niedziela, 24 marca 2013

Rozdział VI






R o z d z i a ł  VII


Sobota, 22 września 2012r.

 Coś mnie obudziło. Promienie słoneczne przedzierające się przez granatową zasłonkę delikatnie raziły moje oczy. Rozejrzałem się zdezorientowany po pomieszczeniu, w którym aktualnie przebywałem. Pokój, który zajmowałem od paru tygodni wydawał się zdecydowanie mroczniejszy przez zasłonięte okna. Sterylna wręcz czystość, której wcześniej tu nie było lekko denerwowała moją osobę. Nie lubiłem porządku. Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciłem wzrok od posprzątanego mahoniowego biurka i przeniosłem spojrzenie na Mulata, który patrzył na mnie nie mniej zdziwiony niż ja na Niego. Co się tutaj do cholery działo? Lekko podparłem się na łokciach starając się chociaż trochę podciągnąć w górę aby lepiej widzieć szatyna. Podniosłem się chwilę potem wyczerpany opadając z powrotem na miękkie poduszki.

 - Ciągle jesteś osłabiony – powiedział cicho Malik, przypatrując się moim żałosnym próbą powstania. Osłabiony? Po czym? Zdziwiony spojrzałem na chłopaka, starając się sobie przypomnieć co mogło być powodem mojej choroby. Coś zaświtało mi w głowie. Spacer z Li, jezioro, szlaban. Zemdlałem? Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, ale zamiast zwykłego pytania, z moich ust wydobyło się jedynie coś na kształt suchego kaszlu i totalnej chrypy.

 - Wody? – zapytał Mulat, który błyskawicznie znalazł się obok mnie delikatnie dotykając mojego czoła swoją zimną dłonią. Zmarszczył brwi, po czym wyszedł z pokoju szybko zbiegając po schodach. No świetnie, zostawił mnie? Umrę, leżąc bezsilnie na łóżku? Wspaniale. Moje makabryczne rozmyślania przerwało ciche przekleństwo wydobywające się z ust Malika, który idąc w stronę mojego posłania, wylał niedużą ilość przezroczystego płynu na swoje czyste ubranie. No cóż, wyschnie.  Delikatnie złapał mnie za ramiona podnosząc lekko do góry. Podłożył mi szklankę pod same usta, przechylając ją lekko w moją stronę.  Kilka łyków później dostałem do ręki parę proszków, które natychmiast popiłem. Odchrząknąłem zwracając tym na siebie uwagę Zayn’a, który wcześniej zaciekle wpatrywał się w nieodsłonięte okno.

 - Długo spałem? – zapytałem chrapliwym głosem.

 - 2 dni. Mamy sobotę, popołudnie. Mama pojechała na zakupy z dziewczynkami. Wróci za parę godzin. Do tego czasu mam się Toba zajmować – odpowiedział obojętnie – więc… jak się czujesz?

 - Dziwnie – odpowiedziałem wolno analizując jego wcześniejsze słowa. Mulat jedynie zaśmiał się pod nosem pytając czy jestem głodny. Kiwnąłem potwierdzająco głową, co i tak kosztowało mnie sporo roboty. Czułem się cholernie bezsilny. Spuściłem wzrok czekając na Zayn’a. Przestraszony spojrzałem na swoje ręce, które zwykle zabandażowane i zakryte, teraz były całkowicie widoczne. Kurwa. Musieli zauważyć. Wsadzą mnie do jakiegoś pieprzonego psychiatryka?  - myślałem gorączkowo.

Delikatnie przejechałem dłonią po niekoniecznie nowych aczkolwiek widocznych ranach. Równe zaczerwienione cięcia pokrywały dużą część mojego nadgarstka. Cholera. To nie tak, że robiłem to regularnie i było tego nie wiadomo jak wiele. Czasem jednak miałem gorsze dni i wtedy idealnym wyjściem z sytuacji a raczej jej załagodzeniem wydawała mi się żyletka. Drgnąłem czując dotyk zimnej dłoni na moim ramieniu. Spojrzałem wprost na ciemne oczy Mulata, który patrzył na mnie wyczekująco jakoby oczekując odpowiedzi? Tak, chyba tak.

 - Czemu to robisz? – zapytał cicho. Poważnie? Prychnąłem pod nosem zwracając tym samym całą uwagę Malika na moją skromną osobę.

 - Widocznie mam powody – odpowiedziałem obojętnie. Chyba nie myślał, że od tak powiem mu wszystko? Wszystkie swoje zmartwienia, słabości? No chyba zwariował. Usiadł na krańcu łóżka co zostało odebrane głośnym skrzypnięciem materaca. Był za blisko, zdecydowanie. Dekoncentrował mnie.  To nie było dobre. Położył dłoń na moim nadgarstku delikatnie przejeżdżając koniuszkiem palca po całej długości cięcia. Dreszcze owładnęły całe moje ciało. Chyba zauważył gęsią skórkę wytworzoną pod jego dotykiem, bo uśmiechnął się lekko wprowadzając mnie tym w stan osłupienia.

Zayn Malik nie bywa miły. Nie dla mnie.

Czułem się dziwnie. Dotykany ot tak przez Malika, który nagle nie płonął do mnie nienawiścią. Podobało mi się, nie powiem, ale jednocześnie stresowało. Skąd miałem wiedzieć co nim kierowało? Może po prostu chciał zmanipulować mną i moimi uczuciami. Przekonać do siebie, a potem wyśmiać i dręczyć do końca mojego pobytu tutaj. Niczego nie mogłem być pewny, a zwłaszcza Jego.

 - Niall.. – zaczął niepewnie. Kurde, co się dzisiaj dzieje z tymi ludźmi? Nie dość, że wypowiedział moje imię. MOJE, to jeszcze jest tak cholernie zawstydzony? Nie rozumiem. Zachęciłem go machnięciem ręki do dokończenia zaczętej wcześniej wypowiedzi. Wziął głęboki oddech a następnie szybko wypalił:

 - Robisz to przeze mnie? – Patrzyłem na Niego z niedowierzeniem wymalowanym na twarzy. On się tym przejął? Nie powinien się raczej cieszyć, że robię sobie krzywdę, tylko dlatego, że znęca się nade mną? Jeżeli wydawało mi się, że to było dziwne i stresujące to myliłem się. Następne słowa wprowadziły mnie w totalne osłupienie.

 - Ja przepraszam. To nie tak, że Cię nienawidzę. Nienawidziłem Cię zanim tutaj przyjechałeś. Nienawidziłem tego, że byłeś takim pieprzonym ideałem. To zabawne prawda? – zapytał ironicznie – Czułem się gorszy. Rodzice opowiadali o Tobie od lat, jak dobrze się uczysz, jaki jesteś lubiany, grzeczny, wspaniały. Nie wiem czemu Ci to mówię. Może chcę się usprawiedliwić? To, że byłem dla Ciebie takim kutasem – skrzywił się nieznacznie – Po prostu, przez lata mówiono mi, że powinien być taki jak Ty. Za każdym razem kiedy mama wracała nie mogła się Ciebie nachwalić, wiesz? Nienawidziłem tego, że byłeś dla niej lepszy.
Speszył się, spuszczając głowę i wzrok na swoje kolana. Leżałem z szeroko otwartymi oczami myśląc jak to w ogóle możliwe? Tłumaczył mi się? Nie nienawidził mnie? Poczułem cholerną ulgę opanowującą całe moje ciało. Z zamyślenia wyrwał mnie skrzyp materaca. Podnosił się, chciał odejść? W ostatniej chwili złapałem go za dłoń, mocno przyciągając do siebie.

 - Nie idź, zostań ze mną – powiedziałem drżącym głosem. Byłem zdezorientowany, ale szczęśliwy. Współczułem mu. Nie wiedziałem jak to jest być w pewien sposób olewanym przez własnych rodziców. Dla moich byłem całym światem. Ich słoneczkiem jak to zawsze mawiali. Dopiero teraz uświadomiłem sobie czemu mnie nie cierpiał. Czuł się gorszy.

Niepotrzebnie.

Lekko zamroczony lekami pociągnąłem go w stronę łóżka nakazując mu w ten sposób usiąść. Niepewnie położyłem swoją dłoń na jego ramieniu dodając mu w ten sposób jako takiej otuchy. Spojrzał na mnie wdzięcznym wzrokiem a następnie z lekkim westchnieniem ułożył się tuż obok mnie, lekko obejmując moje zziębnięte i chore ciało.

 - Zmarzłeś – stwierdził cicho jakoby na usprawiedliwienie tego co właśnie robił. Wtulił twarz w moją szyję doprowadzając do kolejnej fali dreszczy ogarniających moje ciało tyle, że tym razem przyjemnych. Gorącym powietrzem wydobywającym się z jego ust dmuchnął w moje obojczyki muskając je delikatnie. Zarumieniłem się co niestety zostało zauważone przez Mulata. Zaśmiał się cicho następnie obejmując mnie ciaśniej i mocniej przyciskając do siebie.

 - Czemu to robisz? – zapytałem cicho. Nie rozumiałem go. Wyrzucając to z siebie nagle zaczął traktować mnie jak przyjaciela? Może to jeden z kolejnych podstępów? Nie wiem. Byłem zmęczony. Przymknąłem powieki czekając na odpowiedź, która ciągle nie nadchodziła. Byłem cierpliwy. Pytanie nie należało do najłatwiejszych, rozumiałem to. Mijały sekundy, minuty. Brak reakcji ze strony Mulata lekko mnie zaciekawił. Spojrzałem w dół dostrzegając zamknięte oczy i czując na szyi równomierny oddech Zayn’a. Zasnął. Mocniej wtuliłem się w jego klatkę piersiową również zamykając oczy. Odpłynąłem otulony delikatną wonią mięty.

*~~*~*~~*

Nie otwierając oczu przeciągnąłem się rozprostowując zdrętwiałe kości. Zdezorientowany otworzyłem ciągle zmęczone oczy nie dostrzegając obok mnie ciała Malika. Wydawało mi się? Sen? Tak cholernie realny? Niemożliwe, prawda? Chciałem, wręcz pragnąłem żeby to nie okazało się kolejnym pieprzonym kłamstwem. Pragnąłem Jego osoby. Cholernego cynicznego uśmiechu. Obojętnego spojrzenia.

Wstałem chwiejąc się lekko na boki. Podszedłem do okna odsłaniając granatowe zasłonki. Letnie słońce delikatnie raziło moje oczy. Przespałem kolejny dzień? Z westchnieniem opuściłem pokój kierując swe kroki w stronę kuchni, z której dochodziło wesołe przekrzykiwanie. Wszedłem zwracając na siebie uwagę 3 par oczu.

 - Niall? Dobrze się czujesz? Czemu wstałeś z łóżka? – usłyszałem nutkę nagany w głosie Ciotki Trish. Waliyaha jedynie zaśmiała się uroczo a sam Zayn spojrzał na mnie obojętnie choć lekko zmartwiony.

 - Jest lepiej – wychrypiałem. Spojrzała na mnie z powątpieniem po czym wskazała mi miejsce obok Mulata co ucieszyło moja skromną osobę. Usiadłem czekając na herbatę, którą przygotowywała mi ciocia. Raz na jakiś czas zerkałem na Malika, który wydawał się zatopiony w swoich własnych myślach. Grzebał widelcem w talerzu pełnym jajecznicy. Fuj – pomyślałem z obrzydzeniem. Nienawidziłem tego dania. Nie dziwię się, że było przez Niego kompletnie nietknięte. Pamiętam, że gdy byłem na jednym z obozów wakacyjnych aby zaimponować kolegą wchłonąłem 9 surowych jajek. Nie byłoby to takie złe gdyby nie to, że kolacja, którą zaplanowano 2 godziny później składała się głownie z kurzych jaj. Żółtawa potrawa królowała na tamtejszym stole. Niestety zmuszony przez jednego z opiekunów zmusiłem się do zjedzenia jednej porcji owego dania co zdecydowanie nie skończyło się dobrze dla mojego żołądka. Od tamtej pory nieszczególnie przepadam za jajecznicą. Westchnąłem cicho zatapiając usta w gorącej herbacie. Ciepła ciecz powoli przepływała przez mój organizm wywołując przyjemne uczucie wypełnienia. Nie byłem głodny. Choroba wykańczała całe moje ciało. Zmęczony podniosłem się życząc wszystkim dobrej nocy co zostało odebrane przez osobników znajdujących się w kuchni lekkim śmiechem. Zirytowany skierowałem się w stronę pokoju. Usiadłem na łóżku i jak urzeczony wpatrywałem się w gitarę stojącą w kącie. Szybko dopadłem instrumentu usadawiając się wygodnie na podłodze.  Wyjąłem kartkę z tekstem piosenki, którą wtedy nad jeziorem starałem się dokończyć. Przygrywałem cicho co rusz dopisując kolejne słowa i nuty. Kochałem to. Grać, pisać, śpiewać. Po prostu tworzyć. Uśmiechnąłem się widząc pognieciony kawałek papieru zapełniony dużą ilością słów i poskreślanych wyrazów. Nieporadnie położyłem ją przed sobą, wziąłem głęboki oddech i zaśpiewałem pierwszą zwrotkę*. Wdech i przyszła pora na refren, który tak trudno było mi napisać.


“I cleared my life
I changed my head
trying to catch my skin again
I'm finding out what makes me wanna live
by living it up again
it's my world
I paved my way
found my sensitivity
I stepped back from the edge
now I'm living it up again” **


Tego potrzebowałem. Niejakiego oczyszczenia w postaci piosenki. Dziwne. Od kiedy pamiętam nie potrafiłem pisać w domu. Jednym miejscem, w którym potrafiłem cokolwiek z siebie wycisnąć było jezioro, na które starałem się jak najczęściej przychodzić. Uwielbiałem tamtejszy klimat. Spokój, woda, ptaki. Najzwyklejsza sielanka. Odbiegłem myślami w stronę Zayn’a. Czy to możliwe, że to co rzekomo wydarzyło się w moim pokoju było jedynie wytworem mojej bujnej wyobraźni?

Ciągle osłabiony doczołgałem się do łóżka mocno okrywając kołdrą. Zamknąłem oczy wyobrażając sobie sceny, które odgrywały się na owym łóżku paręnaście godzin wcześniej. Miałem tą cholerną nadzieję, że nie wymyśliłem sobie tego. Że nie było to jedynie skutkiem choroby. Z westchnieniem wtuliłem się mocniej w poduszkę wyczuwając delikatny zapach mięty.


*~~*~*~~*

Parę godzin później schodziłem powolnie schodami na kolacje, do której zostałem wręcz zmuszony. Usiadłem tuż obok jeden z dziewczynek nakładając sobie jak najmniejszą ilość jedzenia na talerz. Z ociąganiem wkładałem do ust kolejne łyżki rosołu, który rzekomo miał mnie magicznie postawić na nogi. Nie zauważając Mulata przy stole podniosłem zdezorientowane spojrzenie na Ciocię. Ta jakby wiedząc co mam na myśli chwilę później odpowiedziała na moje pytanie.

 - Jest na treningu – uśmiechnęła się. Zażenowany tym, że w ogóle dałem się przyłapać na tym, że o nim myślałem szybko pochłonąłem kolację. Dziękując i wstając od stołu skierowałem się w stronę drzwi,  usłyszałem cichy chichot jednej z dziewczynek na co odwróciłem się zaciekawiony.

 - Wiesz Niall – odezwał się słodki głosik – bardzo uroczo wyglądaliście leżąc na jednym łóżku i przytulając mocno – stwierdziła dziewczynka. Zamurowało mnie. Więc nie wyśniłem sobie tego? Zayn naprawdę otworzył się przede mną. Zasnął tuląc mnie do siebie? Ciepło napłynęło mi do policzków. Szybko wszedłem po schodach rzucając się na miękki materac. Jedyne o czym potrafiłem myśleć, to to, że wszystko było prawdą. Uśmiechnąłem się lekko.

 Teraz może być już tylko lepiej, prawda?



*~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~*


* Pierwsza zwrotka była cytowana w rozdziale III, pomyślałam, że nie będę zapełniać sobie rozdziału powtarzając ją znów tutaj.

**  Fragment piosenki A.Goota – Sensitivity. W wolnym tłumaczeniu, oznacza mniej więcej:
„Rozjaśniłem swoje życie
Zmieniłem swój tok myślenia
próbując jeszcze raz uchwycić moją skórę
Dowiaduje się, co sprawia, że chce mi się żyć
przeżywając to jeszcze raz
To mój świat
I utwardzić moją drogę
Znaleźć swą wrażliwość
Cofnąłem się od krawędzi
Teraz przeżywam to jeszcze raz”


A więc tak, doszliśmy do wytłumaczenia głównego powodu nienawiści Malika do Horana.
Nie wiem czy właśnie tego się spodziewaliście, ale ogólnie dziękuję za tak wiele komentarzy < Bo jest ich cholernie dużo pod poprzednim rozdziałem !!!! > i za wszelkie wyświetlenia < Których też jest cholernie dużo, bo ponad 550!!! > Mam nadzieję, że nie zawiodłam was wytłumaczeniem owego wątku.

Za wszelkie błędy (zwłaszcza interpunkcyjne) przepraszam !

Jeżeli chcesz być informowany podaj w komentarzu swój numer gg/ maila/ bloga.

Oczywiście proszę o wyrażanie swoich opinii !

Pozdrawiam i do następnego robaczki ♥



Arbbuz


6 komentarzy:

  1. Hej, obie przeczytałyśmy ten rozdział w ekspresowym tempie, bo jest naprawdę słodki :D Taaaak! Słodki. W końcu czuję sympatię do Zayna. Nie żebym go wcześniej nie lubiła... Mam nadzieję, że Niall szybko wyzdrowieje :D I że Li go odwiedzi.

    Pozdrawiamy z
    stylinsoncamp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. jejciu, to jest boskie <33 kocham to opowiadanie ;D fajnie że już się wyjaśnił powód nienawiści Zayna :) oczywiście, już nie można doczekać się tego, co będzie dalej :D więcej proszę ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Doczekałam się! Czekałam z zapartym tchem na ten rozdział i w końcu jest, bardzo dziękuję ♥ Szóstka jest naprawdę wspaniała, nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. I Zayn, który zachowuję się, jakby... faktycznie mu zależało? Nie mam pojęcia, co z tego wyniknie, ale jestem pewna, że nas zaskoczysz :D

    OdpowiedzUsuń
  4. informujesz o nowych rozdziałach?

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, jeżeli ktoś napiszę gg/maila/nazwę bloga. + Z lewej strony zaraz pod nagłówkiem jest ZAWSZE napisana data kolejnego rozdziału. Rzadko kiedy są jakieś obsuwy : ))

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. bedzie rozdział kolejny?????

    OdpowiedzUsuń