wtorek, 5 marca 2013

Rozdział I



Times have changed and now i don't even know myself
do i even want to?*



R o z d z i a ł  I



Poniedziałek, 3 września 2012r.



Siedziałem zamyślony bawiąc się pasami bezpieczeństwa w samochodzie na tylnym siedzeniu. Wyglądając przez przyciemnione szyby widziałem coraz to nowe sklepy, restauracje, szkoły czy osiedla. Słyszałem głośne rozmowy i śmiechy rodziców. Znowu żartowali sobie z talentu kulinarnego wuja Dave’a. Uśmiechnąłem się nieznacznie na wspomnienie dzisiejszego obiadu, pieczenio-podobna papka, sałatka, która szczerze powiedziawszy kompletnie nie wyglądała tak jak powinna, no i rozgotowane ziemniaki, pychota. Chcąc sprawdzić godzinę sięgnąłem do lewej kieszeni spodenek. Zmarszczyłem brwi nie wyczuwając prostokątnego kształtu. Grzebiąc w kolejnych kieszonkach czułem coraz większą irytacje. Cholera, nie ma.

- Szukasz czegoś robaczku? – zapytała troskliwie mama. Robaczku? Poważnie? za każdym razem kiedy to mówi, czuję się jak insekt. Westchnąłem przeciągle.

-Mhm, telefonu, chyba zostawiłem go u wuja Dave’a. Zastanawiam się, w sumie nie jesteśmy aż tak daleko, tato…. – zrobiłem maślane oczka w stronę kierowcy.

- Ehh, naprawdę? Nie możesz odebrać go pojutrze kiedy znów będziemy tam na obiedzie? – zapytał zmęczony. Przekalkulowałem szybko w pamięci najbliższe wydarzenia. Nie przeżyję dwóch dni bez telefonu – pomyślałem zdesperowany.

- Najwspanialszy, niezastąpiony przez nikogo tato na świecie, bardzo, bardzo, bardzo proszę ? – spojrzałem błagalnie, posyłając jednocześnie jeden z moich firmowych uśmieszków.

- Ostatni raz Nialler, naprawdę, czasami zachowujesz się jak pięciolatek – westchnął z nutką rozbawienia. Zwycięstwo – pomyślałem z zadowoleniem. Rozsiadłem się wygodnie czując jak samochód znacznie zwalnia, następnie wjeżdża w jedną z uliczek aby ponownie wyjechać, tym razem w stronę domu wuja. Zamknąłem oczy zmęczony dzisiejszym dniem. Nagle poczułem mocne szarpnięcie i usłyszałem krzyki rodziców. Błyskawicznie otworzyłem oczy. Żółto-białe światło zbliżało się błyskawicznie w stronę naszego auta.

-Zjeżdżaj na pobocze – krzyknęła spanikowana mama.

 -Nie mogę, coś się zacięło!


Piski, przerażone twarze rodziców, oślepiający blask lamp ciężarówki. Mocne szarpnięcie, dźwięk gniecionej blachy. Ból. Krew. Cisza. Ciemność.

*~~*~*~~*

- Cholera – obudziłem się zlany potem z krzykiem zamierającym w gardle. Mokre policzki, nierówny oddech. Wstałem szybko, nieuważnie patrząc na zegarek, 4:34. Podchodząc do umywalki cały roztrzęsiony puściłem lodowatą wodę, następnie szybko przemywając nią twarz. Ten sen. Od wypadku rodziców nie spałem dobrze, w sumie prawie nie sypiałem, bałem się. Zawsze kiedy zamykałem oczy widziałem ich szczęśliwe twarze a chwilę potem zakrwawione głowy pokryte wieloma ranami. Coś okropnego.

 Nieco uspokojony kojącą stroną chłodnej cieczy położyłem się ponownie na łóżku. Wkładając słuchawki do uszu myślałem nad dwoma rzeczami.


Pierwsza – kiedy to się wreszcie skończy,


Druga – Co przygotował dla mnie los na dzisiejszy dzień.



*~~*~*~~*



Drgnąłem niespokojnie wyczuwając mocne szarpnięcie prawego ramienia.

 - Niall? Śpisz? – usłyszałem cichy dziewczęcy głos. Podniosłem wzrok nad wysokość kołdry.

- Waliyha? Co Ty tu robisz? – Zapytałem zmęczonym głosem jednocześnie przecierając zaspane oczy. Obrzuciłem wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu zegarka, 7:49. Cholera, zaspałem!

- Mama kazała Cię obudzić, myślała że już wstałeś – mruknęła cicho. Błyskawicznie wyskoczyłem z łóżka sięgając po ciuchy naszykowane poprzedniego dnia specjalnie na dzisiejsze rozpoczęcie. Mijając zaskoczoną dziewczynę rzuciłem „ wielkie dzięki mała”, a następnie szybko udałem się do łazienki. Zimny prysznic podziałał na mnie wyjątkowo orzeźwiająco. Wycierając mokre końcówki włosów usłyszałem głośne walenie w drzwi.

- Długo jeszcze kurwa będę musiał czekać? – usłyszałem wściekłego Mulata. On czeka? Na co? No chyba nie na mnie? Na pewno chodzi o łazienkę – myślałem gorączkowo. Przeczesując na szybko włosy, rzuciłem ostatnie spojrzenie na odbicie w lustrze. Zarumienione policzki, białe zęby odziane w metalowy aparat, zmierzwione blond włosy, granatowy zapinany sweterek spod którego wystawała śnieżnobiała koszula zapięta pod szyję. Nie jest tak źle – pomyślałem. Szybko dopadłem drzwi żeby nie narażać się dłużej Malikowi. Stał naprzeciwko z założonymi rękoma, lekko stukając nogą o panele. Był gotowy. Czyżby jednak chodziło o mnie? Chwilę potem „wisiałem” podniesiony za idealnie wyprasowaną koszulę.

- Uwierz, czekałem na Ciebie tylko ze względu na mamę, jeszcze raz mi kurwa zaśpisz kiedy JA mam Cię odprowadzić do szkoły, bo sierotka Marysia sama by nie trafiła,  zobaczysz dopiero na co mnie stać – warknął popychając mnie w stronę ściany. Ramię bolało mnie niemiłosiernie. Złapał mnie mocno za piekącą rękę, ciągnąc szybko w stronę schodów. Chce mnie zrzucić? – pomyślałem spanikowany – Boże, nie chcę umierać.

- No szybciej, i tak przez takich jak TY jestem już spóźniony – krzyknął zirytowany. Jezu, chodzi tylko o szkołę – odetchnąłem z ulgą. Idąc, a w sumie biegnąc za pędzącym Mulatem zastanawiałem się jak to będzie. Czy zostanę zignorowany, czy znajdę przyjaciół? A może po prostu wyśmieją mnie za chociażby dziecinne rysy twarzy? Westchnąłem cicho patrząc na plecy Zayna. Błękitna koszula delikatnie opinała jego sylwetkę, czarne zwężane spodnie tak podobne do moich, idealnie podkreślały jego wszelakie atuty. Przystojny, dokładnie w moim typie – Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić obraz Malika z mojej głowy. - kurwa, nie wierzę, komplementuję kogoś kto znęca się nade mną psychicznie jak i fizycznie? Jestem idiotą - pomyślałem zirytowany. Nagle uderzyłem a raczej odbiłem się od umięśnionych pleców Mulata.

- No jak chodzisz do cholery? – wrzasnął wściekły. Rozejrzałem się wokół zdezorientowany, duży budynek z czerwonej cegły górował nad naszymi sylwetkami – nieważne – wycedził przez zaciśnięte zęby - wchodząc do szkoły, skręcasz na lewo, przechodzisz przez klatkę schodową, idziesz korytarzem, skręcasz w prawo i masz sekretariat, jasne? Więcej razy tłumaczyć nie będę – warknął i odszedł zostawiając mnie totalnie zagubionego i oszołomionego. Niepewnie wszedłem do szkoły kierując się wskazówkami Zayna. Uczniowie patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Okej może i byłem nowy, ale nie wyróżniałem się niczym szczególnym, poza tym kręciło się tu mnóstwo pierwszoroczniaków, którzy nie tylko wyróżniali się osobowością, ale i samym wyglądem zewnętrznym. 

Dochodząc do drzwi sekretariatu zobaczyłem chłopaka o dosyć jasnych włosach kręcącego się w tą i z powrotem. Nagle przystanął zauważając moją skromną osobę.

 - Cześć, jestem Liam, dla przyjaciół Li, też jesteś tu nowy? – zapytał, nieśmiało wyciągając rękę w moim kierunku.

- Umm, tak, Niall – uścisnąłem lekko spoconą dłoń mojego rozmówcy.

-Jezu, świetnie – krzyknął uradowany – tak cholernie denerwowałem się zmianą szkoły, jesteś  w moim wieku prawda? Pewnie zostaniemy umieszczeni w jednej klasie! Mieszkasz w pobliżu, przeprowadziłeś się czy po prostu zmieniłeś liceum ot tak? To takie stresujące, w końcu dołączamy do ostatniego rocznika w tej szkole, jak myślisz ludzie będą znośni? – trajkotał jak nakręcony. Rzadko spotykałem taki typ człowieka, zdecydowanie otwarty na nowe znajomości,  może nie będzie tak źle – pomyślałem, podnosząc się w ten sposób na duchu, jednocześnie wciągając nowo poznanego zdezorientowanego  kolegę do sekretariatu.




*~~*~*~~*




Wchodząc do wyznaczonej sali, w której miało się odbyć spotkanie z wychowawcą, zostaliśmy z Liamem obrzuceni ciekawskimi spojrzeniami. Pociągnąłem go za rękaw bluzy, kierując nas w stronę środkowej ławki. Nagle usłyszałem TEN irytujący głos mojego współlokatora.


- Co jest blondyneczko? Czyżbyś znalazł sobie chłoptasia do towarzystwa? Chyba wiesz co mam na myśli? Wydaję mi się jednak, że nawet taki jak on, jest dla Ciebie zdecydowanie za dobry – uśmiechnął się wrednie, rozbawiając komentarzami i obelgami rzucanymi w moją stronę  swoją świtę. Zazgrzytałem zębami posyłając mu nienawistne spojrzenie, zerknąłem na Liama, który patrzył zdezorientowany to na mnie, to na Mulata.

- Znasz go? – szepnął zdenerwowanym głosem zaraz po tym jak zasiedliśmy do ławki.

- Mieszkam z nim. Jeżeli nie chcesz, nie musisz ze mną siedzieć – odpowiedziałem przygaszony. Nie sądziłem, że nawet tutaj będę terroryzowany, cholera, myślałem że będzie wstydził się do mnie odezwać, przyznać, że w ogóle się znamy, a co dopiero razem mieszkamy. Kątem oka zobaczyłem nauczyciela wchodzącego do klasy. Wysoki pan w średnim wieku o sympatycznym uśmiechu i przenikliwym spojrzeniu.

- Nie, jest okej, wydajesz się być naprawdę miłym człowiekiem, to on ma nie po kolei w głowie – blondyn uśmiechnął się,  poklepując mnie lekko po ramieniu. Odetchnąłem, Liam wydawał się w porządku, rozmowny, przyjacielski i optymistycznie nastawiony do świata. Ideał kolegi – stwierdziłem w duchu. Zwróciłem oczy na wychowawcę, który powoli rozpoczynał swój monolog. Znudzony oparłem się lewym łokciem o ławkę, jednocześnie umieszczając swoją głowę na dłoni. Poczułem lekkie wręcz niezauważalne uderzenie w prawe ramię, rozejrzałem się zdezorientowany. Kilka centymetrów przede mną leżała biała zwinięta kulka papieru. Zerknąłem kątem oka na Liama, który posłał mi pytające spojrzenie. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami, równocześnie „rozpakowując upominek”. Rozprostowałem niedużą kartkę pokrytą schludnym typowo chłopięcym pismem.


Lepiej uciekaj, przy mnie nie zaznasz spokoju ZABÓJCO


Wzdrygnąłem się lekko, oczy automatycznie zaszły mi łzami, opanowując się błyskawicznie zgniotłem mały papierek. Chowając karteczkę do kieszeni spodni, rzuciłem ostre spojrzenie w stronę Zayn’a. Siedział rozwalony z założonymi rękoma patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem. Spuściłem głowę wiedząc, że nie mam z nim szans. Byłem nikim, miał racje, byłem mordercą, zasłużyłem sobie na takie traktowanie. Mimo wszystko nie sądziłem, że będę tępiony za błąd którego nie chciałem popełnić, za śmierć ludzi, których naprawdę kochałem i szanowałem. Zszokowało mnie to. Do końca lekcji siedziałem skulony ze spojrzeniem skierowanym w dół.


Zaraz po dzwonku, wybiegłem z ławki nie zważając na wołanie Liama i szyderczy śmiech ze strony Malika i jego paczki. Zatrzymałem się dopiero w ciemnej uliczce dosyć daleko od szkoły. Nie zważając na nierówny oddech i trzęsące dłonie, szybko wyciągnąłem z portfela małe srebrne narzędzie. Coś co ostatnimi czasy pomagało mi oderwać się od problemów i otaczającego świata. Przeciągnąłem delikatnie  po porcelanowej skórze nadgarstka. Osunąłem się na brudne podłoże oddychając ciężko. Kolejne czerwone linie pokrywały starsze, niewidoczne już blizny. Ściekająca krew powoli nasączała śnieżnobiałą koszulę i granatowy sweterek. Uspokojony patrzyłem z zainteresowaniem na rubinowe ślady tak bardzo niepasujące do jasnej cery. Odchyliłem głowę zamykając powieki. Pochłaniałem ból towarzyszący kolejnym cięciom. Zatraciłem się. Kilka minut a może godzin później poczułem wibracje w prawej kieszeni spodni. Mrużąc oczy omiotłem spojrzeniem ogarniającą mnie ciemność. Już wieczór? – zapytałem sam siebie zdziwiony widokiem zachodzącego słońca. Podniosłem się na nogi czując przenikliwy ból lewego nadgarstka.


Kurwa, przesadziłem.


 Zapominając o nieodebranym połączeniu ruszyłem powolnym krokiem w stronę domu. Mijając kolejne osiedla czy sklepy czułem się coraz słabszy. Zacisnąłem prawą dłoń, przyciskając sweter do krwawiącej rany. Ledwo przytomny otworzyłem drzwi wejściowe i ignorując pytające a jednocześnie troskliwe spojrzenie Trishy, rzuciłem się w stronę łazienki.

 Zimna woda ukoiła nieznacznie ból ciągnący się od przedramienia aż po koniuszki palców lewej dłoni. Wyciągnąłem wystarczająco długi bandaż z apteczki, którą wcześniej zdążyłem namierzyć. Okręcając biały materiał zgodnie ze wskazówkami zegara jak to zwykle miałem w zwyczaju, myślałem nad zachowaniem Zayna w stosunku do mnie. Nie wiedziałem dlaczego taki był, chodziło o wypadek? Może o wygląd albo styl bycia? Syknąłem cicho kiedy przez nieuwagę zacisnąłem opatrunek zbyt mocno.

Cholera, same nieszczęścia – stwierdziłem przygnębiony.

Wychodząc z pomieszczeniu, skierowałem się w stronę „swojego” pokoju po drodze  napotykając niewielką przeszkodę w postaci cioci Trishy. Jęknąłem w duchu.

- Nialler? Masz mi coś do powiedzenia? – zapytała spokojnie. No Horan wysil swój ptasi móżdżek i wymyśl jakąś dobrą wymówkę!

- Przepraszam ciociu, byłem .. z kolegą – zawahałem się niezauważalnie. Jej poszarzałą twarz rozświetlił niewielki uśmiech, który sięgnął aż brązowych oczu.

-Kolegą powiadasz? To świetnie! – wykrzyknęła entuzjastycznie – Więc jaki on jest? Chodzicie do jednej klasy? Jak ma na imię? Tak poza tym mogłeś mnie o tym powiadomić ! - rzuciła pretensjonalnie.

Spojrzałem na nią błagalnym spojrzeniem jednocześnie starając się wskrzesić chociaż trochę starego uśmiechu, który kiedyś tak uwielbiała. Chyba mi się udało, bo chwilę później zostałem odesłany machnięciem jej dłoni do pokoju. Wyczerpany dzisiejszym dniem szybko zdejmując zakrwawione i brudne rzeczy rzuciłem się na łóżko. Przytuliłem zmęczoną twarz do poduszki zamykając mocno powieki. Myślałem, że będąc tutaj zapomnę, mija dopiero 3 dzień, wcale nie czuję się lepiej, wręcz przeciwnie – jest fatalnie. Skrzywiłem się na myśl o Zaynie. Dupek. Nie zasługuje na chociażby sekundę mojej uwagi i więcej jej nie dostanie – obiecałem sobie w duchu.



Jeszcze tylko ta noc.

I kolejne 91 dni.**



Boże, proszę daj mi siłę.





*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*



* Fragment tekstu piosenki A.Goot'a - Breathless , co w wolnym tłumaczeniu znaczy :
"Czasy się zmieniają i teraz nawet nie znam siebie
Czy w ogóle chcę?"


** Niall kończy 18 lat 6 grudnia na potrzeby opowiadania.



Jezu, Jezu, wiem że to w sumie straszne, ale cieszę się cholernie z prawie stu wyświetleń i 4 komentarzy :o .
Nowy wpis miał się pojawić w środę czyli dokładnie za .... 52 minuty ! Jestem słaba... Nie wytrzymałam ... :C

No cóż, co do rozdziału, nie jestem zbyt zadowolona, bo wydaję mi się, że akcja idzie zbyt szybko, ale mam nadzieję ogarnąć to w kolejnych częściach opowiadania. Za wszelkie błędy (zwłaszcza interpunkcyjne!) przepraszam!

Jeżeli ktoś nie zauważył w lewym górnym rogu tuż pod nagłówkiem wyświetla się data kolejnego rozdziału!



+



Proszę o pozostawienie opinii!







Arbbuz

3 komentarze:

  1. Opowiadanie jest super, bardzo ciekawy pomysł ! Myślę, że akcja toczy się w dobrym tempie. Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory nie łapię, dlaczego nie skomentowałam prologu, mimo, ze miałam taki zamiar, ale pewnie coś mi przeszkodziło i wyłączyłam kartę, a potem zapomniałam. A co do rozdziału pierwszego to... och. Po prostu jest cudowny, ok? Ignorując błędy interpunkcyjne, na Twoją poniższą (powyższą) prośbę, czyta się płynnie. Zayn to kutas, kretyn, nie rozumiem jego motywów działania, powaga. Zachowuj się jak palant. A Nialler, znów, ten pokrzywdzony, ale widać to cierpienie... Zastanawia mnie tylko, czy nie lepiej byłoby gdyby.... okaleczył się na prawej ręce? W końcu to byłoby lepsze, dla niego, tzn, on jest leworęczny i byłoby mu prościej.... omg, o czym ja gadam? W każdym razie, rozdział genialny, i jeśli nie zapomnę wpadnę na rozdział drugi. Genialnie zapowiadający się Ziall! :))

    pozdrawiam, Souris :)

    OdpowiedzUsuń