R o z d z i a ł X
Sobota,
6 października 2012r.
Obudziłem się rano w pełnej świadomości czynów
popełnionych wczorajszego dnia. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy był blondyn
siedzący na krawędzi łóżka, zasłaniający oczy dłońmi i cicho wzdychający.
Wiedziałem o co chodziło. Zbyt dobrze. I pomimo delikatnego ukłucia w sercu i
wczorajszych postanowień nie mogłem mu tego zrobić. Był zbyt uległy i zbyt
dobrze wiedziałem, że pomimo tego zrobiłby to dla mnie, bo jak sam twierdził
jestem Jego pierwszym prawdziwym przyjacielem. Nie zasługiwał na TO, kochał ją,
a ja? Kochałem go jedynie jak przyjaciela i wątpiłem aby mogło się to w
jakikolwiek sposób zmienić.
Delikatnie dotknąłem Jego ramienia na co podskoczył
przestraszony. Spojrzał na mnie zmartwiony jednocześnie posyłając mi słaby
uśmiech. Przysunął się chcąc podarować
mi kolejny fałszywy pocałunek.
Odepchnąłem go lekko, co zostało przez Niego odebrane zdezorientowanym
spojrzeniem. Z uśmiechem pokręciłem głową i poklepałem go przyjacielsko po
plecach. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem:
- Li,
przyjaźnimy się, kocham Cię i właśnie dlatego nie będę Cię do niczego zmuszać. Ja
sam nic poza czystą braterską miłością nic do Ciebie nie czuję. Wczoraj… -
zatrzymałem się na chwilę zerkając na Jego twarz, która stawała się coraz
bardziej promienna. Odkaszlnąłem – no więc, wczoraj wiesz, zmusiła mnie do tego
sytuacja i cholernie Cię za to przepraszam, wiem, że naprawdę zależy Ci na
Danielle i ogólnie nie powinno się to nigdy wydarzyć – powiedziałem
zdecydowanie. Zignorowałem delikatne mrowienie w lewej części klatki
piersiowej. Payne uszczęśliwiony rzucił mi się na szyję, przyciskając mnie
mocno do siebie.
- Ja, Jezu
tak się bałem, że będę musiał między wami wybierać – szepnął mi wprost do ucha.
Zaśmiałem się cicho odsuwając go ode mnie na bezpieczną odległość. Spojrzałem w
Jego oczy, teraz rozpromienione i delikatne muskane przez wschodzące słońce.
Uśmiechnąłem się po czym wstałem rozprostowując kości. Szybko założyłem
wczorajsze, lekko pogniecione ciuchy i rzuciłem ostatnie spojrzenie Li, który
patrzył na mnie nieco zdezorientowany.
- No co się
tak gapisz? – zaśmiałem się cicho – Wbrew pozorom ja tez posiadam dom i nie
mogę u Ciebie spędzić całego weekendu – rzuciłem na odchodne, machając mu na
pożegnanie. Ten jedynie odpowiedział słowami „Widzimy się w niedzielę!” i jak
sądzę po odgłosach skrzypiącego materaca znów rzucił się na miękkie łóżko.
*~~*~*~~*
Szybko pakowałem
najpotrzebniejsze mi rzeczy, aby zdążyć na pociąg, który miał dotrzeć na stację
za równe 33 minuty. Portfel, picie, jedzenie, zeszyt, długopis i co najważniejsze
gitara. Zarzuciłem na siebie grubą granatową bluzę, wiedząc że nie wrócę
najwcześniej. Rzucając ostatnie spojrzenie na lekki nieporządek w pokoju,
wyszedłem delikatnie zatrzaskując drzwi. Skierowałem swoje kroki w stronę drzwi
wyjściowych uprzednio natrafiając na przestraszony wzrok Malika.
- Wyjeżdżasz? – wychrypiał cicho. Brzmiał
strasznie, jakby cała wczorajszą noc spędził na koncercie ulubionego zespołu i
darł się niemiłosiernie, wykrzykując razem z ludźmi wokół Niego kolejne słowa i
zwrotki piosenek. Byłem jednak świadomy tego, że cały ten czas spędził w
pokoju, nie wychylając się chociażby na chwilę, ze swojego małego królestwa.
- Wrócę późno – odrzekłem obojętnie, wymijając
go obszernie na drewnianych schodach.
Zarzucając wygodniej
plecak i futerał z gitarą, wyszedłem maszerując energicznie w stronę stacji.
*~~*~*~~*
Trzy i pół godziny później wyszedłem z
zaduszonego pociągu, rozciągając się i uśmiechając delikatnie na widok
rodzinnego miasteczka. Popołudniowe słońce delikatnie muskało moją blada skórę.
Idąc co rusz pozdrawiałem starych, dawno niewidzianych znajomych skinieniem
głowy. To naprawdę niezwykłe w praktyce nie widzieć się tak krótko a teoretycznie
tęsknić za nimi wszystkimi i samym docelowym miejscem. Będąc coraz bliżej zwolniłem kroku. W wręcz
ślimaczym tempie przebierałem nogami, bo z każdym postawionym krokiem bałem się
coraz bardziej. Stanąłem wpatrując się w intensywnie zielony trawnik, na którym
niekiedy pojawiały się delikatne niebieskie kwiatuszki jak i niekonieczne ładne
chwasty. Podniosłem wzrok na wysokość białego płotu, a następnie niewielkiego
żółtego domku przypieczętowanego czerwonym dachem. Jak kremowy torcik z
wisienką. Uśmiechnąłem się pod nosem
dostrzegając średniej wielkości, drewnianą huśtawkę w centrum ogrodu. Pamiętałem
te chwile kiedy tata nie zbyt mocno popychał dębowe siedzenie, a ja jedynie co
potrafiłem wtedy robić, to krzyczeć „wyżej, tato wyżej!” i śmiać się odchylając głowę w stronę
słońca. Naprawdę uwielbiałem takie drobnostki. Niestety, teraz domostwo stało
nie tyle co opuszczone, ale czekające na mnie, prawowitego właściciela.
Jeszcze tylko dwa miesiące – szepnąłem
wzdychając cicho.
Opuściłem głowę szybko
kierując swoje kroki w stronę najbliższego sklepu. Kupiłem najpotrzebniejsze
rzeczy pozdrawiając tak dobrze znanego mi sprzedawcę i wyszedłem kontynuując
swoją wędrówkę. W niedługim czasie dotarłem do bram cmentarza, na którym
spoczywali moi rodzice wraz z innymi członkami rodziny
Prosto, skręt w lewo, prawo, prosto, prawo i
jestem.
Wręcz idealnie pamiętałem tę drogę. Po śmierci
rodziców byłem tutaj stałym bywalcem. Myślę, że nikogo to wtedy nie dziwiło, byliśmy
zżyci. Co dziwne, lubiłem przesiadywać przy ich grobie, czułem wtedy, że są
gdzieś obok, delikatnie przytulając i całując mnie w oba policzki.
Błyskawicznie
wyczyściłem zabrudzony nagrobek fioletową szmatką. Włożyłem świeże kwiaty do
wazonu stojącego tuż obok ich zdjęcia i zapaliłem znicz odmawiając krótką
modlitwę. Z trochę lepszym samopoczuciem usiadłem na ławce intensywnie
wpatrując się w fotografie widniejącą zaraz nad datą śmierci. Objęci i
uśmiechnięci. Kto by pomyślał, że dokładnie dwadzieścia trzy dni po zrobieniu owego
zdjęcia, oboje tak cholernie niespodziewanie odejdą z tego świata. Śmieszne jak człowiecze życie może się raptownie
zakończyć. Westchnąłem po czym znużony wyjąłem gitarę wraz z zeszytem, w którym
znajdowały się wszystkie ulubione piosenki rodziców z czasów młodości. To było
jak rytuał. Wierzyłem, że unoszą się gdzieś nade mną i z uśmiechem słuchają jak
gram ich najukochańsze przeboje. Delikatnie przeciągnąłem dłonią po strunach.
Grałem co chwile lekko zachrypniętym głosem nucąc kolejne zwrotki, kolejnych
piosenek. Ich piosenek. Nie zwracałem uwagi na pierwsze krople, a następnie
ulewę, która toczyła walkę wraz z zachodzącym słońcem tuż nad moją głową. Dopiero
parę godzin później zmarznięty i przemoczony do szpiku kości wstałem zgarniając
wszystkie moje rzeczy. Rozprostowałem
kości i podszedłem do pomnika. Ukucnąłem koło ich zdjęcie delikatnie przejeżdżając
po fotografii koniuszkiem palca.
- Tęsknie za wami – szepnąłem. Przeżegnałem
się i rzuciłem ostatnie spojrzenie na dopalający się żółtawy znicz. Szybko
skierowałem swoje kroki do wyjścia, a następnie stacji, na której za dwanaście
minut miał pojawić się ostatni dzisiaj pociąg odjeżdżający w stronę mojego
tymczasowego domu.
*~~*~*~~*
Wchodząc do przedpokoju
szybko pozbyłem się przemoczonej bluzy. Hałasując i obijając się o kolejne
meble, starałem się zdjąć granatowe trampki.
- Niall? Co Ty do cholery robisz? – usłyszałem
głos zaraz przede mną. Podniosłem wzrok na Mulata wpatrującego się we mnie z
zaciekawieniem wypisanym na twarzy. Odkaszlnąłem czując cholerną suchość w
gardle.
- Nic – wychrypiałem z trudem. Pokręcił głową
z niedowierzeniem i mimo moich sprzeciwów szybko pomógł mi rozebrać się z
przemoczonych ubrań.
Przemarznięty w samych
bokserkach i koszulce stałem drgając z zimna. Kolejne nieprzyjemnie dreszcze
przechodziły moje ciało. Chwilę później znajdowałem się pod grubym śnieżnobiałym
kocem nadal trzęsąc się z ogarniającego mnie chłodu. Malik jak dziecko
poprowadził mnie w stronę łazienki i odkręcił kran nalewając do wanny gorącej
wody. Delikatnie ujął moje prawe ramię pocierając je najpierw lekko a potem z
każdym kolejnym zetknięciem naszej skóry coraz mocniej. Chuchał ciepłym
powietrzem wydobywającym się z Jego ust na przemarznięte dłonie i obojczyki.
- Jezu, Niall, co Ty znowu chcesz być chory? –
Zayn pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
Trochę skołowany dałem
się poprowadzić do wypełnionej gorącą cieczą wanny.
- Jak skończysz to mnie zawołaj, okej? –
szepnął zmartwiony. Kiwnąłem potwierdzająco głową. Kiedy wyszedł rozebrałem się
do naga i powoli zanurzyłem w cieplutkiej wodzie. To było naprawdę nieziemskie
uczucie. Jakby gorące drobinki wręcz paliły moją lodowatą skórę. Interesujące.
Kilkadziesiąt minut
później siedziałem na kanapie przed telewizorem opatulony kilkoma kocami z
kubkiem herbaty w ręku i jakąś zupą stojącą na stoliczku przede mną. Malik
natomiast spoczywał zaraz obok wpatrując się we mnie wszechwiedzącym
spojrzeniem każąc mi pić póki gorące. Trzęsącymi dłońmi starałem się utrzymać
łyżkę z rosłem i dotrzeć nią do moich ust. Niezbyt skutecznie. Z westchnieniem
opuściłem rękę, jednocześnie obserwując jak Zayn nabiera zupy i schładza ją
chuchając lekko, następnie skierował łyżkę w moją stronę nakazując mi otworzyć
buzię. Niechętnie aczkolwiek wykonałem polecenie.
- To głupie – burknąłem pod nosem. Malik
jedynie zachichotał cicho.
- Wiesz co jest głupie? – zapytał równocześnie
dokarmiając mnie kolejnymi łyżkami zupy – To, że jesteś tak cholernie nieodpowiedzialny,
naprawdę Niall. Rozumiem, że mogłeś się zasiedzieć, ale żeby spędzić na deszczu
bite trzy i pół godziny? Jesteś nienormalny – stwierdził śmiertelnie poważnie.
Chwilę później po salonie rozniósł się nasz cichy śmiech.
- W sumie trochę tak – stwierdziłem. Kolejne
minuty siedzieliśmy w dosyć krępującej ciszy wpatrując się w kolorowy ekran
telewizora.
- Nadal Ci zimno? – zapytał szatyn przerywając
niezręczną ciszę.
- Już mniej
- posłałem w Jego stronę delikatny, wymuszony uśmiech. Kłamałem. Zayn
jakby rozszyfrował moje łganie, bo dosłownie parę sekund później znalazł się tuz
obok opatulając mnie swoimi ciepłymi kończynami. Posłałem mu wdzięczne
spojrzenie, zamykając zmęczone powieki. Zdecydowanie ciężki dzień. Znów czułem
się cholernie zagubiony. Z jednej strony naprawdę cieszyłem się z zaistniałej
sytuacji, uwielbiałem Jego umięśnione ramiona. Z drugiej jednak byłem na siebie
zły. Miałem zapomnieć, odseparować się od Niego, to co robiłem wcale, a wcale
mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie, czułem, że to nawet nie jest już tylko
głupie zauroczenie. A ja naprawdę nie mogłem się zakochać. To nie była
odpowiednia osoba i czas. Westchnąłem zerkając na Jego miękkie wargi. Chyba
przyuważył moje spojrzenie, bo uśmiechnął się pod nosem, niezauważalnie
znajdując się zdecydowanie za blisko mnie. Delikatnie musnął moje usta swoimi.
I znów wbrew swoim postanowieniom pogłębiłem pocałunek. Oderwałem się od Niego
i z przymkniętymi oczyma ułożyłem wygodnie w zagłębieniu Jego szyi i pomimo
mojego wewnętrznego rozdarcia, czułem się świetnie.
*~~*~*~~*
Obudziłem się parę
godzin później ciągle w objęciach umięśnionego Mulata, który wpatrywał się we
mnie z lekkim uśmiechem błąkającym się po Jego wargach.
- No i
z czego się tak cieszysz – zapytałem zaspany. O dziwo chyba wczorajsze
zabiegi pomogły, bo nie czułem się ani odrobinę chory.
- A wiesz, w sumie to nic, ale wygadujesz
bardzo ciekawe rzeczy przez sen, wiesz? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Wytrzeszczyłem na Niego zdezorientowane i przestraszone spojrzenie. Ten jedynie
zaśmiał się cicho na co pacnąłem go lekko poduszką.
- Bierz mnie Zayn, taaak,
mhmmmm. Mocniej – parodiował mój głos. Boże a jeżeli faktycznie? Widząc mój
przerażony wzrok zaśmiał się głośno, prawie spadając z kanapy, na której oboje
się znajdowaliśmy.
- Jezu Niall, gdybyś widział swoją minę –
śmiał się dalej. Fuknąłem przybierając twarz zdecydowanie obrażonego mnie.
Malik pogładził mnie delikatnie po policzku i skradł mi pojedynczego całusa.
- Nie obrażaj się młody, to nie było to
aczkolwiek połechtało moje serce tak samo a może i bardziej jak te słowa
wymyślone przeze mnie – stwierdził cicho uśmiechając się delikatnie w moją
stronę. Uwielbiałem ten uśmiech, aż za bardzo.
- No chyba jęki … - burknąłem cicho.
- To też – zaśmiał się
perliście przytulając mnie delikatnie. I szczerze powiedziawszy gdyby teraz
miał się skończyć świat, wcale by mi to nie przeszkadzało, bo znajdowałem się w
ramionach osoby, którą darzyłem ogromnym uczuciem. Tak cholernie pięknym, a
zarazem nierealnym. I w takich chwilach musiałem przyznać przed samym sobą
jednocześnie najlepszą jak i najgorszą rzecz w całym moim życiu.
Zakochałem się ……
W Zayn’ie Maliku.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Co do czasu podróży, naprawdę nie chciałam żeby Niall podróżował nie wiadomo ile czasu, dlatego Jego rodzinny dom jest oddalony o 3,5 godziny drogi pociągiem.
Ta dam! Koniec Niam'a :D. Tak, tak, dziękuję za wszelkie komentarze i wyświetlenia, jestem taaaaaaaka dumna! Rozdział wyszedł nawet długi! Nie sądziłam, że dotrwam do dziesiątki. Naprawdę, jestem szalenie zdziwiona. Ogólnie nie wiem czy jesteście świadomi tego, że to opowiadanie będzie mieć około 14-16 rozdziałów + epilog, więc tak, jesteśmy już w ponad połowie. Oczywiście mam zamiar zacząć kolejne, aczkolwiek na razie nie wiem jaką parę wybrać i o czym ono dokładnie będzie.
Proszę o pozostawienie opinii!
Trzymajcie się robaczki, do CZWARTKU < tak, czwartku, nie środy >
Pozdrawiam,
Arbbuz
No to jestem. :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogłam się doczekać tego rozdziału! Normalnie tylko włączyłem komputer to od razu zajrzałam na bloga, ale niestety były pustki. :/
Ale dobra nie o tym. Teraz jest i ja jestem szczęśliwa. :D
Szczerze mówiąc po poprzednim rozdziale nie wiedziałam co sądzić o Niamie, ale chyba się cieszę, że zostałaś przy Ziallu. :)
Ogólnie to Zayn zachował się jak kretyn w szkole. Rozumiem, że może się wstydzić tego, że jest gejem, albo bi, no ale mógł chociaż nie wyzywać Nialla.
Wracając do tego rozdziału. To kurde jestem trochę zła na Niall, że tak szybko wybaczył Zaynowi i pozwalał się przytulać, miziać i w ogóle. No, ale sama nie wiem czy gdyby byłby zakochana potrafiłabym się tak zachować.
Nie mniej jednak, mam nadzieję, że teraz Zayn nie odwali już nic głupiego!
jejciu, naprawdę nie mogłam się doczekać na ten rozdział no i się nie zawiodłam :)jest boski :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z powyższym komentarzem co do rozdziału, a przepisywać nie będę, bo to bez sensu ;) xx
dziwnie , że ni już mu wybaczył. uważam, że zayn powinien się bardziej starać. no bo jak on sobie wyobraża, ze w domu będzie spoko, a w sql bd wyzywał go od pedałów
OdpowiedzUsuń?
świetny, boski, idealny!! w jakich godzinach dodasz kolejny? :D
OdpowiedzUsuńSwietny blog!
OdpowiedzUsuńTylko ja chce juz nastepny xd
ejj kiedy pojawi się kolejny rozdział? :((
OdpowiedzUsuńNo matko boska! Kiedy następny, bo nie wytrzymuję!!!!!! :(
OdpowiedzUsuńwidzę że nie tylko ja czekam :D
UsuńPlis, pisz dalej! Ja się duszę, do cholery!
OdpowiedzUsuńHej :D wybacz,że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale dopiero wczoraj zobaczyła, że ominęłam 2 rozdziały i stwierdziłam, że skomentuje pod tym ;)
OdpowiedzUsuńA więc, opowiadanie jest boskie, ale to już chyba mówiłam xD Zayn potrafi być takim meeeega dupkiem- ta akcja w szkole, co on sobie myślał? Żeby tak postąpić z biednym Niallem, a później się dziwi, że Nialler jest na niego zły... Ale co jak co Horan też potrafi zaskakiwać xD Chodzi mi o pocałunek z Liamem :) Dobrze, że jednak rozum mu wrócił xD
Ogólnie jestem ciekawa jak to się dalej potoczy ;)
Żeby znów nie zaszła taka sytuacja, że będę do tyłu z rozdziałami, mogłabyś informować mnie na naszym blogu?
stylinsoncamp.blogspot.com
Pozdrawiamy
~Salomea i MGreyback