R o z d z i a ł VII
Sobota,
22 września 2012r.
Coś
mnie obudziło. Promienie słoneczne przedzierające się przez granatową zasłonkę
delikatnie raziły moje oczy. Rozejrzałem się zdezorientowany po pomieszczeniu,
w którym aktualnie przebywałem. Pokój, który zajmowałem od paru tygodni wydawał
się zdecydowanie mroczniejszy przez zasłonięte okna. Sterylna wręcz czystość,
której wcześniej tu nie było lekko denerwowała moją osobę. Nie lubiłem
porządku. Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciłem wzrok od posprzątanego
mahoniowego biurka i przeniosłem spojrzenie na Mulata, który patrzył na mnie
nie mniej zdziwiony niż ja na Niego. Co się tutaj do cholery działo? Lekko
podparłem się na łokciach starając się chociaż trochę podciągnąć w górę aby
lepiej widzieć szatyna. Podniosłem się chwilę potem wyczerpany opadając z
powrotem na miękkie poduszki.
- Ciągle
jesteś osłabiony – powiedział cicho Malik, przypatrując się moim żałosnym próbą
powstania. Osłabiony? Po czym? Zdziwiony spojrzałem na chłopaka, starając się
sobie przypomnieć co mogło być powodem mojej choroby. Coś zaświtało mi w głowie.
Spacer z Li, jezioro, szlaban. Zemdlałem? Chciałem dowiedzieć się wszystkiego,
ale zamiast zwykłego pytania, z moich ust wydobyło się jedynie coś na kształt
suchego kaszlu i totalnej chrypy.
- Wody? –
zapytał Mulat, który błyskawicznie znalazł się obok mnie delikatnie dotykając
mojego czoła swoją zimną dłonią. Zmarszczył brwi, po czym wyszedł z pokoju
szybko zbiegając po schodach. No świetnie,
zostawił mnie? Umrę, leżąc bezsilnie na łóżku? Wspaniale. Moje makabryczne
rozmyślania przerwało ciche przekleństwo wydobywające się z ust Malika, który
idąc w stronę mojego posłania, wylał niedużą ilość przezroczystego płynu na
swoje czyste ubranie. No cóż, wyschnie. Delikatnie
złapał mnie za ramiona podnosząc lekko do góry. Podłożył mi szklankę pod same usta,
przechylając ją lekko w moją stronę.
Kilka łyków później dostałem do ręki parę proszków, które natychmiast
popiłem. Odchrząknąłem zwracając tym na siebie uwagę Zayn’a, który wcześniej
zaciekle wpatrywał się w nieodsłonięte okno.
- Długo
spałem? – zapytałem chrapliwym głosem.
- 2 dni. Mamy
sobotę, popołudnie. Mama pojechała na zakupy z dziewczynkami. Wróci za parę
godzin. Do tego czasu mam się Toba zajmować – odpowiedział obojętnie – więc…
jak się czujesz?
- Dziwnie –
odpowiedziałem wolno analizując jego wcześniejsze słowa. Mulat jedynie zaśmiał
się pod nosem pytając czy jestem głodny. Kiwnąłem potwierdzająco głową, co i
tak kosztowało mnie sporo roboty. Czułem się cholernie bezsilny. Spuściłem
wzrok czekając na Zayn’a. Przestraszony spojrzałem na swoje ręce, które zwykle
zabandażowane i zakryte, teraz były całkowicie widoczne. Kurwa. Musieli zauważyć. Wsadzą mnie do jakiegoś pieprzonego
psychiatryka? - myślałem gorączkowo.
Delikatnie przejechałem dłonią po niekoniecznie
nowych aczkolwiek widocznych ranach. Równe zaczerwienione cięcia pokrywały dużą
część mojego nadgarstka. Cholera. To nie tak, że robiłem to regularnie i było
tego nie wiadomo jak wiele. Czasem jednak miałem gorsze dni i wtedy idealnym
wyjściem z sytuacji a raczej jej załagodzeniem wydawała mi się żyletka.
Drgnąłem czując dotyk zimnej dłoni na moim ramieniu. Spojrzałem wprost na
ciemne oczy Mulata, który patrzył na mnie wyczekująco jakoby oczekując
odpowiedzi? Tak, chyba tak.
- Czemu to
robisz? – zapytał cicho. Poważnie? Prychnąłem pod nosem zwracając tym samym
całą uwagę Malika na moją skromną osobę.
- Widocznie
mam powody – odpowiedziałem obojętnie. Chyba nie myślał, że od tak powiem mu
wszystko? Wszystkie swoje zmartwienia, słabości? No chyba zwariował. Usiadł na
krańcu łóżka co zostało odebrane głośnym skrzypnięciem materaca. Był za blisko,
zdecydowanie. Dekoncentrował mnie. To
nie było dobre. Położył dłoń na moim nadgarstku delikatnie przejeżdżając
koniuszkiem palca po całej długości cięcia. Dreszcze owładnęły całe moje ciało.
Chyba zauważył gęsią skórkę wytworzoną pod jego dotykiem, bo uśmiechnął się
lekko wprowadzając mnie tym w stan osłupienia.
Zayn Malik nie bywa miły. Nie dla mnie.
Czułem się dziwnie. Dotykany ot tak przez Malika,
który nagle nie płonął do mnie nienawiścią. Podobało mi się, nie powiem, ale
jednocześnie stresowało. Skąd miałem wiedzieć co nim kierowało? Może po prostu
chciał zmanipulować mną i moimi uczuciami. Przekonać do siebie, a potem wyśmiać
i dręczyć do końca mojego pobytu tutaj. Niczego nie mogłem być pewny, a
zwłaszcza Jego.
- Niall.. –
zaczął niepewnie. Kurde, co się dzisiaj dzieje z tymi ludźmi? Nie dość, że
wypowiedział moje imię. MOJE, to jeszcze jest tak cholernie zawstydzony? Nie
rozumiem. Zachęciłem go machnięciem ręki do dokończenia zaczętej wcześniej
wypowiedzi. Wziął głęboki oddech a następnie szybko wypalił:
- Robisz to
przeze mnie? – Patrzyłem na Niego z niedowierzeniem wymalowanym na twarzy. On
się tym przejął? Nie powinien się raczej cieszyć, że robię sobie krzywdę, tylko
dlatego, że znęca się nade mną? Jeżeli wydawało mi się, że to było dziwne i
stresujące to myliłem się. Następne słowa wprowadziły mnie w totalne
osłupienie.
- Ja
przepraszam. To nie tak, że Cię nienawidzę. Nienawidziłem Cię zanim tutaj
przyjechałeś. Nienawidziłem tego, że byłeś takim pieprzonym ideałem. To zabawne
prawda? – zapytał ironicznie – Czułem się gorszy. Rodzice opowiadali o Tobie od
lat, jak dobrze się uczysz, jaki jesteś lubiany, grzeczny, wspaniały. Nie wiem
czemu Ci to mówię. Może chcę się usprawiedliwić? To, że byłem dla Ciebie takim
kutasem – skrzywił się nieznacznie – Po prostu, przez lata mówiono mi, że
powinien być taki jak Ty. Za każdym razem kiedy mama wracała nie mogła się
Ciebie nachwalić, wiesz? Nienawidziłem tego, że byłeś dla niej lepszy.
Speszył się, spuszczając głowę i wzrok na swoje
kolana. Leżałem z szeroko otwartymi oczami myśląc jak to w ogóle możliwe?
Tłumaczył mi się? Nie nienawidził mnie? Poczułem cholerną ulgę opanowującą całe
moje ciało. Z zamyślenia wyrwał mnie skrzyp materaca. Podnosił się, chciał
odejść? W ostatniej chwili złapałem go za dłoń, mocno przyciągając do siebie.
- Nie idź,
zostań ze mną – powiedziałem drżącym głosem. Byłem zdezorientowany, ale
szczęśliwy. Współczułem mu. Nie wiedziałem jak to jest być w pewien sposób
olewanym przez własnych rodziców. Dla moich byłem całym światem. Ich
słoneczkiem jak to zawsze mawiali. Dopiero teraz uświadomiłem sobie czemu mnie
nie cierpiał. Czuł się gorszy.
Niepotrzebnie.
Lekko zamroczony lekami pociągnąłem go w stronę łóżka
nakazując mu w ten sposób usiąść. Niepewnie położyłem swoją dłoń na jego
ramieniu dodając mu w ten sposób jako takiej otuchy. Spojrzał na mnie
wdzięcznym wzrokiem a następnie z lekkim westchnieniem ułożył się tuż obok
mnie, lekko obejmując moje zziębnięte i chore ciało.
- Zmarzłeś –
stwierdził cicho jakoby na usprawiedliwienie tego co właśnie robił. Wtulił
twarz w moją szyję doprowadzając do kolejnej fali dreszczy ogarniających moje
ciało tyle, że tym razem przyjemnych. Gorącym powietrzem wydobywającym się z
jego ust dmuchnął w moje obojczyki muskając je delikatnie. Zarumieniłem się co
niestety zostało zauważone przez Mulata. Zaśmiał się cicho następnie obejmując mnie
ciaśniej i mocniej przyciskając do siebie.
- Czemu to
robisz? – zapytałem cicho. Nie rozumiałem go. Wyrzucając to z siebie nagle
zaczął traktować mnie jak przyjaciela? Może to jeden z kolejnych podstępów? Nie wiem. Byłem zmęczony. Przymknąłem
powieki czekając na odpowiedź, która ciągle nie nadchodziła. Byłem cierpliwy.
Pytanie nie należało do najłatwiejszych, rozumiałem to. Mijały sekundy, minuty.
Brak reakcji ze strony Mulata lekko mnie zaciekawił. Spojrzałem w dół
dostrzegając zamknięte oczy i czując na szyi równomierny oddech Zayn’a. Zasnął.
Mocniej wtuliłem się w jego klatkę piersiową również zamykając oczy. Odpłynąłem
otulony delikatną wonią mięty.
*~~*~*~~*
Nie otwierając oczu
przeciągnąłem się rozprostowując zdrętwiałe kości. Zdezorientowany otworzyłem ciągle
zmęczone oczy nie dostrzegając obok mnie ciała Malika. Wydawało mi się? Sen?
Tak cholernie realny? Niemożliwe, prawda? Chciałem, wręcz pragnąłem żeby to nie
okazało się kolejnym pieprzonym kłamstwem. Pragnąłem Jego osoby. Cholernego
cynicznego uśmiechu. Obojętnego spojrzenia.
Wstałem chwiejąc się
lekko na boki. Podszedłem do okna odsłaniając granatowe zasłonki. Letnie słońce
delikatnie raziło moje oczy. Przespałem kolejny dzień? Z westchnieniem opuściłem
pokój kierując swe kroki w stronę kuchni, z której dochodziło wesołe przekrzykiwanie.
Wszedłem zwracając na siebie uwagę 3 par oczu.
- Niall? Dobrze się czujesz? Czemu wstałeś z
łóżka? – usłyszałem nutkę nagany w głosie Ciotki Trish. Waliyaha jedynie zaśmiała się uroczo a sam Zayn
spojrzał na mnie obojętnie choć lekko zmartwiony.
- Jest lepiej – wychrypiałem. Spojrzała na
mnie z powątpieniem po czym wskazała mi miejsce obok Mulata co ucieszyło moja skromną
osobę. Usiadłem czekając na herbatę, którą przygotowywała mi ciocia. Raz na
jakiś czas zerkałem na Malika, który wydawał się zatopiony w swoich własnych
myślach. Grzebał widelcem w talerzu pełnym jajecznicy. Fuj – pomyślałem z obrzydzeniem. Nienawidziłem tego dania. Nie
dziwię się, że było przez Niego kompletnie nietknięte. Pamiętam, że gdy byłem
na jednym z obozów wakacyjnych aby zaimponować kolegą wchłonąłem 9 surowych
jajek. Nie byłoby to takie złe gdyby nie to, że kolacja, którą zaplanowano 2
godziny później składała się głownie z kurzych jaj. Żółtawa potrawa królowała
na tamtejszym stole. Niestety zmuszony przez jednego z opiekunów zmusiłem się
do zjedzenia jednej porcji owego dania co zdecydowanie nie skończyło się dobrze
dla mojego żołądka. Od tamtej pory nieszczególnie przepadam za jajecznicą.
Westchnąłem cicho zatapiając usta w gorącej herbacie. Ciepła ciecz powoli
przepływała przez mój organizm wywołując przyjemne uczucie wypełnienia. Nie
byłem głodny. Choroba wykańczała całe moje ciało. Zmęczony podniosłem się
życząc wszystkim dobrej nocy co zostało odebrane przez osobników znajdujących
się w kuchni lekkim śmiechem. Zirytowany skierowałem się w stronę pokoju.
Usiadłem na łóżku i jak urzeczony wpatrywałem się w gitarę stojącą w kącie.
Szybko dopadłem instrumentu usadawiając się wygodnie na podłodze. Wyjąłem kartkę z tekstem piosenki, którą
wtedy nad jeziorem starałem się dokończyć. Przygrywałem cicho co rusz dopisując
kolejne słowa i nuty. Kochałem to. Grać, pisać, śpiewać. Po prostu tworzyć.
Uśmiechnąłem się widząc pognieciony kawałek papieru zapełniony dużą ilością słów
i poskreślanych wyrazów. Nieporadnie położyłem ją przed sobą, wziąłem głęboki oddech
i zaśpiewałem pierwszą zwrotkę*. Wdech i przyszła pora na refren, który tak
trudno było mi napisać.
“I cleared my life
I changed my head
trying to catch my skin again
I'm finding out what makes me wanna live
by living it up again
I changed my head
trying to catch my skin again
I'm finding out what makes me wanna live
by living it up again
it's my world
I paved my way
found my sensitivity
I stepped back from the edge
now I'm living it up again” **
I paved my way
found my sensitivity
I stepped back from the edge
now I'm living it up again” **
Tego
potrzebowałem. Niejakiego oczyszczenia w postaci piosenki. Dziwne. Od kiedy
pamiętam nie potrafiłem pisać w domu. Jednym miejscem, w którym potrafiłem
cokolwiek z siebie wycisnąć było jezioro, na które starałem się jak najczęściej
przychodzić. Uwielbiałem tamtejszy klimat. Spokój, woda, ptaki. Najzwyklejsza
sielanka. Odbiegłem myślami w stronę Zayn’a. Czy to możliwe, że to co rzekomo
wydarzyło się w moim pokoju było jedynie wytworem mojej bujnej wyobraźni?
Ciągle
osłabiony doczołgałem się do łóżka mocno okrywając kołdrą. Zamknąłem oczy
wyobrażając sobie sceny, które odgrywały się na owym łóżku paręnaście godzin
wcześniej. Miałem tą cholerną nadzieję, że nie wymyśliłem sobie tego. Że nie
było to jedynie skutkiem choroby. Z westchnieniem wtuliłem się mocniej w
poduszkę wyczuwając delikatny zapach mięty.
*~~*~*~~*
Parę godzin później
schodziłem powolnie schodami na kolacje, do której zostałem wręcz zmuszony.
Usiadłem tuż obok jeden z dziewczynek nakładając sobie jak najmniejszą ilość
jedzenia na talerz. Z ociąganiem wkładałem do ust kolejne łyżki rosołu, który
rzekomo miał mnie magicznie postawić na nogi. Nie zauważając Mulata przy stole
podniosłem zdezorientowane spojrzenie na Ciocię. Ta jakby wiedząc co mam na
myśli chwilę później odpowiedziała na moje pytanie.
- Jest na treningu – uśmiechnęła się.
Zażenowany tym, że w ogóle dałem się przyłapać na tym, że o nim myślałem szybko
pochłonąłem kolację. Dziękując i wstając od stołu skierowałem się w stronę
drzwi, usłyszałem cichy chichot jednej z
dziewczynek na co odwróciłem się zaciekawiony.
- Wiesz Niall – odezwał się słodki głosik – bardzo
uroczo wyglądaliście leżąc na jednym łóżku i przytulając mocno – stwierdziła dziewczynka.
Zamurowało mnie. Więc nie wyśniłem sobie tego? Zayn naprawdę otworzył się
przede mną. Zasnął tuląc mnie do siebie? Ciepło napłynęło mi do policzków.
Szybko wszedłem po schodach rzucając się na miękki materac. Jedyne o czym
potrafiłem myśleć, to to, że wszystko było prawdą. Uśmiechnąłem się lekko.
Teraz może być już tylko lepiej, prawda?
*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*
*
Pierwsza zwrotka była cytowana w rozdziale III, pomyślałam, że nie będę
zapełniać sobie rozdziału powtarzając ją znów tutaj.
** Fragment piosenki A.Goota – Sensitivity. W
wolnym tłumaczeniu, oznacza mniej więcej:
„Rozjaśniłem swoje
życie
Zmieniłem swój tok myślenia
próbując jeszcze raz uchwycić moją skórę
Dowiaduje się, co sprawia, że chce mi się żyć
przeżywając to jeszcze raz
To mój świat
I utwardzić moją drogę
Znaleźć swą wrażliwość
Cofnąłem się od krawędzi
Teraz przeżywam to jeszcze raz”
Zmieniłem swój tok myślenia
próbując jeszcze raz uchwycić moją skórę
Dowiaduje się, co sprawia, że chce mi się żyć
przeżywając to jeszcze raz
To mój świat
I utwardzić moją drogę
Znaleźć swą wrażliwość
Cofnąłem się od krawędzi
Teraz przeżywam to jeszcze raz”
A więc tak, doszliśmy
do wytłumaczenia głównego powodu nienawiści Malika do Horana.
Nie wiem czy właśnie
tego się spodziewaliście, ale ogólnie dziękuję za tak wiele komentarzy < Bo
jest ich cholernie dużo pod poprzednim rozdziałem !!!! > i za wszelkie
wyświetlenia < Których też jest cholernie dużo, bo ponad 550!!! > Mam
nadzieję, że nie zawiodłam was wytłumaczeniem owego wątku.
Za wszelkie błędy (zwłaszcza interpunkcyjne) przepraszam !
Jeżeli chcesz być informowany podaj w komentarzu swój numer gg/ maila/ bloga.
Oczywiście proszę o wyrażanie swoich opinii !
Pozdrawiam i do
następnego robaczki ♥
Arbbuz
Hej, obie przeczytałyśmy ten rozdział w ekspresowym tempie, bo jest naprawdę słodki :D Taaaak! Słodki. W końcu czuję sympatię do Zayna. Nie żebym go wcześniej nie lubiła... Mam nadzieję, że Niall szybko wyzdrowieje :D I że Li go odwiedzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy z
stylinsoncamp.blogspot.com
jejciu, to jest boskie <33 kocham to opowiadanie ;D fajnie że już się wyjaśnił powód nienawiści Zayna :) oczywiście, już nie można doczekać się tego, co będzie dalej :D więcej proszę ;**
OdpowiedzUsuńDoczekałam się! Czekałam z zapartym tchem na ten rozdział i w końcu jest, bardzo dziękuję ♥ Szóstka jest naprawdę wspaniała, nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. I Zayn, który zachowuję się, jakby... faktycznie mu zależało? Nie mam pojęcia, co z tego wyniknie, ale jestem pewna, że nas zaskoczysz :D
OdpowiedzUsuńinformujesz o nowych rozdziałach?
OdpowiedzUsuńTak, jeżeli ktoś napiszę gg/maila/nazwę bloga. + Z lewej strony zaraz pod nagłówkiem jest ZAWSZE napisana data kolejnego rozdziału. Rzadko kiedy są jakieś obsuwy : ))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
bedzie rozdział kolejny?????
OdpowiedzUsuń