeroko, ze mogę dostać szczękościsku. Gdybym miała to ocenić jednym słowem byłoby to "asdfghklglksgGHKfalgja" czyli pospolity fangirling. Co nie zmienia faktu, ze w głowie kołacze mi myśl, że tutaj za łatwo poszło. Malik jest słodki i kochany, ale mój mózg mówi, że to tylko podpucha... ugh. Rozdział jest dobry. Ach, włąśnie, mogę zwrócić ci uwagę, ze piszemy "Zayna" "Nialla" "Liama" a nie "Zayn'a" "Niall'a" "Liam'a"? Bo piszemy właśnie bez apostrofu. Wstawiamy go jedynie w przypadkach gdy imię/nazwisko kończy się samogłoską tak jak "Payne". No. To tyle. Wenyyyyyyyyyyyyyy!

    *ślę buziaczki i uśmiechy z poziomu podłogi* Souris.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, zaglądałam codziennie i już myślałam, że nie wytrzymam tej ciągłej niepewności i oto jest rozdział! Jesteś genialna, podejrzewam, że znudziło Ci się już to słowo, bo piszę je w każdym komentarzu, ale poważnie tak uważam :D Uwielbiam to opowiadanie i szczerze mówiąc, mogłabym czytać je bez końca, tak więc... dziękuję za ren rozdział, który był niesamowity i czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. boski rozdział, cieszę się że już się pojawił :) bardzo kocham to opowiadanie, a Ty niesamowicie piszesz! masz wielki talent! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam, czekałam i wreszcie jest i on! :)
    Jestem dumna z Niall, że przez taki długi czas olewał Zayna, bo mogę się domyśleć jakie trudne to dla niego było. Zastanawiam się jak Malik się z tym czuł. Mam nadzieję, że chociaż trochę to go bolało i było mu przykro.
    Normalnie przez cały rozdziała bałam się, że Zayn znowu wybuchnie i nawrzeszczy na niego, że co on sobie wyobraża, że będzie go sobie ot tak ignorował. Na szczęście do tego nie doszło. :)
    No i na końcu ich wielkie pogodzenie. Takie... no nie wiem jak to nazwać. Słodkie? "Ale mój" :) Chciałabym zobaczyć minę Zayna, gdyby blondyn go odepchnął, bo jakby na to nie patrzeć jest na każde jego zawołanie. I może unikał go przez czas, to wystarczyło, że się do niego odezwał w szkole, a Niall jest już jego.
    Nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  5. hej dodasz dziś nowy rozdział ?? :D

    OdpowiedzUsuń