R o z d z i a ł V
Środa,
19 września 2012r.
Minął okrągły tydzień od tamtego zdarzenia. Rany,
zadrapania i siniaki powoli znikały z naszych twarzy, ramion czy dłoni. Jednak
wszystkie zewnętrzne uszkodzenia były niczym w porównaniu z tym co czułem w
środku. Jakaś siła rozwalała mnie, niszcząc doszczętnie to co budowałem przez
ostatnie tygodnie. Szczęście ulatywało ze mnie z każdym nadchodzącym dniem. Nie
miałem sił. Nie czułem potrzeby mówienia, jedzenia, picia, chodzenia. Nic nie
było ważne. Nic co nie nazywało się Zayn’em Malikiem.
Owszem, odbywaliśmy szlabany. Codziennie 2/3 godziny
sprzątania i pucowania. Nie było to najprzyjemniejsze zajęcie, ale w pewien
sposób miałem nadzieję, że ta wspólna „praca” pomoże nam w wyburzeniu muru,
który powstał między nami już na początku znajomości.
Pomyłka.
Nawet nie chodziło o to, że się do mnie nie odzywał,
chodziło o sam fakt, że nigdy nie patrzył, nie interesowało go co robię, że na
Niego zerkam. NIC. Czułem się jak złamas, który wyrządził mu jakąś wielką krzywdę
pomimo tego, że było kompletnie na
odwrót. Nie przeprosił, ja też nie wyciągnąłem ręki mimo ogromnej ochoty.
Szczerze powiedziawszy czułem się lepiej kiedy mnie zauważał, kiedy nie byłem
dla Niego jak powietrze. Bolało, nie powiem. Nie wiem czym sobie na to
zasłużyłem. Może to karma? Nie to żebym w przeszłości kogoś nastraszał i olewał,
ale to wydawało się takie realne wytłumaczenie na tą chwilę.
Westchnąłem ciężko jednocześnie przewracając się na
drugi bok. Łóżko zatrzeszczało lekko pod naporem mojego ciała. Dryn Dryn.
Budzik dzwonił już od kilkunastu minut, ale nie miałem nawet siły podnieść ręki
żeby go wyłączyć. Byłem wyczerpany. Szkołą, szlabanem, po prostu życiem. Niechętnie
podniosłem się na łokciach równocześnie przesuwając całe swoje ciało na kraniec
łóżko. Zsunąłem się z posłania gładko lądując na podłodze. Wstałem
wykorzystując chyba całą energię jaka pozostała mi z ostatnich tygodni.
Przeciągnąłem się leniwie kierując się w stronę łazienki. Szurając nogami
popchnąłem drzwi natrafiając na postawną osobę Malika. Ten nie zaszczycając mnie
chociażby jednym spojrzeniem, zatrzasnął się w łazience uniemożliwiając mi
dotarcie do szkoły na czas. Zrezygnowany opuściłem się po ścianie, obejmując
kolana rękoma. Zapowiadał się kolejny ciężki dzień.
*~~*~*~~*
Zaraz po niemiłosiernie
dłużącym się szlabanie pobiegłem w stronę domu Liama, z którym umówiłem się na
niedługi spacerek. Na przywitanie zostałem wręcz zmiażdżony niedźwiedzim
uściskiem blondyna, który tylko zachichotał na moje głośne jęknięcie. Złapał
mnie lekko za ramię jednocześnie ciągnąc w stronę jeziora, na które zwykle
chodziliśmy pogadać. Równo maszerując śmialiśmy się i wygłupialiśmy raz po raz
popychając w kałuże wytworzone dziś rano poprzez poranną mżawkę. Mokra rosa „oblepiła”
całe nasze buty i nogawki.
Przy Nim nie musiałem
udawać, mogłem być sobą. Starym Niallem wygłupiającym się bez przerwy. Tym,
który w wieku 13 lat złamał rękę wdrapując się na strome zbocze. Tym, który
bawił się w berka po całym centrum handlowym. Tym, który dorastając chodził z
kolegami podrywając coraz to nowe dziewczyny. Będąc z Li czułem, że żyję. Że
jeszcze nie wszystko jest stracone. Że jest ktoś komu na Mnie zależy. Uwielbiałem
go. Był moim przyjacielem, kimś komu mogłem w stu procentach zaufać. Wiedział o
wszystkim, niecałe dwa tygodnie po naszym zapoznaniu otworzyłem się przed nim
kompletnie. Nie oceniał mnie, nie mówił co zrobiłem źle. Zamiast tego po prostu
przytulił mnie i powiedział, że to już przeszłość, której nie zmienię, ale mogę
o niej zapomnieć.
Był najlepszy.
Niezastąpiony.
Dochodząc do dosyć
dużego zbiornika zauważyłem kolejne ciężkie, ciemne chmury zmierzające tuż w
naszą stronę. Spojrzałem pytająco na Li, który jedynie wzruszył ramionami
usadawiając się nie niewielkim drewnianym pomoście. Usiadłem zaraz obok Niego,
szybko opuszczając nogi i jeżdżąc czarnym butem po przezroczystej tafli
jeziora.
Zamyśliłem się. Nagle
poczułem mocne szarpnięcie prawego ramienia. Straciłem równowagę, rzuciłem zdezorientowane
spojrzenie blondynowi, który do ostatniej chwili próbował mnie łapać. Z ogronym pluskiem
wpadłem mocno „wbijając się” pod wodę.
Mimo kalendarzowego lata temperatura jeziora była wyjątkowo lodowata.
Może to ze względu na późny wieczór i zbliżającą się burzę? Wynurzyłem się
mocno zaciągając powietrzem. Krztusząc się lekko spojrzałem na Li morderczym
wzorkiem. Ten jedynie śmiał się w najlepsze, co wywołało we mnie totalnie
uczucie mordu wobec niego. Wyciągnąłem rękę w stronę rozchichotanego Payne’a
słysząc ledwo dosłyszalne grzmoty. Lekko przestraszony szybko wyskoczyłem z
wody czując na ciele nowe krople zimnej cieczy, tym razem spadające z nieba.
Spojrzałem na blondyna, który złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę naszych
osiedli. Biegliśmy śmiejąc się i
przekrzykując nawzajem. Spocony i zmęczony pożegnałem się z Li tuż przed moim
domem.
Błyskawicznie znalazłem się w środku, dopiero teraz czując przeraźliwe
zimno ogarniające całe moje ciało. Szybko wszedłem na górę. Zrzucając z siebie
mokre rzeczy wgramoliłem się pod kołdrę. Okryłem się dokładnie ciągle czując
przechodzące mnie dreszcze. Wzdrygnąłem się lekko na widok błyskawicy
przeszywającej granatowe niebo tuż za oknem wychodzącym na północ. Zapowiadała
się wspaniała noc.
*~~*~*~~*
Następnego dnia ledwo zwlokłem się z łóżka. Dreszcze
i gorączka zdecydowanie opóźniały moje ruchy przez co znów nie wyrobiłem się do
szkoły. Byłem chory, przez głupie wygłupy Li! Niestety musiałem też odpracować
szlaban. Lekcje zwykle ciekawe, dziś
były dla mnie istna katorgą. Błagalnym spojrzeniem patrzyłem raz na jakiś czas
na zegar ścienny wiszący tuż naprzeciwko mnie. Wskazówki przesuwały się w ślimaczym
tempie doprowadzając mnie tym do szału. Byłem zły, zmęczony i smutny. Żadne
pocieszne „tulaski” Liama nie mogły tutaj nic zdziałać. Chciałem po prostu
skończyć ten dzień. Położyć się, zasnąć
i przespać cały piątek wraz z weekendem.
Wstałem ociężale na dźwięk dzwonka ogłaszającego
koniec lekcji. Skierowałem się wraz z Li w stronę hali sportowej, którą dziś
wraz z szatniami mieliśmy uprzątnąć. Blondyn jak zwykle odprowadził mnie pod
same drzwi wejściowe. Dzisiaj jednak nie życzył mi powodzenia jak to zwykle
miał w zwyczaju. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem widząc moje lekko zamglone
spojrzenie. Delikatnie przyłożył lodowatą dłoń do mojego rozgrzanego czoła. Drgnął
lekko kiedy poczuł gorąco bijące ode mnie na parę milimetrów.
- Niall?
Stary, masz gorączkę, jesteś chory, idź do domu ! – wykrzyknął zdruzgotany moją
postawą.
- Nie mogę,
musze odpracować ten szlaban – wychrypiałem przez chore gardło. Blondyn
delikatnie objął moje szczupłe ramiona dłońmi poczym potrząsnął mną dosyć
mocno. Zakręciło mi się w głowie przez tak mocne szturchnięcie.
- Kurwa,
Nialler, posprzątam za Ciebie! Wyglądasz jakbyś miał tu zaraz zejść, jadłeś coś
w ogóle? – na myśl o chociażby kromce chleba moje ciało automatycznie przeszły
niemiłe dreszcze. Zebrałem w sobie wszystkie siły i podniosłem na Niego
zdecydowane spojrzenie.
- Nie Li. Dam
radę jest okej – stwierdziłem pewnie, jednocześnie lekko odpychając Payne’a i
szybko wmaszerowując do sali chroniąc się tym samym przed kolejnymi
narzekaniami blondyna. Odetchnąłem głęboko co zostało odebrane przez mój
organizm kolejnymi zawrotami głowy. Lekko objąłem się ramionami czując
przejmujące zimno ogarniające całe moje ciało. Mocno rozmasowywałem zmarzniętą
skórę.
Drgnąłem na dźwięk otwieranych drzwi. Woźny skierował swoje ciężkie kroki
w moją stronę. Tuż za nim kroczył obojętny na wszystko Malik. Jak zwykle
wyglądał świetnie. Szare zwężane spodnie, koszula z ¾ rękawem i postawiona
grzywka. Ideał.
- Wszystko w porządku
Niall, dobrze się czujesz? – zapytał zmartwiony Joe*. Ocknąłem się przybierając
na twarz coś na kształt uśmiechu co chyba nie wyszło mi zbyt dobrze, bo rzucił
mi niedowierzające spojrzenie po czym westchnął głośno, następnie przydzielając
nam dzisiejsze zadania. Zaczęliśmy od przeogromnej sali, na której uczniowie
zazwyczaj pogrywali w siatkówkę. Wolno przesuwałem szczotką zamiatając coraz to
nowsze śmieci i papierki. O ile ta praca nie była specjalnie męcząca o tyle
sprzątanie zabrudzonych szatni było istną katorgą. Mimowolnie spojrzałem na
Malika stojącego do mnie tyłem i ścierającego plamy po czerwonym napoju. Jego
sylwetka, którą od przyjazdu tutaj tak cholernie uwielbiałem zaczęła się
niebezpiecznie rozmazywać. Złapałem się za głowę czując mocne zawroty.
Zatoczyłem się wpadając na drzwiczki niebieskiej szafki, którą chwilę wcześniej
sprzątałem. Mocne trzaśnięcie zwróciło uwagę Malika, który najpierw zerknął a
następnie odwrócił się lekko przerażony w moją stronę. Spuściłem głowę i
zacisnąłem mocno powieki czując przejmujące pulsowanie w całej czaszce. Jakby
stado koni pojedynczo gniotło każdą moją komórkę.
- Niall?
Wszystko w porządku? – rzucił niby od niechcenia Zayn. Kurwa. Jest jak
najbardziej w porządku. Tak długo czekałem aż się do mnie odezwiesz pacanie. W
tej chwili wbrew wszelkiemu bólowi, czułem się wyśmienicie. Lekko zadarłem
głowę do góry, starając się nie patrzeć szatynowi w oczy.
- Mhm, jest …
- Obraz znów zaczął niebezpiecznie blednąć. Straciłem równowagę. Mocno
zacisnąłem zęby czekając na upadek. Ostatnie co poczułem tuż przed totalnym
odpłynięciem były silne ramiona Mulata zdecydowanie oplatające moje wątłe
ciało. Poczułem zapach mięty, taki sam jak wtedy kiedy przyssał się do mnie na pamiętnym
hamaku. Miłe wspomnienie….
Zemdlałem.
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
Wiem
szatan ze mnie, wstawiam z opóźnieniem i w dodatku krótki, bo tylko 1400 słów.
Wybaczcie. Naprawdę postaram się ogarnąć coś dłuższego na następny raz + Jak
widać pozostała perspektywa Nialla. Myślę, że Zayn’a wykorzystam w późniejszych
rozdziałach.
Dziękuję
za wszelkie wyświetlenia i opinie ! Naprawdę miło czytać niektóre komentarze J
Za wszelkie błędy (zwłaszcza
interpunkcyjne) przepraszam ! Jeżeli chcesz być informowany podaj w komentarzu swój numer gg/ maila/ bloga.
Oczywiście proszę o wyrażanie swoich opinii !
Do
następnego razu miśki ♥
Arbbuz
Przyjaźń między Niallem a Liamem jest genialna,właśnie takiej osoby trzeba było Niallowi :3 Oj biedaczek rozchorował się. Trzymaj mnie Zayn go złapał! (chociaż trochę się zmartwił, prawda?) :D Super i czekam na następny!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę, sprawdzałam codziennie, czy już się pojawił :D Czuję, że w kolejnym kompletnie nas zaskoczysz, zastanawiam się, jak to wszystko się potoczy, no bo... czyżby Zayn martwił się o Nialla? Kurcze, nie mam pojęcia, co wymyślisz, ale jestem w 100% pewna, że to będzie wielkie :D czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, może wytrzymam jakoś do niedzieli xx
OdpowiedzUsuńPS. Mam takie drobne pytanko. Czy dałabyś radę zrezygnować z wpisywania kodu przy dodawaniu komentarzy? :) uwielbiam komentować Twoje opowiadanie , aczkolwiek szlag mnie trafia z tymi literkami :D
I gotowe, szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziałam, że mam to włączone :O No cóż... Dziękuję za opinię :D I w sumie mam nadzieję zaskoczyć was chociaż troszkę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Arbbuz ♥
Naprawdę niesamowity rozdział. Podoba mi się swoboda i ciągłość z jaką akcja idzie do przodu. Podobał mi się Horan, który jednak, delikatnie rzecz ujmując, przyjebał Malikowi. Należało mu się. Hipokryta. I teraz końcówka, ona jest taka, ze dsjajakfjafja! Malik "niby" nie martwi się, a jednak ma jakieś ludzkie odruchu, yaaaay! Mini party hard, ale mam nadzieję, że z Niallerem wszystko okey, no nie? Pomijając choroby, wszystko jest dobrze, prawda? Lubię też relacje Nialler-Liam, są razem jak dwa niesforne szczeniaczki!
OdpowiedzUsuńPoproszę o informowanie na 40802073 :)))
A teraz czekam do niedzieli *____________________*
weny życzę! :)
Pomimo tych nielicznych błędów interpunkcyjnych, które każdy robi :) jest na prawdę świetne! :D Niall jest uroczy, a Liam taki kochany <3 ich przyjaźń to coś wspaniałego *.* Zayn na początku był takim mega dupkiem, ale teraz jakby coś się zmieniło, prawda? Bardzo miło się to czyta i z niecierpliwością czekamy na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńMogłabyś informować nas na naszym blogu? stylinsoncamp.blogspot.com
Pozdrawiamy :) <3
Twoje opowiadanie jest świetne! Strasznie mi się podoba :) Niall i Liam są uroczy *.* Ciekawe co dalej będzie się działo u Nialla i Zayna ahhhh. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Czytając każdy kolejny rozdział umacniam się w przekonaniu, że
OdpowiedzUsuńZayn jednak, nie ma serca z kamienia. Coś tam jednak czuje. :) Super Ci wyszło opisanie relacji Niall & Liam. "Tak długo czekałem aż się do mnie odezwiesz pacanie" zamiast myśleć o swoim złym samopoczuciu, to ten o Maliku hah. Nawet jak mdlał to, też "miętowy zapach" Porostu kocham to opowiadanie <3 Czekam na następny! Mogłabyś mnie informować? oolinek.tumblr.com
Zaynowi o coś chodzi, i bardzo dobrze, że teraz piszesz z perspektywy Nialla.<3 I KIEDY NOWYYY?
OdpowiedzUsuńNo też myślę, że dobrze wybrałam + Termin każdego nowego rozdziału masz podany w lewym górnym rogu zaraz pod nagłówkiem !!!!! :D + W sumie nowy dzisiaj, ale dodam po południu pewnie ; ))
Usuńaaaaaaa *_* trafiłam dziś na tego bloga, jest genialny :D świetna historia została świetnie opisana :) mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział, który będzie troszkę dłuższy, hmm? :) to się tak szybko czyta :)
OdpowiedzUsuń