You can breathe while I will suffocate myself
What is it about you?*
What is it about you?*
R o z d z i a ł II
Piątek,
7 września 2012r.
Potarłem
obolałe miejsce, delikatnie przesuwając koniuszkiem palca po zaczerwienionych nacięciach
nadgarstka. Uśmiechnąłem się smutno uświadamiając sobie kto stał się przyczyną
mojego samookaleczenia. To śmieszne, że teraz moim największym zmartwieniem nie
była śmierć rodziców, a Malik. Niby jedno wiązało się z drugim, bo przygryzał a
raczej obrażał mnie z powodu ich odejścia i w sumie nie tylko. Nie pasowało mu
wszystko co było związane ze mną – blond włosy, aparaty na zębach, niebieskie
oczy. Doszło do tego, że gdy przez przypadek dowiedział się, że dopingujemy tej
samej drużynie nagle stał się kibicem kompletnie innego składu. Żałosne.
Nastawiał
wszystkich przeciwko mnie. Większość ulegała, no bo jak to tak nie poprzeć
zdania jednego z najpopularniejszych chłopaków w szkole? A ta mniejsza część?
Głównie Liam, był dla mnie wsparciem, nie pytał o co chodziło Zayn’owi tamtego dnia. Był dobrym kolegą, rozumiał, że
nie jestem gotowy. Nie wiem co sobie myślał, może że byłem gangsterem i
mordowałem przechodnich albo prostytutki?
Bo tak naprawdę do nikogo nie doszło, że chodzi o moich rodziców. Zabawne,
może Malik nie chciał żeby ktokolwiek współczuł mi bycia sierotą. Wbrew pozorom
nie było tak źle.
Przywykłem.
Wciąż za nimi tęskniłem, ale wiedziałem że są ze mną
i patrzą na mnie z uśmiechem jednocześnie mówiąc „ Dasz radę synek ”. Nadal wspominałem, ale teraz były to tylko te
pozytywne momenty, które wyjątkowo zapadły mi w pamięci. Na przykład wtedy
kiedy pierwszy raz przeszliśmy się do nowo otwartej budki z lodami niedaleko
szkoły podstawowej, do której wtedy uczęszczałem. To nie tak, że nigdy nie
jadłem tych zamrożonych smakołyków. Wtedy po raz pierwszy spróbowałem pistacji,
która stała się potem naszą małą tradycją. W każdy kolejny niedzielny wieczór,
niezależnie od pory roku zasiadaliśmy na kanapie, oglądając głupie teleturnieje
i konsumując właśnie te lody. Stały się naszymi ulubionymi. Od wypadku mimo
wielkiej chęci nie spróbowałem ich ani razu. Nie powinien, w końcu one były
naszą tradycją, a nas już nie ma.
Zostałem tylko ja.
Tak cholernie samotny.
*~~*~*~~*
Znudzony kreśliłem szlaczki w zeszycie od matematyki,
jednocześnie starając się skupić choć połowę swojej uwagi na tablicy wiszącej
naprzeciwko. Westchnąłem cicho wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie. Kątem
oka zauważyłem Malika, który był dzisiaj wyjątkowo małomówny, jakby przybity?
Potrząsnąłem głową zdecydowanie wyrzucając tę myśl z mojej głowy. Zayn to
kutas. On nie ma uczuć. A nawet jeżeli takowe posiada, skrzętnie ukrywa je,
nigdy nie pokazując jak naprawdę się czuje.
Dopiero kiedy ujrzałem najpierw pytające a potem
odrzucające spojrzenie skierowane w moją stronę zrozumiałem, że wgapiałem się w
Niego natarczywie przez kilkadziesiąt sekund. Cholera. Czułem się jak
zbrodniarz przyłapany na gorącym uczynku. Do końca lekcji czułem jego
pogardliwy wzrok objeżdżający mnie od czubka głowy aż po koniuszki palców u
stóp. Masakra. Wzdrygnąłem się kiedy poczułem dotyk zimnej dłoni na moim
rozpalonym karku.
-Nialler? – zapytał niepewnie Li. On niezdecydowany?
Co się dzisiaj dzieje z nimi wszystkimi.
- Hmmm? Co jest? – zapytałem od niechcenia.
-Tak sobie myślę… - zaczął blondyn na szybko
przejeżdżając dłonią po swoich niedługich włosach jak to zwykle miał w zwyczaju
gdy się denerwował. Zmarszczyłem brwi oczekując kontynuacji. Poklepałem go
przyjacielsko po ramieniu dając mu tym do zrozumienia, że naprawdę nie ma się
czego wstydzić. Odetchnął głęboko, jakby z ociąganiem spojrzał mi w oczy i
opuścił ramiona.
- Wiem, że znamy się dopiero tydzień, ale nigdzie
nie wychodzimy – powiedział jakby z wyrzutem – pomyślałem.. że może
przeszlibyśmy się dzisiaj, no nie wiem? Chociażby na piwo? Albo po prostu
połazić – dokończył nie patrząc mi w oczy. Zachichotałem cicho co zwróciło
uwagę paru osób siedzących niedaleko mnie.
- I to było to strasznie trudne pytanie, które
wyciskałeś z siebie parę minut? – zapytałem, teraz dusząc się ze śmiechu. Liam, jeżeli to
możliwe spurpurowiał na twarzy jeszcze bardziej. Trącił mnie lekko w ramię, a
ponieważ nie mogłem się uspokoić, dostałem książką po głowie.
- Auu, Li! Daj spokój, to tylko takie żarty, wiesz
że z przyjemnością gdzieś z Tobą wyjdę –
stwierdziłem poważnie, uspokajając się na dobre. Blondyn kiwnął głową z lekkim
uśmiechem na znak zgody po czym zwrócił maksimum swojej uwagi na nauczyciela
prowadzącego lekcje. Ucieszyłem się w duchu dostrzegając chociaż jeden
pozytywny aspekt przeprowadzki.
Zdobyłem naprawdę dobrego kolegę.
A może i przyjaciela.
*~~*~*~~*
Zaśmiałem się głośno, wyśpiewując razem z Liamem kolejne
wersy piosenek. Była ciemno, noc. Wracaliśmy z baru, szczęśliwi, niepamiętający
o żadnych problemach, po prostu beztroscy. Popchnąłem go lekko, napierając
całym sobą na Niego doprowadzając tym czynem do naszego upadku. Leżałem na rozpłaszczonym blondynie
chichocząc pod nosem jak zakochana nastolatka.
- Nialler, kurwa,
złaź ze mnie ! – wykrzyknął Li, starając się nadać swojej twarzy poważny
wygląd, zdecydowanie nie wychodziło – no weź, nie jesteś taki lekki –
wybełkotał z wyrzutem. Podpierając się na jego klatce piersiowej co skwitował
znaczącym jęknięciem, starałem się podnieść do góry. Upadłem z głośnym plaskiem, zdecydowanie
dobijając tym blondyna leżącego pode mną. Zbliżyłem swoje usta do jego twarzy zmysłowo
oblizując wargi na co Li zaśmiał się, dusząc się z powodu mojego ciężaru.
- Niall – jęknął tuż
w moje usta – nie prowokuj mnie – wyszeptał szeptem. Patrzyłem prosto w jego
brązowe oczy. Nachyliłem się nieznacznie lekko muskając jego wargi swoimi.
Smakowały latem i malinami. Były miękkie, idealne do całowania. Ale nie dla
mnie. Przeniosłem obie dłonie na jego twarz, przeszyłem go głębokim i
przenikliwym spojrzeniem, po czym mocno ścisnąłem jego policzki wydając z
siebie głupie odgłosy.
- Puci, puci
słoneczko – roześmiałem się głośno, ciągle ściskając skórę o czerwonym
odcieniu. Z bólu? Zawstydzenia? Złości? Nie wiedziałem. Nie miałem czasu się
nad tym zastanawiać.
- Nialler ! Zabiję Cię – wykrzyknął zły – tylko Cię
dopadnę…
Błyskawicznie wstałem, otrzepując karmelowe spodnie z
resztek skoszonej trawy. Posyłając mu oczko, rzuciłem się biegiem w stronę
domu. Biegłem ile sił w nogach, a raczej starałem się biec. Procenty w moim organizmie
wywołane zbyt dużą ilością wypitego alkoholu spowodowały, że jedyne co potrafiłem
robić to zataczać się i śmiać jak szaleniec, jednocześnie unikając rąk Liama, który uporczywie starał się mnie
złapać, używając przy tym zdecydowanie nieodpowiednich słów. Dobiegając do
ogrodzenia szybko obejrzałem się w tył sprawdzając w jakiej odległości ode mnie
znajduję się Li. Zaśmiałem się cicho na
widok zdyszanego blondyna wymachującego rękoma na wszystkie strony.
Błyskawicznie otworzyłem furtkę, zamykając ją z trzaskiem. Przekręciłem kluczyk
po czym szybko wyjąłem go i z uśmiechem czekałem na wyczerpanego chłopaka.
- Jak tam Liam? Może
chciałbyś wejść? – zapytałem z ironią – wpuściłbym Cię, ale no zobaczmy – z ociąganiem
wyjąłem telefon z prawej kieszeni spodni, starając się odczytać godzinę
widoczną na wyświetlaczu komórki. 3:23? 1:56? 5:11? Kurwa, nie widzę – Zresztą,
co to za różnica, która godzina? –
zapytałem starając się zachować choć trochę dumy – Jest ciemno i już.
Westchnąłem cicho po czym oparłem się lekko o ogrodzenie, które oddzielało mnie
od blondyna. Poczułem mocne szarpnięcie mojej błękitnej koszulki. Ręka , która
złapała mój t-shirt i przyciągnęła w swoją stronę, zdecydowanie przybiła mnie
do ogrodzenia.
- Kurwa, Li –
wybełkotałem bezsilny – puść mnie napaleńcu. Zachichotałem, po czym
wykorzystując chwilowe zdezorientowanie Liama, wyrwałem się z jego uścisku i „szybkim”
pijackim krokiem skierowałem w stronę drzwi wejściowych.
- No to miłej drogi Liaś – wykrzyknąłem, posyłając mu na
odchodne buziaka w powietrzu. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę patrząc jak
blondyn rusza w stronę swojego domu wyklinając mnie na tyle głośno abym
usłyszał każdy epitet skierowany w moją stronę. Kiedy straciłem go z pola
widzenia, podszedłem do drzwi starając się je otworzyć. Jedno, drugie, trzecie
pociągnięcie. Zamknięte? – pomyślałem
zdesperowany. Przeszukałem wszystkie kieszenie w poszukiwaniu zapasowych
kluczy. Zajrzałem pod wycieraczkę, wszelkie ozdoby i doniczki. Nic. Pustka.
Zmęczony przeciągnąłem się po czym obszedłem dom w poszukiwaniu hamaka, który
zdążyłem zauważyć parę dni wcześniej. Potykając się o parę sadzonek i kwiatków,
doszedłem w końcu do huśtawki obok której znajdowało się moje łóżko na
dzisiejszą noc. Usiadłem niepewnie, po czym dochodząc do wniosku, że może nie
będzie tak źle, położyłem się już pewniej, szybko przymykając zmęczone powieki.
Wsłuchując się w dźwięki wydawane przez świerszcze i inne zwierzaki odpłynąłem.
*~~*~*~~*
Coś mnie obudziło.
Poczułem dłoń zaciskającą się na moim
biodrze i ciepły oddech w zagłębieniu mojej szyi. Niedługie włosy łaskotały
delikatną skórę mojego policzka. Otworzyłem szeroko oczy, błyskawicznie
zaciskając je z powrotem przez słońce
oświetlające całą moją twarz. Lekko
uchyliłem powieki starając się nie patrzeć na słońce. Odkaszlnąłem czując suchość
piekącą moje gardło. Wytrzeszczyłem oczy zauważając ciemne końcówki włosów i idealnie wykrojone
usta, teraz lekko uchylone znajdujące się na wysokości mojego ramienia. Jak on
się tu znalazł?! – pomyślałem spanikowany – przecież mnie zabije jak dowie
się, że spaliśmy na jednym hamaku. Starając się wyswobodzić z jego żelaznego
uścisku, który tak cholernie mi się podobał, lekko odczepiłem jego dłoń od
mojego biodra po którym delikatnie jeździł przyprawiając mnie o delikatne
dreszcze. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na jego anielską twarz, po czym
zdecydowanie wstałem z hamaka, zapominając że to nie łóżko, na którym nie da
się stracić równowagi. Runęliśmy oboje. Jęknąłem, czując kamienie wbijające się w moje
lewe ramię. Zerknąłem na Mulata, który zdezorientowany patrzył to na mnie, to
na miejsce z którego spadliśmy. Chyba zaczął kojarzyć fakty i zrozumiał, że
spaliśmy tak blisko siebie, bo rzucił mi mordercze spojrzenie.
- Horan, lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie – wychrypiał wściekły.
Przerażony popatrzyłem na swoją skaleczoną przez ostre kamienie rękę, w której
dopiero teraz zacząłem odczuwać ból. Bądź silny Nialler, nie zachowuj się jak
jakaś panna – motywowałem się w myślach.
- Może Ty mi to
wytłumaczysz? Wpakowałeś się do mojego tymczasowego miejsca spania, przyklejając
się jak jakiś rzep. Posiadasz jakieś skłonności homoseksualne? Bo wygadywałeś
przez sen takie świństwa pod moim adresem, że ja nie mogę, nie podejrzewałem Cię
o to – podkoloryzowałem lekko. Zobaczyłem złość bijącą od Niego zdecydowanie zakłócającą wszechobecny spokój
poranka. Podniosłem się szybko i nie zważając na krzyki wściekłego Malika i ból
ramienia błyskawicznie skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Biegłem
potykając się o własne nogi. Szybko zdejmując brudne buty w przedpokoju,
wskoczyłem na schody prowadzące wprost do mojego pokoju. Zamykając je na klucz
znajdujący się w zamku, zsunąłem się po nich, myśląc, że teraz wcale nie będzie
między nami lepiej . Wręcz przeciwnie. Zapowiada się ciekawy weekend.
Przekląłem cicho nadal wyczuwając dreszcze spowodowane delikatnym dotykiem
Malika. Nie jest dobrze – pomyślałem rozhisteryzowany
– ON nie może mi się podobać.
Nie on, nie ktoś kto nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
„Możesz oddychać kiedy będę się dusić
Coś o tobie?”
Co do Li alkoholika, taaak w moim opowiadaniu jest w 100% zdrowy, okej?
No i oczywiście dziękuję za wyświetlenia i komentarze, są dla mnie bardzo ważne !
Za wszelkie błędy (zwłaszcza interpunkcyjne) przepraszam !
Jeżeli chcesz być informowany podaj w komentarzu swój numer gg/ maila/ bloga.
Oczywiście proszę o wyrażanie swoich opinii !
NO I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET !!!
Buziaki,
Arbbuz
Zdarzają Ci się błędy interpunkcyjne, ale jest ich mało, i to dopiero Twoje początki :) Co do opowiadania strasznie podoba mi się pomysł. Świetnie opisujesz sytuacje np. całkiem fajna była z pijanym Liamem i Niallem. Czekam z niecierpliwością na kolejny. :) a i jestem ciekawa jak na tym hamaku również znalazł się Zayn :D
OdpowiedzUsuńAwww, o mamo, oni spali razem, a ja wręcz robię awww i owwww swojej głowie, bo za chwilę będzie druga w nocy, nie mogę nikogo obudzić. Lubię to opowiadanie, ma w sobie magię, jest pisane ładnie i przyjemnie. No i rozdziały pojawiają się dość często, a to NAPRAWDĘ lubię. Jestem ciekawa co robił Malik na hamaku w którym spał Horan. I lubię pijackiego Payne'a, jest zabawny! "puci, puci, słoneczko!" HAHAHAHAHAHAH, leżę. Zdecydowanie dobry rozdział! :)
OdpowiedzUsuń