Hopefully you'll be fine without me by your side,
Hopefully I will too.*
Hopefully I will too.*
P r o l o g
Sobota, 1 września 2012r.
Zawartość jednej z toreb ciążyła
mi na ramieniu już od paru dobrych minut. Opierając się na jednej z walizek
rozglądałem się dookoła. Nieduży jednorodzinny dom, wokół kilka porozrzucanych
zabawek i huśtawka w centralnym punkcie ogrodu.
Niechlujnie skoszony zielony trawnik, gdzieniegdzie chwasty wystające
lekko nad wysokość bratków kwitnących obok - jak nieproszeni goście niszczyli
wizerunek roślin rosnących w niedużych odstępach. Czy właśnie tym byłem? – Tak
chyba, tak. Czułem, że nie powinno mnie tu być. Nie powinienem zakłócać spokoju
ludzi, którzy w sumie mnie nie znali. Nie wiedzieli nic. Nie mogli wiedzieć.
Nie odzywałem się od czasu wypadku, jeżeli już, odpowiadałem półsłówkami. Nie
sądzę żeby potrzebowali więcej, zwykłe „ Jest okej, naprawdę nic mi nie jest ”
wystarczało. Nie pytali, nikt nie pytał, dziękowałem za to w duchu. Nie czułem
się samotny, było dobrze tak jak było, nie potrzebowałem nikogo. Jedyna rzecz
potrzebna mi do szczęścia, a raczej zwykłego egzystowania była ze mną – gitara,
która pozostała mi po rodzicach. Dobrze pamiętam kiedy w gorące, letnie
popołudnie pojechaliśmy rodziną do sklepu muzycznego. Nie rzucała się w oczy,
była zwykła, tania, ale w swój specyficzny wyjątkowy sposób piękna. Wiedziałem, że to TA, że z nią
będę przeżywać smutki jak i euforię szczęścia. Nie myliłem się. Była ze mną -
zawsze. Kiedy wracałem do domu zdenerwowany jakimś wydarzeniem w szkole, kiedy
kłóciłem się z rodzicami czy przyjaciółmi, kiedy pierwszy raz pojechałem na
obóz muzyczny, kiedy przeżywałem trudne chwile z dziewczyną, kiedy
zorientowałem się, że coś jest ze mną nie tak. I była teraz – tuż po wypadku.
To nic, że w chwili obecnej, po 6 latach użytkowania nie wyglądała tak jak
zaraz po zakupie - liczne zadrapania i stłuczenia, wiele wyrytych słów, które
odzwierciedlały moje uczucia w danym czasie. Była moim osobistym rajem,
ratunkiem, którego potrzebowałem, właśnie teraz.
Drgnąłem lekko na
dźwięk poszczekiwania. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na otaczającą mnie
przyrodę. Oby nie było tak źle –
pomyślałem. Z ociąganiem ruszyłem w stronę frontowych drzwi taszcząc za sobą 2
walizki, torbę i futerał z gitarą. Postawiłem je na betonowych schodkach,
wyciągnąłem niepewnie dłoń w stronę dzwonka –
Kurwa, Niall idioto, nie zachowuj
się jak baba – kląłem na siebie w myślach. Odetchnąłem głęboko i już
zdecydowanie nacisnąłem czarny guzik. Jedna, dwie, trzy, osiem, jedenaście sekund.
Odskoczyłem lekko na widok uchylanych drzwi, chwilę potem stałem lekko
zdezorientowany i zdecydowanie duszony przez ciocię Trishę**.
-Niall, kochanie, tak
dawno Cię nie widziałam, jak się czujesz? – spojrzała na mnie z troską widoczną
w oczach zaraz po tym jak puściła moje lekko wychudzone ciało.
- Umm, jest okej –
odpowiedziałem ze słabym uśmiechem. Rzuciła mi spojrzenie mówiące „znam Cię nie
od dziś, naprawdę nie musisz mnie okłamywać”, westchnęła cicho widząc, że nie
chcę drążyć tematu i zaprosiła mnie gestem ręki do środka. Stawiając niepewne
kroki wszedłem do przedpokoju. Jasne pastelowe kolory od razu rzuciły mi się w
oczy. Przyjemnie, aż nazbyt – pomyślałem. Postawiłem walizki w korytarzu tak
jak mi kazała i podążyłem za nią do jadalni.
- Na pewno
zgłodniałeś w czasie podróży? Zresztą po co ja pytam, to oczywiste,
przygotowałam dla Ciebie posiłek – uśmiechnęła się – usiądź, odpocznij, a ja za
chwileczkę wrócę.
Z ociąganiem
klapnąłem na najbliższe krzesło, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu,
mahoniowy stół z siedzeniami do kompletu, pełno kwiatów i radosnych kolorów,
komoda z różnorakimi drobiazgami i fotografiami. Zaintrygowany podszedłem do owego
mebla. Po kolei obrzucałem zdjęcia spojrzeniem. Kilkoro dzieci i rodzice, nie
znałem ich, nigdy się nie poznaliśmy. To zawsze ciocia Patricia odwiedzała moją
rodzicielkę, nigdy na odwrót. Nie znałem przyczyny, nie interesowało mnie to
zbytnio, aż do teraz. Kolejne zdjęcia przedstawiające wesołą gromadkę, w zoo,
na wakacjach czy po prostu ogrodzie. Na każdym kolejnym coraz starsi,
dojrzalsi. Rzuciłem ostatnie spojrzenie z zamiarem odejścia. Drgnąłem
niespokojnie na widok ostatniej fotografii. Powoli jakby z namaszczeniem
wziąłem do rąk ramkę, która przykuła moją uwagę. Otworzyłem szerzej oczy na
widok kobiety, a raczej dziewczyny o jasnych puklach włosów lekko okalających
jej ramiona. Mama. Stała obejmując szczupłą brunetkę i szczerząc się do
obiektywu, była szczęśliwa. Moje oczy zrobiły się niepostrzeżenie wilgotne. Nie
zwracając uwagi na świat zewnętrzny, przyglądałem się intensywnie zdjęciu.
Chciałbym żeby tu była, przytuliła mnie i szepnęła „Nie martw się robaczku, będzie dobrze” tak jak to miała w zwyczaju
kiedy byłem przygnębiony.
Na dźwięk
odchrząknięcia, odwróciłem się gwałtownie szybko przecierając rękawem wilgotne
policzki. Dwa metry przede mną stał chłopak, zapewne syn ciotki, dosyć
przystojny o ciemnych oczach i włosach, ubrany w czarne zwężane spodnie i
koszulkę 3/4 . Niepewnie odłożyłem ramkę i wyciągnąłem rękę.
- Cześć, jestem Niall
– uśmiechnąłem się na przymus. Obrzucił mnie ostrym spojrzeniem ignorując dłoń
skierowaną w jego kierunku.
- Nie powinieneś
dotykać nie swoich pamiątek rodzinnych – warknął. Zatkało mnie, nie
spodziewałem się takiej reakcji, nie znał mnie więc czemu był taki w stosunku
do mnie? Nie wiedziałem, nie chciałem wiedzieć.
- Przepraszam, po
prostu..
- Nie interesuję mnie
to co masz do powiedzenia jasne? Nie Twoje, nie dotykaj – powiedział na
odchodne. Otworzyłem szeroko oczy ze
zdziwienie, obrzucając ostatnim spojrzeniem ramkę ze zdjęciem. Usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami, wyszedł. Usiadłem
przygnębiony do stołu, przez następnych kilkadziesiąt minut myśląc i konsumując
a raczej rozgrzebując jedzenie w talerzu. Odpowiadałem półsłówkami jak to
miałem w zwyczaju na pytania zadawane przez ciocię, jej męża czy córki.
- Nie smakuje Ci? –
zapytała zawiedziona.
- Nie, to nie tak, po prostu jestem
zmęczony podróżą – uśmiechnąłem się lekko, specjalnie przecierając jedno oko.
Świetny ruch, nie domyśli się, że to przez jej niekoniecznie przyjaznego syna
jestem w takim stanie – pochwaliłem sam siebie w myślach.
- No cóż w takim razie Waliyaha odprowadzi Cię do Twojego obecnego pokoju. Podziękowałem za posiłek, po czym udałem się za dziewczyną do sypialni. Niebieskie ściany, biurko z sosnowego drzewa i wielkie śnieżnobiałe łóżko zasłane błękitną narzutą.
- Podoba Ci się? - zapytała nieśmiało szatynka. Uśmiechnąłem się na widok lekko zaczerwienionych policzków dziewczyny. Była ładna, długie włosy, szczupła sylwetka, z dużymi brązowymi oczyma, ideał niejednego chłopaka - pomyślałem
- Tak, jest bardzo ładny - odpowiedziałem.
- Pokój Zayna jest naprzeciwko, mój znajduje się na końcu korytarza, jakbyś miał jakieś pytania lub po prostu chciał pogadać wiesz gdzie mnie szukać - powiedziała na jednym wydechu uśmiechając się promiennie. Zaśmiałem się w duchu, energiczna dziewczyna.
- Mhm okej, dziękuję bardzo - pomachałem jej ręką jednocześnie życząc dobrej nocy. Zamknąłem szybko drzwi, nie bacząc na nierozpakowane walizki, błyskawicznie rzuciłem się do granatowej torby podróżnej. Wyjąłem nieduży, puchaty biały ręcznik. Rozwinąłem go, delikatnie wyjmując ramkę ze zdjęciem. Uśmiechnąłem się smutno na widok rodziców duszących mnie w niedźwiedzim uścisku. Przytulając fotografię do klatki piersiowej położyłem się ostrożnie na łóżku przykrywając ciepłą, mięciutką kołdrą. Zasypiałem z myślą "Co by było gdybym nie zostawił tego pieprzonego telefonu u wujka Dave'a". Żyliby - jak zwykle odpowiadał cichy głosik w mojej głowie. Wtulając wilgotną twarz w poduszkę, jak co dzień próbowałem zdusić szloch. Minęły dwa miesiące. Nie radziłem sobie, dlatego tu jestem.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
* Fragment piosenki Alex'a Goota - Breathless
W tłumaczeniu na polski :
"Mam nadzieje, że będzie ci dobrze beze mnie, po twojemu
Mam nadzieję, że mi też "
** Szczerze powiedziawszy nie jestem pewna jak to się odmienia, nie wiem czy robię to dobrze, tak jak i imiona sióstr Malika. Istna katorga.
Prolog krótki, takie jakby wprowadzenie do pozostałych części. To moje pierwsze opowiadanie, proszę o wyrozumiałość. Nie bójcie się jednak krytykować, wbrew pozorom to pomaga w wypracowaniu idealnego stylu pisania.
Za wszelakie błędy przepraszam i proszę o pozostawienie opinii :)
Arbbuz
Bardzo dobrze napisany prolog. Podoba mi się. :)
OdpowiedzUsuńOgólnie podoba mi się pomysł na fabułę i jestem ciekawa jak się ona rozwinie. I nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
W sumie to szkoda mi Nialla. Nie dość, że stracił rodziców to jeszcze musi mieszkać z praktycznie obcą mu rodziną. Ok... Dobra znał matkę Zayna, bo ich odwiedzała i w ogóle, ale jej dzieci? Nie zna ich.
Poza tym. Kurcze... "Głupi telefon" Biedak pewnie obwinia się o śmierć rodziców, a to jest chyba najgorsze.
Naprawdę dziękuję za opinię :) Tak, mi też szkoda Nialla i to przez większość tego opowiadania, ale taki był mój zamysł. :)
Usuńbardzo fajnie się zaczyna ;) powodzenia w pisaniu xx
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję ! :) xx
UsuńFantastycznie się zaczyna! Ciekawe czemu Zayn jest zły dla Nialla. Wytłumaczysz to później prawda? :)
OdpowiedzUsuńTak, spokojnie, wszystko będzie zawarte w opowiadaniu ^^ . Jeżeli pomijałabym jakieś niewytłumaczalne wątki to naprawdę piszcie, bo nie zawsze będę to ogarniać. + Bardzo dziękuję za opinię ! :P
UsuńW sumie dzisiaj trafilam tutaj i powiem ci szczerze, ze jestem zaciekawiona jak ta historia sie potoczy. Widac, ze Zayn z Niallem nie beda mieli dobrych kontaktow, wiec tym bardziej mnie ciekawia dalszr losy.Tak wiec zycze weny i napewno tu wejde. Zapraszam rowniez do siebie na opowiadanie o ziallu -> one-direction-ziall.blogspot.com
OdpowiedzUsuń